CW 10 lat: Nowoczesność - era intelektu

Z tym poglądem polemizują Alvin i Heidi Tofflerowie (para futurologów tym się wyróżniająca, że ich prognozy się sprawdzają, jak widać po trzydziestu latach od ukazania się Szoku przyszłości). Polemika merytoryczna nie jest tu najlepszą strategią, bo odwraca uwagę od pewnego błędu metodologicznego. Uwierzmy ekspertom, że trafnie zostały oszacowane szanse elektroniki molekularnej prowadzącej do zawrotnych postępów w przetwarzaniu informacji. Powiedzmy, że porównano te przyszłe procesory z tym, ile bitów na sekundę może przetworzyć mózg, i zauważono zrównanie się tych parametrów. Wyprowadzanie stąd wniosku o zrównaniu się mocy porównywanych systemów opiera się na założeniu, że mózg przetwarza dane nie tylko tak sprawnie jak maszyna cyfrowa, ale że czyni to w taki sam sposób, mianowicie na zasadzie maszyny Turinga zdefiniowanej w 1936 r. Tego drugiego jednak trzeba dopiero dowieść! Gdy z podobieństwa w jednym aspekcie wnioskuje się, że zachodzi ono w każdym innym, popełnia się błąd metodologiczny.

I właśnie wykazanie, że mózg pracuje na tej samej zasadzie, co maszyna Turinga, będzie wielkim zadaniem dla neuro-informatyki. Zostanie ono wykonane, gdy wszystkie procesy, które uważamy za twórcze, na przykład odkrywanie aksjomatów matematyki, okażą się w gruncie rzeczy mechanicznymi procedurami w kodzie neuronowym. W to właśnie wierzył Alan Turing w 1950 r. Tę wiarę powinna neuroinformatyka bądź potwierdzić, bądź obalić. Cokolwiek się okaże, będzie to jeden z historycznych sukcesów nauki. Dzięki niemu gatunek ludzki uzyska nową samoświadomość, która w znaczącym stopniu określi jego dalsze losy. Jeśli okaże się, że mózg jest identyczny w swej istocie z maszyną cyfrową, nie będzie powodu, żeby ingerencje w mózg człowieka oceniać inaczej niż przeróbki w maszynie. Tak wielka rewolucja w moralności prowadziłaby do równie wielkiej w prawie i polityce.

Możemy więc już dzisiaj przygotowywać się do przyszłych rewelacji bioinformatyki: w sposób warunkowy, badając konsekwencje alternatywnych hipotez.

Nowa gospodarka a astronomia

Zestawienie to nie jest czystą spekulacją, choć wydawać się może bardziej naturalne zestawienie z astrologią; wszak niektórzy wiele by dali za porządny horoskop gospodarczy. Jeśli nasza idea nowoczesności nie ma poprzestać na horyzoncie gazetowym, wyznaczonym przez doniesienia o nowej odmianie robotów czy o giełdowych przygodach spółek internetowych, to trzeba popatrzeć na sprawy również z perspektywy kosmicznej. Nie jest to tylko materia do wizji dalekosiężnych. Już obecne pokolenie polityków w Polsce powinno pod tym kątem spojrzeć na nasz akces do Unii Europejskiej.

Eksploracja kosmosu ma kolosalne aspekty ekonomiczne, a szanse na udział w niej dla kraju takiego jak nasz są zerowe; chyba że staniemy się częścią jestestwa politycznego, zdolnego do partnerstwa z USA.

Popuśćmy wodze fantazji (nie wypuszczając ich jednak z rąk). Co staje się wielkim problemem ekonomicznym, politycznym i moralnym naszych czasów? Oczywiście, bezrobocie! Ale gdy zaprojektujemy kolonię na Marsie (nie mówiąc o ambitniejszych projektach inżynierii kosmicznej), od razu się ujawni brak siły roboczej. Wystarczy jej i dla spragnionych pracy mieszkańców Krajów Trzeciego Świata, o ile będą mieli odpowiednie kwalifikacje. Jakie? Oczywiście, informatyczne! Nie będziemy wysyłać ludzi do nawadniania kanałów na Marsie, od tego będą roboty. Ludzi będziemy potrzebować do obsługi gigantycznych mocy obliczeniowych, jakich wymagają projekty kosmiczne. Niech łaskawie weźmie to pod uwagę UNESCO w swych planach edukacyjnych; a może i misjonarze różnych wyznań pomogą najbiedniejszym dźwigać się z biedy przez edukację komputerową (zgodnie z tradycją, że oprócz pacierza uczyli też alfabetu). Trzeba jednak, żeby rozumiano, jak bardzo jest to konieczne.


TOP 200