Na tropach e-Smętka

Region jest jednak zbyt biedny, żeby zainwestować odpowiednio wysokie środki w przygotowanie niezbędnego zaplecza. Stosownych funduszy nie mają także pojedynczy mieszkańcy. Wielu z nich z dnia na dzień zostało pozbawionych pracy w licznych na tym terenie PGR. Teraz utrzymują się np. z przemytu - tzw. mrówki codziennie po kilka razy przekraczają północną granicę z Rosją. To jednak wystarczy tylko na przetrwanie. "Łatwo mówić o przebranżowieniu, dokształcaniu itp., gdy się nie zna miejscowych realiów. Łatwo sobie pewne rzeczy wyobrażać z perspektywy Warszawy, trudniej je zrealizować na miejscu. Do przekształceń trzeba mieć kapitał - skąd go mamy tutaj wziąć?" - pyta Andrzej Roszkowski, kierujący Podstrefą Gołdap wchodzącą w skład Suwalskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Ze swoich codziennych kontaktów z przedsiębiorcami wie dobrze, że aby zachęcić inwestorów z odpowiednimi funduszami, trzeba im stworzyć odpowiednie warunki, chociażby zbudować dobre drogi, żeby można było przewieźć towar. Nie wszystkie jednak działania są w mocy lokalnych samorządów.

Szansą na rozwój dla Warmii i Mazur mogłaby być przemyślana, spójna, długofalowa polityka regionalna państwa. Bez niej województwo samo może sobie nie poradzić z wszystkimi nękającymi go problemami. Dla powodzenia wielu lokalnych inicjatyw i starań potrzebne by było również wsparcie z zewnątrz. Takiej polityki jednak na razie nie ma, a przynajmniej mieszkańcy nie odczuwają jej skutków.

Na tropach e-Smętka

Sieć staje się najważniejszym źródłem informacji o ofercie wypoczynkowej.

"O wszystko jak dawniej trzeba zabiegać, wszystko trzeba wychodzić, wyprosić, załatwić" - mówi Andrzej Roszkowski. I to zarówno we władzach na szczeblu rządowym, jak i wojewódzkim. Budowaniu perspektywicznej wizji rozwoju nie sprzyja także obserwowane od paru lat osłabienie roli stolicy województwa. Olsztyn nie jest już jedynym ośrodkiem oddziaływania na region, coraz większego znaczenia nabierają dwa inne miasta - Elbląg i Ełk. Olsztyn musi niemalże już walczyć z nimi o utrzymanie wpływów w regionie i zachowania swej dominującej pozycji jako stolica województwa.

Mówiąc o polityce regionalnej, mieszkańcy województwa warmińsko-mazurskiego nie mają na myśli wyłącznie zwiększonych dotacji na nowe inwestycje czy środków na opiekę społeczną. Chodzi im raczej o podejmowanie przez rząd decyzji sprzyjających rozwojowi regionu. Wtedy będzie mógł on w większym stopniu radzić sobie sam.

Wielką, niewykorzystaną wciąż szansą wydają się kontakty z Obwodem Kaliningradzkim. Tym bardziej, że wśród mieszkańców i władz lokalnych na tamtym terenie jest również takie samo przekonanie. Zamknięcie granic przerwało proces intensywnego rozwoju stosunków gospodarczych między tymi dwoma regionami. Nie są z tego zadowoleni ani polscy przedsiębiorcy, którzy zaczęli już tam budować fabryki, ani handlowcy, którzy dostarczali na tamten rynek duże ilości płodów rolnych, ani właściciele pensjonatów i ośrodków wypoczynkowych, którzy zawsze mogli liczyć na zasobnych turystów z rosyjskiej strony. "Rosjanie to bardzo dobrzy klienci i pewni kontrahenci. Wbrew obiegowym opiniom kontakty biznesowe z nimi są pewne i bezpieczne" - mówią wszyscy zgodnym chórem.

Co ciekawe, przez naszą północną granicę nie biegną żadne trakty światłowodowe, choć takowe prowadzą w każdym innym kierunku, a nawet przez Bałtyk.

Jak dalej potoczą się losy kontaktów gospodarczych warmińsko-mazurskiego z sąsiadem z północy - nie wiadomo. Zapewne będą one zależały w dużej mierze od decyzji politycznych, a także samego rozwoju sytuacji na Wschodzie. Znamienne jest jednak i to, że w zatwierdzonej przez sejmik samorządowy Strategii rozwoju społeczno-gospodarczego województwa warmińsko-mazurskiego, sięgającej po rok 2015, jest cały rozdział poświęcony uwarunkowaniom związanym z przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej, nie ma natomiast podobnego rozdziału o stosunkach z sąsiadami z Federacji Rosyjskiej.

Na dalekiej północy, czyli pętla niemożności

Jak się dosadnie wyraził jeden z przedstawicieli lokalnego biznesu - "Zostawiliście tutaj bezradnych ludzi, jak g... w trawie". Widać ogromny żal wobec tzw. centrali, ale często nie jest to bynajmniej socjalne w treści narzekanie "dajcie", lecz całkiem konkretne zarzuty, że te obszary, które bez zewnętrznej pomocy naprawdę nie mogą sobie dać rady, zostały pozostawione same sobie. Praktycznie nie ma żadnej państwowej pomocy, np. w postaci grantów dla przedsiębiorców, dla takich stosunkowo małych miast, jak Gołdap czy Giżycko. Rosnące zainteresowanie funduszami europejskimi swoje źródło ma również w tym, że nie ma żadnej innej sensownej alternatywy. Można wręcz powiedzieć, że takie regiony, jak Warmińsko-Mazurskie są wręcz na te fundusze skazane, bowiem nasze państwo samo nie ma w tym zakresie nic interesującego do zaoferowania.

Brak dużego zainteresowania częścią tych funduszy przeznaczonych na działania związane z budową społeczeństwa informacyjnego jest oczywiście wyrazem zdroworozsądkowej troski o najpilniejsze sprawy dotyczące raczej infrastruktury fizycznej niż aktywności w przestrzeni wirtualnej. Trudno się temu dziwić, gdy zrozumie się wagę problemów, z którymi na co dzień muszą się mierzyć mieszkańcy Warmii i Mazur.

Jeśli dokładniej wsłuchać się w narzekania lokalnych biznesmenów czy przedstawicieli władz, to widać, że da się z toku podobnych argumentów wyłonić pojedyncze, bardzo konkretne sprawy do załatwienia. W przypadku Gołdapi jest to udrożnienie jednej drogi krajowej i normalizacja stosunków z Obwodem Kaliningradzkim. Te dwie rzeczy mogłyby stanowić ogromny impuls rozwojowy dla pozostającej w stagnacji kilkunastotysięcznej Gołdapi, a są one przecież zadaniem dla państwa, a nie gminy czy powiatu. Takie konkretne "sprawy do załatwienia" zapewne dałoby się wskazać również w wielu innych miejscach. Tylko, czy ktoś rzeczywiście chce to usłyszeć w Olsztynie czy Warszawie?

"My tutaj na dalekiej północy wielu rzeczy musimy uczyć się sami i nie mamy co oglądać się na innych" - mówi wprost szef jednej z większych firm działających w regionie. "Tak naprawdę to wiemy, że pomóc możemy sobie tylko sami" - wtóruje przedstawiciel władz lokalnych.

Wprowadzenie łączności internetowej czy upowszechnienie usług elektronicznych nie zmieni rzeczywistości na terenie Mazur. Gdy rozwinie się biznes, gdy młodzi wykształceni ludzie uznają, że na tym terenie znajdą atrakcyjne miejsca pracy, tak by swoją przyszłość mogli związać z tym obszarem, to społeczeństwo informacyjne przyjdzie również. Może nie samo, ale dzięki ludziom, a nie najbardziej nawet ambitnym programom działania.

Przemysław Gamdzyk

Współpraca: Przemysław Gamdzyk


TOP 200