Prywatność a sieci społecznościowe

Bardziej zaawansowani użytkownicy mogą ukryć swoją tożsamość np. za pomocą narzędzia TOR (The Onion Router) lub licznych serwerów proxy. Korzystanie z nich nie zawsze jednak jest możliwe, wygodne i szybkie. Venezia proponuje, aby używać wtyczek do przeglądarek. Jedną z ciekawszych jest przeznaczona dla Firefoksa Track Me Not. Jej działanie polega na generowaniu losowych zapytań do wyszukiwarki Google, które są pomieszane z faktycznymi kwerendami tworzonymi przez użytkowników. Dzięki temu analiza zachowania internauty staje się mocno utrudniona. Jeśli sprzęgniemy nasze działania np. z korzystaniem z poczty Gmail wyłącznie przez serwery IMAP i nie będziemy się logować do jakichkolwiek serwisów Google, to ilość spersonalizowanych informacji, możliwych do śledzenia ograniczymy do minimum.

Twórcy serwisów społecznościowych wiedzą jednak doskonale, że dla większości użytkowników wyzwaniem jest już sama kontrola "ciasteczek". Panowanie nad tym, które z nich można wyłączyć bez przerywania sesji czy spowodowania innych utrudnień może przerosnąć możliwości i chęci zwykłych internautów. Ponadto takie rozwiązanie jest mało praktyczne.

Zobacz również:

  • Apple musi się bronić. Pozew określa AirTagi narzędziem do prześladowania

Z powyższych względów, Venezia zaleca, aby korzystać z kilku przeglądarek internetowych. Sam "oddelegował" przeglądarkę Google Chrome wyłącznie do zastosowań społecznościowych. Dzięki temu, jedynymi informacjami, jakie dostarcza o sobie jest fakt, że spędza czas na Facebooku, Twitterze i Google+. Wszystkie inne aktywności sieciowe realizowane są przy pomocy pozostałych przeglądarek.

Przedstawione rozwiązanie wydaje się proste, ale w żadnym stopniu nie umniejsza to jego skuteczności. Oczywiście mogą pojawić się głosy, że korzystanie z kilku przeglądarek to marnowanie zasobów komputera (miejsce na dysku twardym, pamięć RAM i obciążenie procesora), ale z punktu widzenia prywatności użytkownika cena ta nie wydaje się wygórowana.

Paul Venezia przyznaje jednocześnie, że dla wielu osób nawet tak mało absorbujący zabieg, jak dedykowanie jednej z przeglądarek do konkretnych zastosowań może okazać się zbyt dużym obciążeniem. Nie wynika to, bynajmniej, z braku wiedzy, ale z czystego lenistwa. Nawet wśród uczestników wspomnianej wcześniej mini sondy, pojawiło się wiele głosów niechętnych zmianom i bagatelizujących zagrożenie. Dopiero po wyjaśnieniu, jakie informacje o nas przedostają się do sieci, interlokutorzy redaktora InfoWorlda, bardziej przyjaźnie odnieśli się do przedstawianych im pomysłów. Jest to kolejny dowód na to, że obok konieczności posiadania wiedzy, kluczową kwestią u internautów jest chęć do przełamywania złych nawyków.


TOP 200