Czyj będzie Internet
- 27.05.2002
O obliczu sfery publicznej w Internecie zadecyduje kontestacja przeciwko pokusie jego etatyzacji z jednej strony i komercjalizacji z drugiej. Dotychczasowe działania ograniczały się do czegoś, co można by nazwać neoluddystcznym hakerstwem - do niszczenia bezpieczeństwa obrotu w Internecie. Tymczasem dojrzewa już nowy hakeryzm, poważny, z ideologicznym zapleczem: nie niszczmy Internetu, bo to także nasze medium, z którego wszyscy mają prawo korzystać jak z powietrza i wody.
Skuteczniejszą metodą ochrony człowieka i obywatela będzie wyposażenie go w środki samoobrony, które pozwolą kontrolować ruchy rządów i korporacji w sieci. Tu musi być symetria: powinniśmy wiedzieć co najmniej tyle samo o nich, co oni o nas, i w porę przeciwdziałać zagrożeniom wolności, owej poliarchii, jak ją nazywa prof. W. Burszta. Taka ideologia stoi np. za ruchem cultofthedeadcow.com, promującym ideę obywatelskiego nieposłuszeństwa w razie zagrożenia wolności. Jest to przeniesienie do sieci "partyzantki semiotycznej", praktykowanej przez kontrkulturę w "realu" (m.in. ośmieszanie billboardów).
e-środowisko społeczne
Internet znajduje się obecnie w krytycznym punkcie rozwoju: przestaje być już tylko medium komunikacji, stając się konkurencyjnym środowiskiem społecznym, które wytwarza nowe instytucje, nowe kultury itp. Tym bardziej będzie się stawał tym środowiskiem, im szybciej będzie można doń wejść tanio, szybko i wszędzie. Wtedy trzeba będzie rozwinąć metodologię badania tego środowiska, ponieważ techniki przeniesione z "realu" są niewystarczające, zwłaszcza w dziedzinie politologii, socjologii czy psychologii.
Zatem ekstrapolowanie trendów z poprzedniej generacji mediów jest o tyle nieuprawnione, że Internet jest pierwszym medium, które nie tyle spycha w swoje nisze poprzedników, jak to odbywało się w przeszłości, lecz je integruje w nowym cyfrowym środowisku, przekładając na własny język. Oczywiście, analogowe nisze pozostaną: papierowa książka, gazeta, fizyczne muzeum czy filharmonia, ale już raczej nie analogowe radio czy telewizja (chyba że jako retroatrakcja).
Kiedy wprowadzano w obieg pojęcie "społeczeństwa informacyjnego", określenie to wydawało się adekwatne. W domyśle miało ono znaczyć owo poliarchiczne, informacyjne społeczeństwo obywatelskie. Sprawy potoczyły się jednak trochę w innym kierunku. Dziś określenie to brzmi nieco ideologicznie, jak - mam nadzieję, że starsi czytelnicy to pamiętają - "rozwinięte społeczeństwo socjalistyczne". Lepiej byłoby nazywać rzeczy po imieniu: państwo sieciowe, biznes sieciowy czy wreszcie społeczeństwo sieciowe. W tym ostatnim przypadku mam na myśli tę niszę, w której ujawniają się samoregulacja i samoorganizacja życia internautów.
Wahadło Internetu jeszcze się waha. Internet jest nasycony wieloma dylematami i może zawsze tak będzie. Być może poszczególne punkty ciężkości będą się przesuwać w lepszą stronę. Są to dylematy:
Prof. Kazimierz Krzysztofek jest wykładowcą socjologii w Wyższej Szkole Psychologii Społecznej w Warszawie.