Rozmowy o edukacji

Po co więc myślimy o uniwersytecie wirtualnym i magazynowaniu wszystkiego w zdalnych bazach danych?

Proszę zastanowić się nad takim problemem: ile jesteśmy w stanie nauczyć się. Tradycyjne metody nauczania i zbierania informacji są bardzo czasochłonne. Ileż to czasu każdy student, każdy naukowiec musi spędzić na kwerendach bibliotecznych i archiwalnych! Sam spędziłem miesiące na zbieraniu materiałów, będąc zmuszony jeszcze jeździć z Nowego Sącza po całej Polsce. Każdy profesor spędził kilka lat na poszukiwaniu materiałów źródłowych. Teraz, kiedy mam możliwość korzystania z naszej biblioteki elektronicznej - nie kryję żalu, że kiedyś jak sam jeszcze byłem "praktykującym" fizykiem – nie miałem takich możliwości. Gdybym tylko był młodszy o 20 lat, zrobiłbym wiele rzeczy 5 razy więcej. Z tego punktu widzenia możliwość dotarcia szybciej do zgromadzonej wiedzy i możliwość jego wykorzystania – chociażby przez to, że znajdziemy w bazie danych kilkanaście artykułów z ostatnich lat o inwestycjach w przemysł komputerowy w Brazylii – radykalnie rozwija horyzont człowieka.

Jak pan sądzi, ile procent możliwości swojego mózgu wykorzystuje człowiek? Powiedzmy, kilka procent. A jeśli technologia pozwoli uruchomić 1% więcej – jakiż to może dać postęp naszej cywilizacji!

Powinniśmy więc dążyć do tego, aby jak najlepiej nauczyć się wykorzystywać nowe technologie. Ale czy umiejętność wykorzystywania nowych zdobyczy cywilizacji, w tym różnych uniwersytetów wirtualnych i bibliotek elektronicznych, nie zostanie opanowana wyłącznie przez bogatych mieszkańców Ziemi?

Ależ skąd! Gdy weźmiemy np. pod uwagę możliwości sieci internetowej, łatwo dostrzeżemy jej pozytywny wpływ na rozszerzanie się demokracji. Dotąd chłopiec z ubogiej rodziny z podsądeckiego Rytra i chłopiec z wielkiego miasta, który miał rodziców dobrze sytuowanych, mieli od dzieciństwa ukierunkowaną drogę rozwoju. Aby ją zmienić, mieszkaniec wsi musiał wykonać pracę na miarę Herkulesa. Teraz dzięki sieci można sobie wyobrazić, że ten człowiek, o ile będzie mu dane wykorzystać możliwości technologii, rozszerzy swój potencjał intelektualny i wniesie coś nowego do nauki.

Ale pamiętajmy o jednym. Przeciętna szkoła szlifuje ucznia z dwóch stron: od góry i od dołu, równa do środka, przez co gubi talenty. Geniusz nie przeskoczy, ponieważ nie pasuje do systemu. Zostaje jak piłka wykopany na aut. W dobrej szkole nie można im przeszkadzać. Niech się rozwijają! Właśnie dla takich potencjalnych geniuszy wykluwa się idea zdalnego nauczania i nowoczesnych uniwersytetów.

Jeśli objawiają się ich tysiące, będziemy blisko urzeczywistnienia idei Państwa Platona, rządów genialnych filozofów. A tak poważnie. Można wnioskować, że lepszy los czeka w przyszłości człowieka wykształconego, tak jak kiedyś życie determinował herb lub jego brak.

Rzeczywiście, osoby wykształcone będą miały łatwiej. Lecz ile ich będzie? 30, 40%? Wracamy w tym momencie do rozważań ile powinno być uniwersytetów w Polsce. Lecz nie tylko potrzeba u nas ludzi wykształconych – wyczuwa się także zapotrzebowanie na superelitę. Polityka, dyplomacja, biznes będzie polem działania absolwentów studiów magisterskich – także po Wyższej Szkole Biznesu w Nowym Sączu. Aby tak się stało, muszę zwracać szczególną uwagę na poziom młodych ludzi, którzy chcą się u nas uczyć, i chronić szkołę przed pokusą nieustannego wzrostu liczby studentów. Ilość bardzo rzadko przechodzi w jakość, a raczej wcale. Nich moi studenci naprawdę przygotowują się do bycia elitą.

Załóżmy, że Pana student rozpoczął pracę w renomowanej firmie. Ku jego zdumieniu i zarazem radości, kierownictwo korporacji bardzo dużą uwagę przykłada do cyklicznych szkoleń, w których często sami uczestniczą. Jak to jest – myśli w duchu – wydawali się tacy mądrzy i doświadczeni, a ciągle uczą się?

Małe sprostowanie: mój student nigdy tak nie pomyślałby, ponieważ wychodzi ze szkoły z przekonaniem, że szkolenia biznesowe są nieodzownym składnikiem jego kariery...

Kształcenie w obrębie firmy wzrasta zależności od zajmowanego stanowiska. Standard jest taki, że szef dużej korporacji spędza w ciągu roku miesiąc na szkoleniach. Aż 200 godzin! A robotnika kształci się tylko 4 godziny.

W polskich warunkach człowiekowi na stanowisku trudno przyznać się, że czegoś nie wie. Wiele razy spotykałem się z osobami, które były zdumione, gdy mówiłem im wprost, że czegoś nie wiem lub nie rozumiem. Przeżywały szok, bo dla nich rektor, senator i fizyk w jednej osobie musi wiedzieć wszystko. Bzdura! Wcale nie wiem wszystkiego. Przecież człowiek, który zarządza wielkim koncernem, podejmuje decyzje w skali setek tysięcy dolarów i każdy jego błąd kosztuje ogromne pieniądze. Ale każdy jego genialny pomysł generuje też potężne zyski. Toteż powstał specjalny model organizacji szkoleń. Menedżerowi zapewnia luksusowe warunki np. wśród rajskich krajobrazów wysp południowych, aby mógł odreagować stres. Takiego wyluzowanego człowieka „faszeruje” się wiedzą i daje się jej przegląd. Zaczyna on porządkować obszar swojej wiedzy i ponownie zestawiać fakty. Podczas takich spotkań świetnie udają się gry decyzyjne, ponieważ nagle spotykają się twarzą w twarz wypoczęte umysły top managementu, które mogą wreszcie bez stresu pracować na najwyższych obrotach... dla zabawy.

I jaki z tego morał? Na naukę nigdy nie jest za późno, skoro lepsze jutro rodzi się w umysłach otwartych na wiedzę.


TOP 200