W świecie sieciowych przepływów

Czy aby na pewno? Czy środki masowej komunikacji są w stanie zmienić naturę człowieka?

Inżynieria genetyczna pokazuje, że z produktami żywności czy z ciałem ludzkim możemy eksperymentować. Wiemy też, że skutki społeczne tych zmian mogą być znaczące, choć kontrowersyjne (jak pokazują dyskusje nad klonowaniem) i nie do końca określone. Co ze sfery świadomości, w zakresie zdolności poznawczych, chociażby w sposobie przyswajania nowych informacji i tworzenia wiedzy, można zmienić za pomocą techniki?

Czy może tego dokonać Internet?

Granice odporności człowieka

Manuel Castells stwierdza, że najważniejszym wyzwaniem, z jakim trzeba się liczyć w społeczeństwie sieciowym, jest "utrwalenie się zdolności przetwarzania informacji i wytwarzania wiedzy w każdym z nas, a szczególnie w każdym dziecku". Nie chodzi mu jednak o samą naukę używania Internetu, lecz o procesy bardziej podstawowe, takie jak zdolność do uczenia się, które ma trwać przez całe życie (a dokładnie mówiąc, nabywanie tej zdolności). Także umiejętność przetwarzania informacji w celu powstania dowolnego rodzaju wiedzy.

"Potrzebujemy nowej pedagogiki" - pisze Castells. - "Opartej na interaktywności, personalizacji i rozwoju autonomicznej zdolności uczenia się i myślenia". Ma przy tym na myśli procesy, które mają przebiegać przez analogię do dokonujących się już zmian w sposobie organizacji pracy (głównie w postaci pracy na odległość), które znamy jako najważniejsze z dotychczasowych skutków rewolucji internetowej. Czy jednak uczenie się i tworzenie wiedzy są tym samym, co wykonywanie jakiegoś zawodu? Czy Internet zainicjuje w tej sferze podmiotowości człowieka nowe zmiany?

Bez wątpienia użycie środków komputerowych, takich jak zdalne bazy danych, internetowe wyszukiwarki i serwisy informacyjne, ułatwia i wspomaga proces zdobywania informacji, czyniąc go szybszym, efektywniejszym, a w niektórych przypadkach także tańszym. Znosi ponadto bariery miejsca zamieszkania, wieku i płci przy dostępie do informacji. Uprzywilejowuje tych, którzy w dotychczasowym systemie edukacji opartym na hierarchii, prestiżu i zwyczajach byli z reguły z niego wykluczeni lub z jego powodu poszkodowani.

W sferze masowej edukacji, choć w wymiarze raczej lokalnym, komputerowe narzędzia dostępne w Sieci zdają się przynajmniej częściowo niwelować narastającą w skali globalnej nierówność w dostępie do informacji i wiedzy czy podział na bogatych w informację i ubogich (wywłaszczonych). Potencjalnie każdy z użytkowników Internetu może włączyć się w nieustający proces permanentnej edukacji, która, wyzwoliwszy się z niedogodności i ograniczeń realu, będzie mogła, jak sądzą entuzjaści, nabrać nowych wartości w rzeczywistości wirtualnej.

Zastanówmy się jednak, czy włączenie edukacji i nauczania w globalny proces sieciowej komunikacji i oparcie jej na technice jest ideałem, do którego winniśmy naprawdę dążyć? Można mieć wiele wątpliwości.

Po pierwsze, obsługa wyrafinowanych narzędzi komputerowych stwarza coraz bardziej widoczną barierę ich przyswojenia i zrozumienia. Gdy narzędzie koncentruje uwagę użytkownika na sobie samym, na plan dalszy schodzi główny cel jego użycia. Zamiast analizować treść danych, musimy skupić uwagę na procedurach dostępu, użycia czy ich przetworzenia. Oczywiście każda informacja i wiedza z niej się składająca mają swój właściwy sposób kodowania i przetwarzania, który wymaga umiejętności innych niż zdolność przyswajania i rozumienia znaczeń tworzących istotę wiedzy. Tym jednak cyfrowe środki zapisu i komunikowania różnią się od tradycyjnych, takich jak słowo, tekst pisany, drukowany czy obraz, nawet telewizyjny (wysoce wyrafinowany od strony technologicznej, lecz względnie łatwy w obsłudze), że podnoszą poziom wymagań w ich używaniu. Wprawdzie narzędzia te zapewniają szybkość i sprawność użycia, lecz cechy te są okupione ich wzrastającą złożonością, a więc również zawodnością w sytuacjach krytycznych. A jeśli edukacja nadmiernie skupia uwagę uczących się na samych metodach czy środkach, to odwodzi ich od rozumienia.

Doświadczenia niektórych akademickich ośrodków, które rozpoczęły system kształcenia na odległość w postaci tzw. uniwersytetów wirtualnych, pokazują, że choć pierwsze zainteresowanie jest duże, to jednak uzyskane efekty nie do końca są zadowalające. Systemy edukacyjne, dobrze zaprojektowane i skonstruowane od strony informatycznej, działają tylko częściowo efektywnie. Będąc zbyt złożone, stają się nadmiernie czasochłonne i nużące. Studiujący daną dziedzinę, a dotyczy to zapewne nauczania również na niższych poziomach, potrzebują kontaktu bezpośredniego z nauczycielem i jego mistrzowskiej porady.

Wirtualna edukacja na odległość tylko w niewielkim stopniu stwarza taką okazję (jest to zresztą jej cecha, o której z góry wiadomo). Nie to jest jednak najtrudniejsze. Okazuje się, że człowiek, nawet jeśli na ogół aprobuje warunek nieustannej edukacji, stanowiący treść ideału społeczeństwa sieciowego, to z trudem mu się poddaje. Nie jesteśmy tak do końca procesorami przetwarzania informacji, która do nas dociera w postaci cyfrowej, niczym do węzłów w sieci społeczeństwa informacyjnego, nas jednostek, zawieszonych gdzieś w "przestrzeni przepływów sieciowych przekazów", o których tak przekonywająco mówi Manuel Castells. Jesteśmy chyba kimś innym, kimś więcej...

Dr hab. Marek Hetmański jest wykładowcą na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.


TOP 200