Temat otwarty

Wydaje się też, że powoli zaczyna rozumieć to także polski rząd. Open source było długo w Polsce "źle obecne" - zamiast tego mieliśmy ustawowe zmuszanie drobnych przedsiębiorców do zakupu Windows (jedynej platformy dla obowiązkowego Płatnika) oraz programy rządowe wymuszające zakup tego systemu przez wszystkie szkoły. Miały miejsce nawet tak kuriozalne działania, jak uczestniczenie polskich służb publicznych - policji i urzędów skarbowych - w kontrolach legalności oprogramowania w przedsiębiorstwach oraz prywatnych domach. Nawiasem mówiąc, kontrole te doprowadziły do stopniowej i coraz wyraźniejszej migracji na Linuxa przez użytkowników indywidualnych i małe firmy.

Fala powoli się odwraca. Głośno mówi się już o tzw. neutralności prawa wobec technologii W ogłoszonej w marcu 2004 r. Narodowej Strategii Rozwoju Wolnego Oprogramowania, dokumencie jakby pisanym pod dyktando środowisk linuxowych, Ministerstwo Nauki i Informatyzacji wskazuje open source jako receptę na wiele problemów, z nadmiernymi kosztami na czele. Czytając wersję wstępną tego dokumentu, ma się wrażenie, że ministerstwo charakteryzuje się myśleniem magicznym, bo w tekście można znaleźć wiele komunałów, górnolotnych stwierdzeń i tzw. prawd obiegowych, a niewiele działań konkretnych, osadzonych w czasie i wyposażonych w środki. Działań, dzięki którym polskie państwo i społeczeństwo mogłoby mieć więcej korzyści z wolnego oprogramowania.

Daj, żebyś mógł wziąć

W roku 2004 należy także jasno postawić pytanie o wkład przedsiębiorstw w rozwój wolnego oprogramowania. Brak opłaty licencyjnej sprawia, iż końcowa cena całego rozwiązania informatycznego staje się atrakcyjniejsza dla odbiorcy decydującego się na open source. Część tej premii, powiedzmy to otwarcie, pozwala dostawcom stosować zwiększoną marżę. Mówiąc prościej: ponieważ użytkownik nie musi płacić za system operacyjny, serwer WWW i motor bazy danych, jest skłonny więcej zapłacić np. za system CRM.

Czas zapytać, jak dostawcy rozwiązań mają zamiar wspierać rozwój wolnego oprogramowania, tak, by mogło ono jeszcze długo służyć jako platforma dla ich systemów. Jeżeli rok 2004 nie przyniesie odpowiedzi na to pytanie, wróci ono z większą ostrością w każdym kolejnym, co w perspektywie może doprowadzić do spięć i konfliktów. Czy menedżerom informatyki wystarczy wyobraźni, by wyjść poza proste schematy zysku oraz straty i zacząć strategicznie myśleć o swoim wkładzie w rozwój open source? Udostępnianie własnych produktów na licencji GPL albo publikowanie źródeł jest rozwiązaniem połowicznym i nieskutecznym, co udowodniły firmy Novell i Netscape. Czas wypracować nowy model współpracy między szeregowymi informatykami, którzy budują systemy, fundacjami wspierającymi rozwój wolnego oprogramowania, rządami oraz organizacjami ponadnarodowymi (takimi jak UE) i wielkimi firmami ze świata informatyki, które korzystają na rozwoju open source.

Orzech do zgryzienia

Rozważając scenariusze na przyszłość, kluczową kwestią pozostaje spór z SCO. I wydaje się, że ważny jest nie tyle efekt, ile czas jego trwania. Jakiekolwiek rozwiązanie, ale zapadające szybko, jest lepsze od wiecznej niepewności co do losów Linuxa na rynku przedsiębiorstw. Wiemy już, że Linux i jego otoczka to "godne" systemy, które mogą spełniać oczekiwania użytkownika biznesowego. Awantura wokół pozwów SCO zwiększa niepewność, a niepewność to największy wróg dyrektorów informatyki.

Kluczowe wydaje się także efektowne i spektakularne zakończenie dużego projektu biznesowego na podstawie wolnego oprogramowania. Konserwatywni szefowie informatyki oczekują, że ktoś bardzo dobitnie udowodni przydatność open source dla biznesu.

Zwiększy się zapewne presja na wolne oprogramowanie ze strony organizacji publicznych w Europie. Powinno to doprowadzić do zbudowania przynajmniej kilku wzorcowych rozwiązań w krajach Unii, które staną się inspiracją dla polskich informatyków.

Wszystkie te kwestie wyjaśnią najbliższe lata. Do nas samych należy wybór, czy będziemy obserwować te zmiany z pozycji obserwatorów czy uczestników zdarzeń.


TOP 200