Z pamiętnika bezrobotnego salesa

Po pewnym czasie pojawiają się efekty uboczne rejestracji w serwisach poświęconych szukaniu pracy czy w agencjach pośrednictwa. Po kilku tygodniach od rejestracji dzwoni do mnie z takiej firmy bardzo miła Pani. Z troską pyta, czy coś już znalazłem, wysłuchuje raportu ze stanu poszukiwań i wyciąga z niego wniosek, że powinien popracować nad wizerunkiem i promocją mojej osoby, w czym ta Pani i jej firma chętnie mi pomogą, za skromną kwotę poniżej 10 tys. zł. Mierzę szybko swój poziom desperacji i odmawiam. Pani pogodnie stwierdza, że jeszcze do mnie zadzwoni. Może ma rację? Skoro jednego świeżo pozbawionego immunitetu posła udało się wykreować na zbawcę narodu, to może ze mnie można jeszcze zrobić Larry'ego Ellisona? Gaśnie moja wiara w e-gospodarkę w polskim wydaniu, choć nadal rutynowo sprawdzam serwisy i odpowiadam na oferty, może już dawno obstawione przez tych poinformowanych wcześniej.

Gry wstępne w agencji doradztwa personalnego

Moja akcja ofertowa zaczyna dawać efekty - idę na pierwsze, wstępne spotkania z konsultantami. Wszystkie spotkania mają trzy cechy wspólne.

Po pierwsze: zostaję poinformowany, że sytuacja na rynku pracy w IT się poprawia, co nie znaczy, że jest dobrze, mam jednak szczęście, bo jestem w najlepszych rękach. Po drugie: chcieliby wiedzieć, ile jestem w stanie wytrzymać bez pracy, bo z moimi oczekiwaniami finansowymi muszę się liczyć z 6-12-miesięcznym okresem poszukiwania (czasami następuje tu pouczająca historyjka o innym poszukującym, który też chciał za dużo i już ponad rok siedzi w domu). Po trzecie: czy nie wiem przypadkiem, czy moja była firma będzie szukała kogoś do pracy na moje miejsce i z kim należy o tym rozmawiać? Często pojawia się też pytanie: "W jakiej firmie nie chciałby Pan pracować?". Początkowo wymieniam kilka (a to szef furiat i ordynus, a to są zaplątani w jakiś mętny przetarg, a to pracownicy mają zero swobody działania, bo prezes decyduje nawet o tym, jaki kto będzie miał numer telefonu komórkowego). Ale na kolejnych spotkaniach lista niechcianych pracodawców jakoś mi się zaczyna skracać (no, może poza tą firmą z szefem furiatem i ordynusem, bo nawet jedna moja rozmówczyni, gdy pada nazwa tej firmy, kiwa ze zrozumieniem głową i mówi, że tam to już nikt nie chce pracować, nawet najwięksi desperaci).

Prawdziwych przyjaciół poznaje się na bezrobociu

Zaprzyjaźniony head hunter już w pierwszej rozmowie uprzedza mnie lojalnie, że tylko 20% ofert pracy trafia na rynek i pojawia się w ogłoszeniach. To o te zlecenia biją się wszyscy poszukujący. Bracia w Niedoli potwierdzają: szukaj przede wszystkim przez własne kontakty, bezpośrednio u pracodawcy, tam gdzie obsadza się pozostałe 80% stanowisk. Brat Ekspert od head hunterów dodaje, że żaden pośrednik nie zaryzykuje zaproponowania do pracy kandydata nie odpowiadającego idealnie zleceniu w obawie, że je straci, bo nie dostarcza dokładnie zamówionego towaru. Mają być rudzi - będą rudzi, a łysy, choć bardzo kompetentny, nie ma nawet cienia szansy na zaprezentowanie się pracodawcy. Firma szukająca pracownika bez pośredników może sobie pozwolić na nagięcie niektórych kryteriów, jeżeli kandydat jej się spodoba.

Robię więc listę znajomych VIP-ów z mocą sprawczą w kwestii zatrudnienia i zaczynam się umawiać na rozmowy. Ponieważ sam pamiętam, że bezpośrednia prośba mniej lub bardziej znajomej osoby o pomoc w otrzymaniu posady w firmie, w której się samemu pracuje, bywa krępująca, a odmowa pomocy (bo np. nie ma się możliwości załatwienia pracy lub kandydat się do danej firmy nie nadaje i nie chcemy go polecać) jest nieprzyjemna dla obu stron - przyjmuję inną strategię. Nie mówię, że szukam pracy, raczej cieszę się okresem wypowiedzenia i nieśpiesznie zastanawiam się, co dalej. Pytam o opinię na temat rynku pracy (kto dobrze płaci, gdzie jest dobra atmosfera, która firma się rozwija i inwestuje w ludzi itd.), podpytuję, co VIP zrobiłby na moim miejscu. To też jest przydatna wiedza, a poza tym jedna osoba na pięć sama oferuje pomoc w poszukiwaniu pracy. Pozostałych czterech chyba nie uraziłem i jeszcze w krytycznej sytuacji mogę je o coś poprosić. To zresztą najciekawszy kanał komunikacji z rynkiem pracy IT, daje obraz jego stanu i kierunku ewolucji.

We wdzięcznej pamięci zapisuję te kilka osób, które same, nie pytane, zaproponowały mi pomoc. To są więzi jak z lat wojny, takiej pomocy się nie zapomina.


TOP 200