Tygrysy, pingwiny i rogacze

Niemniej być może zbliża się fala masowych migracji. Przejście do nowej technologii zawsze niesie ze sobą spadek produktywności. Szefowie informatyki obawiają się, że byłby on zbyt duży. Ma to znaczenie zwłaszcza w przypadku największych korporacji, gdzie uchronienie się przed obniżeniem produktywności jest bardziej cenione niż obniżka kosztów. W przypadku dużych firm obniżenie produktywności pracowników zaledwie przez tydzień może być widoczne w wynikach kwartalnych. Jednak jak pokazuje historia migrowania z Windows 95 do Windows 98, nawet przesiadka na nowszą wersję Windows może spowodować spadek produktywności.

Tygrysy, pingwiny i rogacze

LONGHORN SPRAWIA WRAŻENIE WINDOWS XP POPRAWIONEGO NA MODŁĘ MAC OS X

Najlepszą okazją do migracji do Linuxa czy Mac OS X jest moment, w którym firma tak czy inaczej decyduje się na porzucenie dotychczasowej wersji Windows i wdrożenie nowej. Migracja do nowej wersji Windows na biurkach wiąże się z podobnymi problemami co migracja do Windows. Tymczasem uczestnicy konferencji Windows Hardware Engineering Conference w Seattle otrzymali wersję przeglądową systemu Longhorn - kolejnej wersji Windows. Microsoft na każdym kroku podkreśla, że następca Windows XP zbliża się wielkimi krokami.

Jako przykład może posłużyć dział Business Group niemieckiego koncernu Siemens, który zdecydował się na migrację do środowiska Linux (z biblioteką okienkową Gnome), programu pocztowego Evolution oraz pakietu biurowego OpenOffice.org. Okazało się, że średni czas szkolenia użytkownika był taki sam, jak w przypadku wprowadzania nowych wersji Windows czy Office. Wynosił on dwa dni, z których jeden pochłaniały szkolenia z nowego systemu operacyjnego, drugi - szkolenia z nowego pakietu biurowego.

Ostatecznie koszty administracji i zarządzania w Siemens Business Group spadły jednak od 20 do 30%, zaś koszty licencyjne obniżono od ok. 50 do 80%. Migracja do Linuxa pozwala firmom zaoszczędzić także na sprzęcie. Nie zawsze da się uniknąć jego wymiany, jednak zwykle cykl życia sprzętu "pod Linuxem" jest dłuższy niż w przypadku Windows o ok. 1-2 lata, głównie ze względu na pojawiające się usprawnienia wydajnościowe.

Alpejska dieta

Koncern z Redmond nie zamierza jednak oddawać pola i przygotowuje ogromną kampanię promocyjną dla Longhorn. Po cichutku natomiast przygotowywane są dwie nowe, "odchudzone" wersje Windows XP. Informacje o tym pojawiły się na stronach internetowych Stevena Binka, entuzjasty technologii Microsoft. Na razie Microsoft oficjalnie odmawia komentarzy na ten temat. Według Binka, "odchudzone" systemy rozwijane są pod kryptonimami Eiger i Moench - w obu przypadkach są to nazwy szczytów w szwajcarskich Alpach. Pierwszy z nich to wersja prostsza. Miałby zaoferować zdalne połączenie z klientem, przeglądarkę Internet Explorer, lokalne i sieciowe usługi wydruku, przeglądarki plików Office, obsługę WSUS (Windows Server Update Services) oraz SMS (Systems Management Server). Moench będzie zawierał wszystkie funkcje Eiger, a także dodatkowo obsługę urządzeń Windows Mobile, obsługę zdjęć, wsparcie dla sieci bezprzewodowych, połączeń VPN oraz zaawansowane funkcje ochrony protokołu IP.

Są one opracowywane z myślą o kontrolowaniu pracy najtańszych komputerów PC, które mogłyby być wykorzystywane do prostych zadań, takich jak wprowadzanie danych, a także jako "końcówki" umożliwiające dostęp do aplikacji zgromadzonych na serwerach. Obydwie wersje odchudzone Windows XP mają pracować z 64 MB pamięci RAM, dyskiem twardym 50 MB oraz procesorem klasy Pentium.

Odchudzone wersje Windows XP miałyby kosztować mniej niż Windows XP Professional Edition, a jednocześnie oferować identyczne funkcje zarządzania i dostępności szerokiego zestawu sterowników sprzętowych. Nie ulega wątpliwości, że Microsoft chce wprowadzić nowoczesną platformę Windows na maksymalnie jak największej liczbie komputerów PC. W ten sposób zablokuje choćby częściowo ekspansję Linuxa tam, gdzie "normalne" Windows XP nie ma szans ze względów wydajnościowych.

<hr size=1 noshade>DOS pomoże Windows

Tygrysy, pingwiny i rogacze

Windows i długo, długo nic według badań opublikowanych przez Gartnera na koniec ub.r. udział Windows w rynku systemów dla komputerów biurkowych wynosił 96%.

Stanowisko Microsoftu wobec piractwa nie raz budziło kontrowersje. Z jednej strony firma występuje w roli głównego adwokata przemysłu software'owego krzywdzonego przez ludzi używających nielegalnego oprogramowania. Z drugiej, sama nie robiła zbyt wiele - w sensie zabezpieczania swoich systemów i aplikacji - by piractwo wyeliminować. Dla nikogo, nie jest tajemnicą, że "łatwa dostępność" oprogramowania Microsoftu była w pewnym czasie orężem w zdobywaniu rynku. Nielegalnie kopiowane Windows i Office przyspieszyły agonię produktów konkurencji. Microsoft dyskretnie usuwał się w cień, chowając się za sztandarami antypirackiej krucjaty i patrząc, jak konkurenci jeden po drugim rezygnują z nierównej gry. O tej praktyce przypomniała ostatnio wypowiedź Jima Allachina, wiceprezesa Microsoftu odpowiedzialnego za platformy. W rozmowie z dziennikarzem amerykańskiego tygodnika Infoworld wspomniał on o zjawisku, które nazwał "24-godzinnym fenomenem Linuxa". Otóż zdaniem Allachina, obecność Linuxa na komputerach osobistych rośnie tylko w statystykach. W rzeczywistości montownie PC sprzedają komputery z darmowym systemem po to, by obniżyć ich cenę. Klienci zaś po powrocie do domu odinstalowują Linuxa i wgrywają w jego miejsce pirackie Windows. Linux znika więc z PC najdalej po 24 godzinach.

Podobno proceder ten jest szczególnie powszechny w krajach rozwijających się. Co ciekawe jednak, ostatnio w Chinach obserwuje się spadek sprzedaży komputerów z Linuxem. Bierze się on stąd, że niektóre firmy montujące komputery postanowiły w trosce o klientów zaoferować im swoiście pojętą wartość dodaną. Sprzedają komputery z samym DOS, chcąc w ten sposób zaoszczędzić klientom czasu na wyrzucanie Linuxa z dysku. Tak oto zapomniany znakowy system operacyjny może wrócić do łask. Jeśli tylko powstrzyma to ekspansję Linuxa... czemu nie?

Tomasz Marcinek


TOP 200