Temat otwarty

W open source nie było ciekawszego roku niż miniony. Z jednej strony widzieliśmy rosnące poparcie dla Linuxa producentów oprogramowania i klientów. Z drugiej, nad środowiskiem tym zaczęły się zbierać czarne chmury, czego kwintesencją jest pozew SCO przeciwko firmom używającym Linuxa.

W open source nie było ciekawszego roku niż miniony. Z jednej strony widzieliśmy rosnące poparcie dla Linuxa producentów oprogramowania i klientów. Z drugiej, nad środowiskiem tym zaczęły się zbierać czarne chmury, czego kwintesencją jest pozew SCO przeciwko firmom używającym Linuxa.

W minionym roku najważniejszą wiadomością ze świata open source był niewątpliwie pozew SCO. Firma ta twierdzi, że dysponuje prawami autorskimi do fragmentów Linuxa i zażądała odszkodowań od użytkowników korporacyjnych, zarówno z branży informatycznej, jak i spoza niej. Mimo stworzenia silnej koalicji, sytuacja wolnego oprogramowania pozostaje niepewna, czego wyrazem jest prognoza Gartnera z maja ub.r., którą można by streścić w jednym słowie: "czekaj".

Półtora roku temu nikt chyba nie przewidywał takiego obrotu rzeczy. Trwał triumfalny pochód Linuxa przez firmy średnie i organizacje publiczne. Wtedy, gdy wydawało się, że lada moment platforma ta wejdzie także do wielkich firm i stanie się realnym zagrożeniem dla drogich, komercyjnych platform i rozwiązań, wybuchła bomba. Niezależnie od tego, czy SCO ma rację czy nie i kto finansuje kampanię prawną tej firmy, w głowach dyrektorów informatyki zapaliła się lampka ostrzegawcza.

Niezależnie od tego system Linux wzbudza wiele obaw nawet w tych firmach, które oficjalnie zaliczają się do grona jego entuzjastów. Najbardziej spektakularnym przejawem tych obaw jest list, który przedstawiciele amerykańskiego SCO Group skierowali do członków Kongresu Stanów Zjednoczonych. Ostro atakują w nim samą ideę wolnego oprogramowania, zarzucając jej osłabianie pozycji gospodarki amerykańskiej, zagrożenie bezpieczeństwa narodowego oraz - w dalszej perspektywie - bezpośrednie uderzenie w innowacyjność przedsiębiorstw przez odcięcie ich od kapitału.

Leczenie mitów

Rok 2003 wyleczył nas także z kilku mitów na temat Linuxa. Pojawiły się pierwsze wirusy na tę platformę. Miało miejsce naruszenie bezpieczeństwa serwerów RedHat, na których składowane są źródła najpopularniejszej dystrybucji Linuxa. Każe to zadać pytanie: Czy rzeczywiście publicznie dostępne źródła to gwarancja bezpieczeństwa systemu? Odpowiedź na to pytanie nie jest już tak oczywista, jak wydawało się jeszcze dwa lata temu.

Kłopoty z informatyzacją służb miejskich w Monachium ujawniły kolejną prawdę: nie ma aktualnie firm, które potrafiłyby sprawnie budować zintegrowane rozwiązania dla dużych organizacji na podstawie oprogramowania open source. To zimny prysznic wylany na głowy wszystkich tych, którym wydawało się, że sam fakt dostępności źródeł i (teoretyczna) możliwość zmodyfikowania produktu w każdym momencie i w każdym elemencie dają lepsze możliwości integrowania aplikacji w rozwiązania. To także moment zawahania dla użytkowników korporacyjnych: czy aby na pewno można budować rozwiązania typu mission critical, bazując na wolnym oprogramowaniu?

Należy jednak bardzo mocno podkreślić, że oba te zdarzenia w długim okresie korzystnie wpłynęły na środowisko wolnego oprogramowania. Nie ma nic gorszego dla platformy informatycznej, niż bazowanie na mitach, a nie faktach. W roku 2003 "miodowy miesiąc" open source minął nieodwołalnie, teraz czas na efekty biznesowe.

Więcej profesjonalizmu

Bo efektów właśnie oczekują przedsiębiorstwa. Miniony rok był czasem coraz szerszej akceptacji wolnego oprogramowania. Takie narzędzia, jak Linux, Apache, PHP, Python, PERL, OpenOffice czy MySQL, zostały przyswojone przez duże i średnie przedsiębiorstwa. Statystki mówią wprost o tym, że zdecydowana większość serwerów WWW w Internecie jest oparta na platformie linuxowej. Nawet tam, gdzie - wydawałoby się - dotąd niepodzielnie panowało oprogramowanie komercyjne, a więc na biurkach, zaczynają pojawiać się np. RedHat, Opera i OpenOffice. Rok 2003 to rok realnego zastępowania innych platform wolnym oprogramowaniem - już nie w niszach, ale tzw. mainstreamie działalności biznesowej.

Można oczekiwać, że mimo wszelkich przeszkód prawnych trend ten będzie się nasilał. Za open source przemawia wiele, a najbardziej stabilność tego rozwiązania i brak uzależnienia od jednego dostawcy. Nadchodzące lata przyniosą prawdopodobnie zacieśnienie kontroli kosztów w działach informatyki. Budżety będą pewnie większe, ale i też sensowniej wydawane. Wersja 3.0 nie będzie zastępować wersji 2.0 tylko dlatego, że się pojawiła. Coraz więcej firm potrafi liczyć całkowity koszt utrzymania (TCO) i ten częściej niż kiedykolwiek przemawia za open source.

Rok 2004 powinien przynieść obszerniejszą i coraz bardziej profesjonalną ofertę firm usługowych i integracyjnych specjalizujących się w wolnym oprogramowaniu. To ewidentnie nadal "brakujące ogniwo" we wdrażaniu tego rodzaju systemów w informatyzacji kluczowych procesów biznesowych. Bezpłatne oferowanie oprogramowania pozwala zarabiać jedynie na usługach - ale trzeba mieć świadomość, że użytkownik biznesowy domaga się całkiem innej usługi niż ta, którą przyjaciel świadczy przyjacielowi. Model, na którym oparto współpracę między autorami open source (grupy powoływane ad hoc, zaufanie, współpraca, chaotyczny proces, luźne terminy itd.), nie sprawdza się w świadczeniu serwisów dla przedsiębiorstw. Tam wymagane są: określony czas reakcji, dostępność, bezpieczeństwo i szanowanie czasu klienta. Można zaryzykować tezę, że pierwsze firmy, które to zrozumieją, zgarną większą część puli, jaką przedsiębiorstwa przeznaczyły na wolne oprogramowanie. Najbliższe lata powinny dać nam odpowiedź, kto będzie liderem tego rynku.

Otwarci i neutralni

A jest o co walczyć. Już nie garstka entuzjastów i kilka ośrodków akademickich, ale rząd Niemiec i Unia Europejska domagają się od podległych sobie organizacji wdrażania oprogramowania open source. Z jednej strony, jest to przejaw troski o pieniądze podatnika, z drugiej zaś - próba wzmocnienia Europy w konkurencji z amerykańskimi koncernami. Linuxa dosięgła więc wielka polityka, co jest na pewno nowością dla tego środowiska. Zauważono, że system ten poprawia bilans handlowy ze Stanami Zjednoczonymi i uniezależnia od amerykańskiego know-how. Mniej opłat za licencje, więcej opłat za wsparcie lokalnych informatyków to oferta nie do pogardzenia dla europejskiej gospodarki, trapionej przez stagnację i bezrobocie.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200