Paradoksy produktywności

Efekt przenikania

Podsystemy przedsiębiorstwa wzajemnie przenikają się. Dział zaopatrzenia jest w pewnym sensie cząstką działu informatyki, dokonując zakupów sprzętu na rzecz tego ostatniego. W odwrotną stronę te zależności są jednak znacznie silniejsze: podsystem informacyjno-informatyczny jest wyraźnie widoczny we wszystkich innych częściach firmy, pełniąc wobec niej rolę jednego z najważniejszych czynników integracyjnych.

Inwestycja informatyczna będzie widoczna dopiero wtedy, gdy dotrze do innych działów przedsiębiorstwa. Proces rozprzestrzeniania się technologii informatycznej wymaga czasu. Jest to więc sytuacja jakościowo różna od inwestycji w podsystem bezpośrednio wytwórczy, np. obrabiarka instalowana jest od razu w swoim docelowym miejscu.

Omawiany efekt dyfuzyjny dotyczy właściwie każdej nowej technologii. Wyobraźmy sobie firmę z początków XX wieku, która kupuje samochody, porównując wydajność transportowo-ekonomiczną dorożki i auta. Przejście od konia biologicznego do mechanicznego nie mogło odbyć się skokowo. Pełna sprawność samochodu widoczna jest dopiero wtedy, gdy istnieją takie elementy, jak odpowiednia infrastruktura dróg i stacji paliwowych, zaplecze naprawcze i serwis, wykwalifikowany personel, przepisy prawne. Osiągnięcie takiego stanu wymagało lat i dziesięcioleci - wystarczy spojrzeć na problemy naszego drogownictwa.

Czy wynika z tego, że istnieje ograniczona potrzeba inwestowania w najnowsze technologie? Byłoby tak, gdyby do pomiaru efektywności informatyki stosować jedynie miary ekonomiczne, wyrażane w pieniądzu. Nie należy zapominać, że informacja ma charakter niematerialny, a więc i niemierzalny bezkontekstowo. Warto zatem zachować realizm przy określaniu efektów inwestycji informatycznych i sięgać do indywidualnie konstruowanych mierników jakościowych.

Presja otoczenia

Globalne sieci współzależności informatyczno-komercyjnych powodują wzajemne narzucanie coraz nowszych rozwiązań technologicznych w łańcuchach: klient-sprzedawca. Firma produkcyjna nie może ignorować życzenia odbiorcy, co do standardów zamawiania produktów. Przyjmijmy, że informacje o oferowanych towarach mają się znaleźć w branżowej bazie danych z wykorzystaniem standardów EDI (Electronic Data Interchange), transfer danych ma być realizowany na podstawie X.400, a lokalne terminale systemu muszą pracować pod Windows NT, gdyż tego wymaga specyficzne oprogramowanie.

Już tylko ten ostatni warunek może wprowadzić sporo zamieszania w firmie korzystającej z innych systemów operacyjnych (nawet innych wersji Windows), oznaczając takie problemy, jak:

  • migrację niektórych użytkowników do innego systemu

  • równoległy rozwój aplikacji do różnych systemów

  • dublowanie zasobów sprzętowo-programowych.

    Łańcuchy współzależności tworzą pakiety programowe, które mogą się wzajemnie "nie lubić". Podobnie jest ze sprzętem (np. mainframe ma kłopoty w "rozmowie" z maszyną unixową). Istotne znaczenie ma kompatybilność, spełniona, jak wiadomo, w 99%. Reszta jest przysłowiową łyżką dziegciu, skutecznie psującą beczkę miodu.

    Wszystko to sprawia, że góry inwestycji informatycznych rodzą myszy mierzalnych efektów. Życzenie klienta jest oczywiście rozkazem dla dostawcy, ale nie można również pominąć działań konkurencji. Ich dział sprzedaży ma wielowymiarową bazę danych, a my nie? Kupować! Przy czym akurat rozważne śledzenie aktualnych trendów rynkowych jest jak najbardziej pożądane. Niekoniecznie musimy być "najmodniejsi", ale nie wolno nam wypaść z obiegu. Systemy informatyczne wymagają ciągłej pielęgnacji, a to kosztuje. Chwilowe oszczędności w tym zakresie uderzą nas podwójnie po kieszeni w przyszłości.

    Bezkarność inwestycyjna

    Wspomniany brak jednoznacznych metod pomiaru efektywności inwestycji technologii informatycznej powoduje, że trudno jest wykazać zarówno ich efektywność, jak i jej brak. Ten stan rzeczy chroni instancje decyzyjne przed ewentualnymi sankcjami, co prowadzi do rozluźnienia dyscypliny inwestycyjnej. Sprawę komplikuje dodatkowo złożoność wdrażanych systemów. Jeśli specjalista twierdzi, że potrzebował tygodnia na uruchomienie programu, któż zdoła mu udowodnić, iż można to było wykonać w dwa dni? Zdarza się przecież, że faktycznie występują nieprzewidziane trudności i z jednego tygodnia raptem robią się dwa.

    Jasne jest, że im wyższy szczebel zarządzania, tym mniejsza znajomość technicznych problemów informatyki. Z kolei słabszą stroną wykonawców działających na poziomie operacyjnym są niedostatki wiedzy z zakresu organizacyjno-ekonomicznego. Wdrażanie technologii informatycznych, właśnie z uwagi na ich kompleksowość, wymaga podejścia interdyscyplinarnego, co jest rzadkością wśród menedżerów technologii informatycznej. Z reguły zwracają oni szczególną uwagę na techniczne aspekty przedsięwzięcia, natomiast przy ich nieznajomości nierealistycznie szacują nakłady inwestycyjne (błędy planowania zasobów).

    Płynność celów i brak konsekwencji w ich realizacji to kolejny problem z tego obszaru. Jeśli zakładamy, że nowe oprogramowanie zmniejszy zatrudnienie, to efekt ekonomiczny zostanie tylko wtedy osiągnięty, gdy faktycznie dokonamy redukcji personelu. Tymczasem zmiana standardów informatycznych wymusza często nowe formy organizacji zadań, rzutując również na sferę osobową przedsiębiorstwa (hierarchię, podział pracy). Rozwój informatyki może przybierać także formy nie kontrolowane: nadmiar informacji potrafi być tak samo szkodliwy, jak ich brak, a większa liczba danych często prowadzi do trudności w realizacji rutynowych zadań, zamiast je upraszczać.


  • TOP 200