3

Zakładając, że przez najbliższe 4, 5 lat nie możemy spodziewać się, iż użytkownicy zapłacą za treści i usługi, a reklama stanie się bardziej sugestywna, jakimi zyskownymi modelami biznesowymi dysponujemy na dziś? Jeśli nie portale, nie B2C, nie B2B, to co?

Jest wiele interesujących modeli, ja dzielę je na dwie grupy. Pierwsza to pure internet players, modele, które bez Internetu nie mają racji bytu. Dobrym przykładem są tu giełdy elektroniczne. Druga grupa to firmy, które próbują połączyć się z tradycyjnym biznesem, by wnieść swoją znajomość Internetu i zyskać dostęp do wiedzy o branży, a w perspektywie stworzyć firmę dysponującą wieloma kanałami dostępu do klienta. W drugim modelu możemy albo działać w ten sposób, by w krótkim okresie zostać nabytym przez tradycyjną firmę, albo od początku rozpocząć działalność z firmą, która ma już doświadczenia w danej branży.

Mówił Pan o giełdach elektronicznych, jako dobrym przykładzie dobrego modelu biznesowego pure-play? Jest jednak sporo przykładów giełd B2B, które nie odniosły spodziewanego sukcesu.

Wiele giełd powstało na bezsensownych rynkach. Aby giełda elektroniczna mogła zaistnieć na rynku, powinien on spełniać kilka kryteriów. Najlepsze są rynki mocno rozproszone, do którego dostęp jest bardzo utrudniony, a dobro jest mocno kwantyfikowalne. Tworząc taką giełdę, muszę ułatwiać użytkownikom dostęp do pewnego dobra, do którego wcześniej dostęp był bardzo utrudniony, tym samym zwiększając rynek i konsolidując go. Dobrym przykładem jest rynek cegieł w Polsce. To towar, który dość łatwo da się opisać, a sprzedawca nie musi go jakoś szczególnie dodatkowo uatrakcyjniać. Z drugiej jednak strony, takie giełdy w pewnym stopniu kanibalizują producentów i sprzedawców. Sprzedawca nie chce powiedzieć, że ma cegłę 5 x 12, on ma cegłę 5 x 12, żółciutką, z małymi dziurkami - w ten sposób próbuje różnicować swój produkt w stosunku do konkurencji.

Ciech popełnia błąd, robiąc giełdę chemiczną, gdzie odbiorców można policzyć na palcach jednej ręki, i mając nadzieję na zmonopolizowanie rynku. Innym dobrym przykładem złego podejścia jest rynek energetyczny. Graczy na tym rynku jest naprawdę niewielu. Giełda internetowa nie stwarza nowych możliwości.

Może więc poda Pan przykłady udanych przedsięwzięć?

Serio.pl jest dobrym przykładem. To też jest giełda, w tym przypadku giełda usług lokalnych usługodawców, np. hydraulików. Pozytywnym przykładem jest Imed, który zrozumiał po wejściu w Internet, że nie jest to najbardziej odpowiedni kanał dystrybucji i trzeba z niego zrezygnować. Bardzo dobrym serwisem jest mojeauto.pl, wróżę im sukces. Samochód jest łatwy do opisania, wielu jest uczestników tego rynku, zamknięto import wraków, toteż rynek używanych samochodów musi ruszyć, sprzedaż nowych samochodów maleje, Polacy są teraz biedniejsi, będą więc chcieli kupować używane samochody. Problem polega na tym, że w tego typu biznesie nie ma barier wejścia do konkurencji, a uzyskanie wiodącej pozycji jest związane z ogromnymi nakładami marketingowymi. My też cały czas szukamy dobrych modeli, w które można zainwestować. Jesteśmy zaangażowani w prace nad stworzeniem ISP (Internet Service Provider - dostawca usług internetowych) na tym rynku.

Kolejnego?

Nie, jedynego. Ja nie widzę takiej firmy ISP na tym rynku, którą każdy internauta by znał, która stanowiłaby podstawowe wrota do Internetu, udostępniała połączenia dobrej jakości, i przede wszystkim rozwijała ten rynek. Od dłuższego czasu liczba użytkowników Internetu w Polsce rośnie bardzo wolno, właśnie dlatego że nikt tego rynku indywidualnego nie rozwija, nie edukuje. Nikt zwykłym ludziom nie przekazuje informacji, dlaczego właściwie powinni korzystać z Internetu. Na wszystkich rynkach bardziej rozwiniętych ISP odegrał znaczącą rolę, bo jest to biznes najbardziej zainteresowany tym, by zwiększać liczbę użytkowników Internetu, bo utrzymuje się z samego dostępu. W Niemczech duże firmy ISP zatrudniają Borisa Beckera w reklamie telewizyjnej, by pokazywał, jak wspaniale jest korzystać z Internetu. AOL, Deutsche Telekom - oni edukowali rynek. W Polsce większość takich przedsięwzięć jest kierowana do klienta biznesowego, na którym od razu można zarobić. W pewnym momencie TP SA powiedziała po cichu, że jest jakiś tam numer dostępowy, potem powiedziała to trochę głośniej, ale na tym skończyła się cała akcja marketingowa TP SA w aspekcie Internetu. W pewnym momencie Internetia wyszła z pewną inicjatywą, z której się wycofała. Później nie pojawił się już nikt poważny, za kim stałaby odpowiednia infrastruktura i kto chciałby skierować ofertę do klientów indywidualnych.

IIF nie zdoła zrobić tego samodzielnie, takie przedsięwzięcie wymaga partnera z sektora telekomunikacyjnego. TP SA raczej nie zaangażuje się w taką współpracę.

Nie chcemy tego robić sami, pracujemy nad pozyskaniem odpowiednich partnerów. Obecnie próbujemy już nie angażować się w projekty, które są małe z definicji.

Ale rolą inkubatora jest rozwijanie projektów małych z definicji.

Patrzymy jednak na te projekty w innym świetle. Większość pomysłów to pomysły typu "zasadźmy drzewo na Saharze". Na tym małym polskim rynku mały, internetowy biznes po prostu się nie wykluje. A nawet jeśli się wykluje i z mrówki wyrośnie na biedronkę, i tak ktoś za chwilę to zdepcze. Od początku te małe inicjatywy trzeba wplatać w pewne większe.


TOP 200