Mit nowej ekonomii

To nie paradoks. Dziś - jak twierdzi Vincent P. Barabba z General Motors w eseju Rewizyta w jaskini Platona: biznes w epoce niepewności, zamieszczonym w wydanej niedawno książce Blueprint to the Digital Economy - samochód to tylko pretekst do dostarczenia klientowi całej gamy usług i wartości. Nowoczesne auto ma nie tylko jeździć, ale również być centrum komunikacyjnym i rozrywkowym, spełniającym różnorodne indywidualne potrzeby klienta. Stąd rzesze robotników, zajmujących się dawniej skręcaniem śrub, zastąpili wysoko wykwalifikowani specjaliści od marketingu, projektowania, sprzedaży, telekomunikacji, informatyki.

Podobnie dzieje się w innych działach gospodarki. Wyraźnie wskazuje na to we wspomnianej publikacji, lecz w innym eseju (Bankowość bez granic: jak sektor bankowy transformuje się do epoki cyfrowej), Lloyd Darlington z Bank of Montreal, twierdząc: "Ciągle obracamy pieniędzmi, ale informacja, nie pieniądze, jest krwiobiegiem naszego biznesu. Bankowość dokonała skoku do kultury marketingu i sprzedaży. W kulturze tej bank jest charakteryzowany jedynie przez zdolność do dodawania wartości do relacji między klientami, co przekłada się na pozyskiwanie, analizowanie, integrowanie i rozważanie informacji od i na rzecz każdego indywidualnego klienta".

Historia się nie powtarza

Rewolucja wywołana przez zastosowanie technologii informacyjnych kryje się w opisanych zmianach. Nie można liczyć na taki wzrost wydajności pracy, jaki był związany z zastosowaniem energii elektrycznej. Takie liczenie nie ma bowiem sensu. Bardziej istotne jest, by w zmieniającej się rzeczywistości utrzymać lub powiększyć udział w rynku. W tym celu należy rozwijać łańcuch wartości. W łańcuchu tym, na który w dużej mierze składają się usługi, mierzenie produktywności jest znacznie trudniejsze. Jak bowiem liczyć wydajność pracy projektantów, doradców, copywriterów? W zasadzie jedynym miernikiem jest stosunek wypracowanych przez nich pieniędzy do związanych z tym kosztów.

Wróćmy jednak do danych Gordona. Jak wytłumaczyć realny spadek produktywności w gospodarce, jeśli wyłączy się z kalkulacji przemysł komputerowy? Po co przez kilkanaście lat inwestowano miliardy dolarów w infrastrukturę informatyczną, skoro efekty są gorsze niż przed rozpoczęciem tej operacji?

Analitycy widzą kilka wyjaśnień tego paradoksu. Po pierwsze, wskutek intensywnych inwestycji kapitałowych w wielu przedsiębiorstwach obserwuje się nadwyżkę potencjału produkcyjnego. Zainwestowany kapitał nie może się zwrócić, ponieważ nie ma jak go w pełni wykorzystać. Jest to więc raczej wynik błędu w planowaniu strategicznym niż skutek inwestycji w IT.

Drugie wyjaśnienie wymaga spojrzenia na historię. Wprowadzenie energii elektrycznej również trwało wiele lat, nim jego pozytywne skutki znalazły odbicie w statystykach. Podobnie jest z technologiami informatycznymi. Błędem było liczyć, że są one panaceum na problemy firm. W rzeczywistości implementowane technologie, przed 15 laty jeszcze bardzo niedojrzałe, wzrastały wraz z kadrą kierowniczą przedsiębiorstw i w tej wzajemnej relacji się docierały.

Nadzieja w Internecie

Obecne systemy informatyczne są coraz bardziej "ludzkie", niezawodne i głębokie. Z drugiej strony przedsiębiorstwa po latach stosowania inżynierii procesów biznesowych zmieniły się i są wewnętrznie lepiej przygotowane do wykorzystania nowych technologii.

Proces tego dojrzewania jednak jeszcze się nie skończył. Jego zwieńczeniem ma być epoka elektronicznego biznesu, w której dopiero w pełni rozwinie się gospodarka oparta na informacji. Dla przedsiębiorstw oznacza to konieczność dokonania kolejnego kroku - reorientacji strategii biznesowej wokół Internetu. Dopiero wówczas ma nastąpić konsumpcja wieloletnich inwestycji.

Przedsiębiorstwa, które już do granic możliwości usprawniły swoje procesy wewnętrzne, wdrożyły systemy ERP i im podobne, muszą teraz zająć się procesami zewnętrznymi, czyli zarządzaniem łańcuchem wartości. Jedynym, skutecznym narzędziem będzie tu Internet. Pierwsze jaskółki w postaci takich firm, jak Cisco (która sprzedaje przez Internet 80% produkcji) czy Dell (30% produkcji oferowane przez Internet) pokazują, jak wielki potencjał kryje się w elektronicznym biznesie.


TOP 200