Spięcia w nazwach

Organizacje, takie jak ISOC i IANA - dotychczas zajmujące się przede wszystkim aspektem technicznym sieci - podejmują próby reorganizacji, tak aby zapewnić odpowiedni poziom zarządzania Internetem. Nie wszyscy jednak są pewni, czy są one w stanie podołać tym zadaniom.

Oliwy do ognia dolewają międzynarodowe organizacje: ITU (International Telecommunication Union), WTO (World Trade Organisation) i WIPO (World Intellecctional Property Organisation). Będąc powołane w celu ustanawiania międzynarodowych standardów i zasad prawnych, norm handlowych i technicznych, włączają się do sporu. Można sądzić, iż nierzadko służy to jedynie zagwarantowaniu ich partykularnych interesów. Powodem może być bowiem obawa przed utratą istotnych wpływów i marginalizacją, wobec szybko zachodzących przemian. Oficjele wymienionych organizacji twierdzą natomiast, że IANA oraz ISOC nie mają ani właściwego doświadczenia, ani nie są właściwie wyposażone do podołania prawnym i biznesowym aspektom administracji Internetem. "Oni nawet nie wiedzą, że poruszają się po polu minowym... są zupełnie nie przygotowani do zadań, których chcą się podjąć" - mówi Robert Shaw, doradca agendy ITU.

Niektórzy obserwatorzy twierdzą, że organizacje kontrolujące system domen adresowych dzięki swej działalności mogą osiągać poważne zyski. Od września ub.r., NSI w porozumieniu z National Science Foundation (agendą rządu USA), pobierały roczną opłatę za każdą zarejestrowaną nazwę w domenach com, org oraz net. Według oceny Roberta Shawa z ITU, dzięki tej działalności NSI uzyskało ponad 60 mln USD przychodu.

Status takich instytucji (czy może raczej firm), jak NSI czy Nominet pozwala im, jako monopolistom w dziedzinie przydziału nazw domen, uzyskiwać nie tylko ogromne dochody, ale jednocześnie duży wpływ na rozwój biznesu w Internecie. Wiele firm zbudowało swój image na bazie swojej nazwy, nazwy produktu bądź innego znaku towarowego. Organizacje, które mają wpływ na użycie tych nazw jako domen, mają istotny wpływ na interesy handlowe tych firm. Na przykład, jeśli znany właściciel znaku firmowego nie może posługiwać się nim jako nazwą internetowej domeny (albo rejestracja nazwy jako adresu domeny jest opóźniona), to może on ponieść z tego tytułu znaczne straty - a nawet utracić udział w rynku.

Nazwy domen w zamyśle służyć miały jako mnemotechniczny dodatek umożliwiający łatwe zapamiętanie adresu. Obecnie są obiektem poważnych, prawnych sporów mających na celu ustalenie, kto jest legalnym właścicielem domen o nazwach będących jednocześnie nazwami znanych znaków firmowych.

Przykładem może być wysłanie przez Sun Microsystems listów do właścicieli nazw domen zawierających wyraz Java (nazwa języka programowania opracowanego przez Suna). W listach tych firma twierdzi, że użytkownicy kwestionowanych domen naruszyli jej prawa autorskie. A dla przykładu jednym z odbiorców listów jest rodzinny sklepik z elektroniką w Nashville posługujący się nazwą 'Javanco'...

"Od lipca ub.r. właściciele nazw zarejestrowanych w urzędach federalnych mogą pozywać użytkowników nazw domen identycznych z zastrzeżonymi znakami, ale prawo w tym zakresie jest jeszcze niespójne" - mówi David Maher z International Trademark Association. "Na przykład poza Internetem wiele firm może mieć wspólny człon chronionej prawem nazwy - chociażby Acme Bicycles i Acme Buildings - ale istnieje tylko jedna nazwa interesującej obie te firmy - domeny acme.com. Potrzebne jest stworzenie zasad wydawania orzeczeń w sprawach spornych i jest to poważne przedsięwzięcie prawne" - dodaje David Maher.

Niektórzy z dyskutantów uważają, że tylko poważna organizacja o międzynarodowej renomie, taka jak ITU bądź WTO może sprostać wyzwaniu. Być może należy stworzyć w tym celu odrębne międzynarodowe ciało. Debata przybiera na sile, zaś strony zacietrzewiają się. Może to sprowokować rząd Stanów Zjednoczonych do zajęcia stanowiska. Spowodowałoby to jedynie dolanie oliwy do ognia - zdania tego jest Scott Bradner z Uniwersytetu w Harvardzie. "Federalna Komisja Łączności (FCC) stwierdziłaby zapewne, że dzieci dostały do ręki granat i nie wiedzą, co robią" - mówi Scot Bradner. "Jest tylko kwestią czasu, kiedy nastąpi rządowa interwencja, gdyż chaos pogłębia się" - dodaje.

Pojawia się także jeszcze jeden problem - już dzisiaj zaczyna brakować nie tyle wolnych nazw, ile numerów IP. Twórcy Internetu niestety nie przewidzieli aż takiego rozwoju sieci. Ponadto zbyt hojnie przyznawano duże bloki adresowe. Sanacja tej sytuacji spowoduje wprowadzenie nowego protokołu Internetu - IPv6. Da on praktycznie nie ograniczoną liczbę adresów - na jednym metrze kwadratowym powierzchni ziemi będzie ich do dyspozycji kilka tysięcy...


TOP 200