CW 10 lat: Nowoczesność - era intelektu

Po angielsku economy to gospodarka, a po polsku "ekonomia" to nauka o gospodarce (economics). To są, oczywiście, dwie różne rzeczy. A więc new economy to nowa gospodarka, a nie nowa ekonomia, jak to czytamy w Poradniku Finansowym i w innych tekstach równie wybrakowanych językowo. Po tej poprawce otrzymamy definicję daleką od wyczerpania sprawy, lecz przydatną w punkcie wyjścia, zanurzoną w następującym kontekście.

"Fundusz inwestuje w akcje największych firm światowych z sektora nowej gospodarki, to jest spółek internetowych, telekomunikacyjnych, medialnych". Do wyjaśnienia sensu tych trzech przymiotników pomocne są wymienione przykładowo nazwy firm z tego sektora: Cisco Systems, Nokia, Vodafone Airtouch, Sun Microsystems, Yahoo!, Amazon.com.

Dlaczego tak zdefiniowana gospodarka zasługuje na określenie "intelektualna"? Niech to wyjaśni następująca historia. Amerykański potentat elektroniki Lucent Technologies nabył izraelską firmę Chromatis za 4,5 mld USD. Suma to imponująca, zważywszy że firma nie sprzedała na razie niczego i nie zarobiła ani dolara. Stworzyła natomiast technologię, która zwiększa o połowę przepustowość światłowodów w telekomunikacji miejskiej. Właściciele firmy, dwaj inżynierowie programiści, wzbogacili się każdy o 675 mln USD, a każdy z mających udziały w firmi pracowników - o 30 mln USD. Za te pieniądze amerykański koncern kupił produkt znajdujący się w ludzkich głowach. Oczywiście, jego istnienie musi być poświadczone iluś wierszami napisanego na jakimś nośniku i poddanego testom oprogramowania, bo nabywca nie ma bezpośredniego do głów wglądu, ale istota produktu jest intelektualna. Takie wartości mogły wejść w obieg gospodarczy dopiero od czasu, gdy powstały systemy prawne definiujące i chroniące własność intelektualną. Były one zwiastunem nowoczesności gospodarczej. Nastaje zaś ta nowoczesność wtedy, gdy znakomitą większość produktu narodowego tworzy się dzięki zasobom intelektu.

Aby docenić przełomowy charakter zrozumienia, że o sukcesie gospodarczym decyduje intelekt, nie trzeba sięgać aż po takie np. tło kontrastowe, jak średniowieczne ustawy cechowe, hamujące indywidualną pomysłowość. Wystarczy przypomnieć, że do roku 1990 w polskich uczelniach obowiązywał kurs ekonomii marksistowskiej, a ta opierała się na aksjomacie, że jedynym źródłem bogactwa jest dla społeczeństwa praca fizyczna robotnika. W doktrynie Marksa, wynalazca, organizator, bankowiec, specjalista od ubezpieczeń, człowiek mający pomysł na nową wzbogacającą kraj produkcję czy człowiek inwestujący kapitał za cenę kolosalnego nieraz ryzyka - to postacie, których rola ekonomiczna jest zerowa (a w przypadku inwestora ujemna, bo tworzy on miejsca wyzysku człowieka przez człowieka).

Dziś może się taka doktryna wydawać absurdalna, ale w swoim czasie, wiek temu czy nawet pół wieku, nie była ona w drastycznej sprzeczności z potocznym myśleniem. Ludzie wprawdzie wiedzieli, że gdzieś kiedyś jakiś wynalazca pomnożył ogólne i swoje bogactwo, że aby była produkcja, musi jej doglądać jakiś kierownik, a ktoś musi uczyć dzieci, ale poczciwy ogół sądził, że taki wkład do gospodarki jest marginalny, a stoi ona głównie na pracy najemnej górników, hutników itd. Fakt, że w ich pracy równie jak ręce niezbędne są maszyny, nie prowokował do refleksji, że istnieje wkład intelektu, bez którego nie byłoby maszyn; maszyny wrosły w krajobraz jako coś tak zastanego, jak ziemia czy powietrze.


TOP 200