Informatyka bez granic

Diabeł tkwi w szczegółach

Przez przejście graniczne w Chyżnem między Polską a Słowacją codziennie przejeżdża ok. 500 tirów. W Boguszowicach k. Cieszyna (granica polsko-czeska) - ok. 1000 ciężarówek. W Koroszczynie na granicy polsko-białoruskiej odprawia się 800 samochodów na dobę, docelo- wo 4000. Dobrze bołoby kontrolować wszystkie przesyłki. W rzeczywistości nie ma kraju na świecie, w którym by tego przestrzegano. Gdyby tak było, kolejka samochodów czekających na wjazd do Polski w Świecku zaczynałaby się pod Berlinem. Jednak w przeciwieństwie do Unii Europejskiej, gdzie bezpośrednio na granicy sprawdza się tylko 1% przesyłek, w Polsce celnik zagląda do ok. 8%. Musi więc wstać od biurka, podejść do samochodu, odsłonić plandekę, sprawdzić i złamać plomby, przejrzeć ładunek, założyć plomby itp. Dla kierowcy oznacza to dłuższy postój o co najmniej kilkadziesiąt minut. Nieliczne terminale celne, np. w Koroszczynie, są wyposażone w stac-jonarne systemy rentgenowskie do kontroli ciężarówek i kontenerów, co znacznie przyspiesza odprawę i jest zdecydowanie skuteczniejsze w walce z przemytem.

"Ale przede wszystkim należy posta-wić na analizę ryzyka" - przekonuje Edward Czejkowski, dyrektor Urzędu Celnego w Krakowie, któremu podlega m.in. krakowskie lotnisko Balice. "Dzielimy więc przedsiębiorców na godnych zaufania, i takich, którzy na nie muszą zasłużyć" - dodaje. Pierwsi nigdy nie złamali prawa, należności celne regulują w terminie oraz co najmniej od roku dokonują obrotu towarowego z zagranicą. Niektórzy duzi importerzy i eksporterzy korzystają z dość uciążliwej (na razie) procedury uproszczonej, gdy samodzielnie przygotowują dokumenty celne i naliczają stosowne opłaty. Drudzy albo kiedyś trafili na czarną listę, albo zamawiają towar, który np. jest objęty akcyzą. Z założenia szczegółowej kontroli poddawane są towary przedsiębiorców, którzy po raz pierwszy coś wysyłają za granicę lub sprowadzają. "Dążymy jednak do tego, by odprawy odbywały się w głębi kraju" - mówi.

Analiza ryzyka wymaga wszakże wiarygodnych danych i narzędzi do ich eksploracji. Czytaj: system Celesta potrzebny od zaraz. Lecz reorganizacja służb celnych, która rozpocznie się w maju br., może spowodować poważne zaburzenia w dość sprawnie działającym modelu obiegu informacji, jeśli zostanie źle przygotowana. Grozi to spowolnieniem i tak już znacznie opóźnionego harmonogramu wdrożeń systemów informatycznych.

Rząd zdecydował, że 31 marca 2002 r. przestanie istnieć Główny Urzęd Ceł (Senat proponuje przedłużenie tego terminu do 30 kwietnia). Jego kompetencje mają zostać w większości przekazane dyrektorom urzędów celnych, przekształconych w izby celne na wzór izb skarbowych, i kierownikom oddziałów celnych zmienionych w urzędy celne. Nadzór nad zintegrowanym w przyszłości aparatem celnym i skarbowym będzie sprawował minister finansów. Do pomocy zostanie powołany szef służby celnej - krajowy komisarz celny.

Tak naprawdę gra się toczy o to, jakie kompetencje będą mieli celnicy tuż przed wejściem do UE i po akcesji. Czy za dwa lata będą mieli pracę? W jaki sposób prowadzić inwestycje informatyczne, gdy zmieniają się struktura organizacyjna i zakres działalności PAC?

"Chcemy pełnić funkcje celno-podatkowe" - oświadcza Tomasz Michalak, prezes GUC. Nic dziwnego. Celnicy wypracowują 30% przychodów budżetu państwa, w tym ok. 70% stanowi podatek VAT i akcyza. "Cło jest podatkiem zanikającym. Już teraz nie jest pobierane od większości towarów z UE oraz kra- jów, z którymi Polska podpisała umowy o strefach wolnego handlu" - wyjaśnia. "Toteż postulujemy, żeby najpóźniej od stycznia 2003 r., gdy zgodnie z harmonogramem urzędy celne staną się urzędami celno-podatkowymi, zostały im przekazane kompetencje organu podatkowego w zakresie wymiaru i poboru podatku VAT z tytułu importu towarów oraz podatku akcyzowego z tytułu importu towarów, a w przyszłości również w obrocie wewnątrzunijnym". Nie wiadomo czy Wiesław Ciesielski, wiceminister finansów, odpowiedzialny za reorganizację, opowie się za tym rozwiązaniem. Urzędnicy związani z aparatem skarbowym naciskają, by nie rozdzielać na dwie służby poboru podatków, co i tak ma dzisiaj miejsce. Celnicy zaś argumentują, że ich postulat dotyczy tylko ok. 300 tys. podmiotów gospodarczych, biorących udział w obrocie towarowym z zagranicą. "Decyzja o przyznaniu organom celnym uprawnień do wymiaru i poboru podatków tzw. granicznych pozwoliłaby w sposób kompleksowy i jednolity uporządkować zasady poboru należności, wynikających z obrotu towarowego z zagranicą" - dowodzi Tomasz Michalak, po czym wylicza inne korzyści: zmniejszyłaby się biurokracja, bo decydowałby jeden organ administracji państwowej (teraz zdarzają się sytuacje, że urzędy skarbowe podważają decyzje celników); wzrosłyby wpływy do budżetu - szybciej dokonywano by rozliczeń ze Skarbem Państwa; wreszcie - obniżyłyby się koszty związane z prowadzeniem postępowania.


TOP 200