Sąd nad inwigilacją

Konsekwencje takiej polityki uderzają bezpośrednio w firmy z Krzemowej Doliny. Do ich aktualnych i potencjalnych klientów trafiła właśnie informacja, że składowanie lub przetwarzanie danych z ich udziałem wiąże się z dodatkowym ryzykiem prawnym i biznesowym. Skoro we wszystkich systemach istnieją „tylne drzwi”, to tylko kwestią czasu jest, aby wszedł przez nie ktoś niepożądany.

Miesięcznik „Wired” argumentuje, że utrata zaufania do produktów i usług grozi „bałkanizacją internetu”, czyli podziałem na części zarządzane przez poszczególne kraje. Zarówno Unia Europejska, jak i kraje demokratyczne spoza sfery anglosaskiej (Brazylia, Japonia, Korea) rozważają wprowadzenie praw zabraniających przechowywania danych wrażliwych na terenie, gdzie bez kontroli może mieć do nich dostęp NSA. Chmura publiczna może zamienić się w chmury narodowe albo dużych obszarów gospodarczych (np. unijną). Google, Amazon, Microsoft i Yahoo! czują, że grunt umyka im spod nóg. Ochrona swojej działalności przed NSA stała się czymś więcej niż walką o prawa obywatelskie; stała się walką o możliwość prowadzenia globalnej działalności. Albo odzyskają zaufanie, albo mogą na powrót stać się firmami narodowymi.

Zobacz również:

  • Usługa WhatsApp uruchamiana na urządzeniach iOS będzie bardziej bezpieczna

W aspekcie tak ciężkich zarzutów jak anegdoty brzmią przypadki nieuprawnionego użycia systemu PRISM: do śledzenia żon, byłych kochanków i dojrzewających córek – bo i takie przypadki zostały ujawnione.

Głos ma obrona

Po pierwsze inwigilacja przez NSA jest legalna. Co prawda poszczególni sędziowie mieli co do tego wątpliwości (w amerykańskim systemie prawnym opartym na precedensie wyroki sądów mają częściową moc stanowienia prawa), ale każdorazowo ich niekorzystne dla NSA rozstrzygnięcia były obalane w wyższej instancji. Ostatecznie w tej sprawie zapewne wypowie się Sąd Najwyższy; z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że zakończy się na postawieniu ograniczeń, ale system nie zostanie podważony.

Po drugie systemu broni amerykańska administracja. Prezydent Obama – który nie miał powodu, by program rozpoczęty przez swojego konkurenta Busha popierać – z zaangażowaniem bronił systemu PRISM oraz inwigilacji.

Jak twierdzi prezydent, dzięki systemowi udało się ujawnić ok. 20 przygotowań do zamachów terrorystycznych w Stanach Zjednoczonych lub innych krajach. Promotorzy systemu argumentują, że stanowi on swego rodzaju „parasol bezpieczeństwa” nad Ameryką oraz jej sojusznikami. Nathan Myhrvold, niegdysiejszy szef Microsoft Research, obecnie przedsiębiorca w branży nowoczesnych technologii, twierdzi, że przy dzisiejszej dostępności do broni chemicznej i biologicznej zagrożenie terrorystyczne jest tak poważne, że masowa inwigilacja jest uzasadniona. Utrata prawa do prywatności – argumentuje – jest stosunkowo niewysoką ceną za bezpieczeństwo, zwłaszcza że sami dzielimy się tą prywatnością aż nazbyt chętnie za pomocą smartfonów, sieci społecznościowych, kart płatniczych itd.

Przy całym krytycyzmie pod adresem amerykańskiego rządu trzeba mieć świadomość, że jego działanie jest podobne jak innych, technologicznie zaawansowanych, a pozbawionych skrupułów, niedemokratycznych reżimów. Chińczycy i Rosjanie – argumentuje NSA – robią dokładnie to samo co rząd amerykański, tylko po cichu i bez nawet minimalnej demokratycznej kontroli. Nie dysponując tak centralną rolą w internecie jak USA (które, przypomnijmy, pozostaje jedynym właścicielem systemu DNS, dysponentem satelitów telekomunikacyjnych; na jego terytorium znajdują się też główne węzły transmisji i centra danych), po prostu mają mniejsze możliwości.

Rick Ledgett, zastępca dyrektora NSA odpowiedzialny za kontakty z mediami, argumentuje, że społeczeństwo nie zrozumiałoby powtórki z 11 września. „Gmail i Yahoo! to najważniejsze media do komunikacji pomiędzy terrorystami. Wcale nie dlatego, że są z natury złe; właśnie dlatego, że są takie dobre”. Podkreśla także rolę szkoleń, kontroli wewnętrznej oraz ostrożności, zwłaszcza wobec obywateli i rezydentów amerykańskich.

Kryzys na Ukrainie uświadomił dobitnie, że poza Stanami Zjednoczonymi nie ma dzisiaj w demokratycznym świecie innego kraju zdolnego do globalnej akcji militarnej i gospodarczej. Skoro wrogowie świata demokratycznego bez skrępowania stosują „twarde” metody wojny elektronicznej, to świat Zachodu powinien się bronić. Inwigilacja rozmów telefonicznych oraz transmisji internetowej jest względnie łagodnym mechanizmem w porównaniu z wprowadzeniem nieoznakowanych jednostek wojskowych i żołnierzy bez dystynkcji na teren sąsiadującego kraju. Amerykański rząd ma szczególną rolę do odegrania w wolnym świecie – i dlatego przysługują mu szczególne prawa. Wiele z tego, co w wywiadzie z Glennem Greenwaldem powiedział Edward Snowden, wynikało nie tyle z krytyki samego podejścia, ile z kontrastu pomiędzy wewnętrznym przeświadczeniem o tym, że kto jak kto, ale amerykański rząd jest „dobry” i chroni wolność. Inwigilacji można było się spodziewać po Iranie i Rosji, może nawet Turcji, ale nie Ameryce!


TOP 200