W poszukiwaniu klienta

Prawne przeszkody i bariery

To co kilka lat temu nazwano konwergencją mediów - telefonii, Internetu i telewizji, było przede wszystkim problemem prawno-regulacyjnym. Firmy wywodzące się z różnych środowisk gospodarczych funkcjonowały w oparciu o różne, uwarunkowane historycznie zasady. Wobec sektora telekomunikacji od końca lat 80. XX wieku stosuje się skomplikowane zabiegi mające umożliwić rozwój konkurencji, poprzez zniechęcanie byłych monopolistów do dyskryminowania podmiotów wchodzących na ich terytoria rynkowe. W usieciowionej dziedzinie telekomunikacji jest to dosyć skomplikowane, ponieważ nie sposób jest konkurować, jeżeli się równocześnie nie współpracuje wymieniając usługi, w tym uzgadniając obopólnie akceptowalne warunki łączenia sieci.

System regulacyjny podlega niełatwej ewolucji, a wygodna pozycja najsilniejszych graczy rynkowych nie wydaje się być zagrożona przez mniejsze lub nowe firmy. Prezes UKE ma w każdym razie ciągle pełne ręce roboty. Próby przebudowania dychotomicznego rozdziału kompetencji regulacyjnych pomiędzy KRRiT, a UKE dotąd się nie powiodły, przepadając w ostrych sporach politycznych o nadzór nad telewizją publiczną. Trudno chyba komukolwiek zakładać, że taki stan rzeczy sprzyja integracji biznesu mediów elektronicznych i telekomunikacyjnego. Filozofia obu systemów regulacyjnych jest zupełnie odmienna, co było widać w przepychankach podczas wczesnej fazy przetargu na telewizję mobilną. Zmiany w prawie unijnym, które po części wynikają z postępującej konwergencji również utknęły i będą rozpatrywane najprawdopodobniej jesienią przez nowy Parlament Europejski.

Na domiar złego potencjalny problem ze swobodą działania mogą mieć niektóre serwisy internetowe, których rejestracji należałoby oczekiwać pod rządami prawa prasowego, gdyby uprawomocnił się wyrok sądu w Bielsku Białej z maja.

Szeroko i wąsko

Sporo zamieszania w ocenach perspektyw rozwoju rynku usług szerokopasmowych w ciągu ostatnich kilku lat spowodowały próby odgórnego definiowania dostępu szerokopasmowego poprzez minimalną przepustowość łączy. Raczej wbrew intencjom autorów polityki społeczeństwa informacyjnego, na pewno wpłynęły na to różne rządowe strategie zwiększenia dostępności obywateli do zasobów informacyjnych w Internecie. Kiedy celem jest likwidacja skutków cyfrowego wykluczenia mieszkańców oddalonych regionów, naturalną skłonnością jest określanie parametrów technicznych na poziomie, zapewniającym powszechną ekonomiczną dostępność, skrępowaną ramami dofinansowania państwowym budżetem.

Pragmatyczna, urzędnicza ostrożność z reguły nie idzie w parze z wizjonerską odwagą, więc polityczne dokumenty strategiczne, przynajmniej w dziedzinie zapotrzebowania na Internet starzały się technicznie, zanim mogły się uprawomocnić w toku administracyjnych procedur, studiów wykonalności, prac wykonawczych, realizowanych w trybie publicznych przetargów. Dla wsparcia takiego podejścia pojawił się nawet termin "Internet socjalny", który na wzór nieco już zwietrzałego pojęcia usługi powszechnej w telefonii, przysługiwałby każdemu, kto nie może dostać nic lepszego.


TOP 200