Zaniedbana etyka

Nie brakuje jednak wizjonerów, którzy głoszą nadejście nowej epoki. Nie myślę tu o Druckerze, który - koniec końców - ma mniej wspólnego z Marksem aniżeli Manuel Castells. Ten ostatni ma szczególny dar roztaczania panoramicznych wizji przyszłości. Jego wielka trylogia poświęcona "wiekowi informacji" jest właś-nie taką wielką opowieścią o wirtualizacji przyszłości, którą trudno wprost sobie wyobrazić, aczkolwiek jedno jest pewne: przyszłe społeczeństwo będzie się zasadniczo różnić od obecnego. Castells nie projektuje oczywiście raju na ziemi, nawet nie kryje swoich obaw co do obszarów nędzy wyłączonych z głównego nurtu i (chyba można użyć tego słowa) "postępu" w dziedzinie wirtualizacji świata. Zarazem nie traci wiary w możliwości tkwiące w grupowym działaniu, opartym na rzetelnej wiedzy i postępie w dziedzinach technologii.

Bez przesady

Jednym z elementów przyszłego świata, który miał się zasadniczo różnić, jest gospodarka. Mówiło się i pisało zatem o Nowej Gospodarce (new economy), od której zależeć miał dobrobyt przyszłego "społeczeństwa sieciowego". Używanie zamienne wyrażeń "nowa gospodarka" i "nowa ekonomia" uzmysławia nam ponadto fakt, iż w jęz. polskim jednym ze znaczeń słowa "ekonomia" jest "racjonalny sposób gospodarowania".

Kres proroctwom na temat cudów, których mielibyśmy doświadczać dzięki gospodarczemu wykorzystaniu sieci, położyły doniesienia z połowy 2000 r. na temat kondycji firm zaliczanych do tzw. Nowej Gospodarki. W roku 2001 wiadomo było, iż notowania giełdowe tychże zostały mocno przeszacowane i właściwie jedynie szacunki były ich mocną stroną. Inwestowano w akcje spółek związanych z branżą TMT (technologia - media - telekomunikacja) nie tyle w oczekiwaniu na przyszłe zyski tych firm (bowiem bieżących często jeszcze nie było), ile licząc na zwyżkę cen akcji. Optymizm jednych budził nadzieję drugich. Im więcej inwestowano w e-biznes, tym głośniej mówiono o świetlanej przyszłości Nowej Gospodarki. Stare porównanie do bańki mydlanej (bubble economy) owych wzajemnie napędzających się oczekiwań wydawało się odchodzić w niepamięć, gdy tymczasem bańka pękła i stare prawdy wróciły do łask.

Zapomniano bowiem o tym, ile "starej gospodarki" kryło się za tą nową. Dan Roberts pisał w Financial Times o całkiem tradycyjnej infrastrukturze, na której opierała się (czy raczej podskakiwała) telekomunikacyjna bańka. Aby poprowadzić światłowód, należy wykopać tradycyjny rów, aby przesyłać dane za pomocą przenośnego telefonu, kraj musi pokryć sieć tradycyjnych masztów. Wszystkie te prace tak naprawdę wykonują firmy należące do starej gospodarki.

Dzisiaj zapomnieliśmy, iż linie kolejowe to także sieć i to sieć, która zrewolucjonizowała całą gospodarkę. Robert Gordon, zajmujący się historią gospodarczą, wątpi w to, aby rewolucja tele-informatyczna zmieniła świat i stała się źródłem dobrobytu tak radykalnie, jak to miało miejsce w trakcie tzw. drugiej rewolucji przemysłowej w XIX w. Tamte wynalazki zmieniły świat zachodni nie do poznania, obecna rewolucja - jak pisał Dan Roberts - wykoleiła się. Winę za to ponoszą nadmierny optymizm i naiwna wiara w to, iż - upraszczając rzecz całą - np. telefon bez drutu zmieni świat bardziej niż tradycyjny telefon. Oczywiście, wiara w rewolucję nie ma w sobie nic zdrożnego. Powodem kłopotów stały się nadmierne inwestycje w branży TMT.

Efekty tego optymizmu są dzisiaj aż nadto widoczne. Globalne przeinwestowanie doprowadziło do globalnego marnotrawstwa. Jedynie 10% możliwości transmisji danych jest wykorzystywanych, ok. 25% z niewyobrażalnie wysokich nakładów w branży TMT zostało nieodwracalnie zmarnowanych, a prawie pół miliona pracowników w wielu krajach zachodnich straciło już pracę. Tak zwana dotcommania zachwiała pozycją wielu znanych firm: Nortela, Ericssona, Lucenta, Cisco czy Marconiego. Planowana fuzja firm Hewlett-Packard i Compaq ma charakter czysto defensywny: razem łatwiej będzie przetrwać kryzys.

Dobrym przykładem mogą być perspektywy korzystania z sieci przy użyciu telefonów komórkowych. Większość użytkowników - jak pokazują badania - nie jest tym zainteresowana. Wśród 2400 ankietowanych osób tylko 4% wyrażało chęć dokonywania transakcji w Internecie, używając ruchomych telefonów nowej generacji. Tylko 2% próbowało tego za pomocą telefonów, które już posiada, a przecież już dawno wydano w tej branży setki milionów dolarów na stworzenie takiej możliwości (badania A. T. Kearneya i Cambridge Business School).


TOP 200