Pierwszy i najlepszy klient Microsoftu

Niechęć do codziennego instalowania patchów i uaktualniania bazy danych wirusów, zanim wydarzy się coś nieprzyjemnego, zdaje się leżeć w ludzkiej naturze. Czy jest tak też w Microsofcie?

Prowadzimy w firmie intensywne działania promujące bezpieczeństwo. Uznaliśmy, że dział IT powinien zająć się marketingiem odpowiednich rozwiązań. Wiele naszych działań podjęliśmy po zamachach terrorystycznych z 11 września. Wykorzystaliśmy fakt, że ludzie zaczęli przejmować się kwestią bezpieczeństwa fizycznego i podjęliśmy temat bezpieczeństwa danych. Ludzie jednak pozostaną ludźmi 3 i to raczej ludźmi zajętymi w pracy różnymi rzeczami 3 tak więc sami musieliśmy się zająć tym i owym. Wprowadziliśmy właśnie pewne rozwiązania dotyczące zdalnego dostępu do naszych sieci. Dwadzieścia siedem tysięcy pracowników Microsoftu wyposażyliśmy w karty chipowe umożliwiające im zdalne logowanie się do sieci. Pracownicy muszą także stosować Menedżera Połączeń, który pilnuje, by dany użytkownik miał zainstalowaną najnowszą wersję pakietu antywirusowego. Bez tego połączenie z siecią nie będzie możliwe. Wkrótce wprowadzimy też pakiet Systems Management Server, który opracowaliśmy w bardzo ścisłej współpracy z działami poszczególnych produktów i który pozwoli nam narzucać instalacje patchów na desktopach. Będziemy za jego pośrednictwem informować o najnowszych patchach. W niektórych przypadkach użytkownicy będą mogli sami zdecydować kiedy dany patch zainstalują, ale jeśli uznamy, że za bardzo się z tym ociągają, to będziemy mogli ich zmusić do instalacji.

Lubię być "pierwszym i najlepszym klientem" mojej firmy również dlatego, że daje mi to możliwość spotykania się z ludźmi tworzącym poszczególne produkty i wyjaśniania im, czego mi potrzeba do odpowiedniego zabezpieczenia przedsiębiorstwa. Mówię im, co ma się znaleźć w ich produktach i że jeśli tego czegoś w nich nie znajdę, to będę sobie musiał poszukać bardziej odpowiednich produktów. Zwykły update Windowsów nie wystarcza.

Zobacz również:

  • Wiemy kto może zastąpić Tima Cooka jako CEO Apple
  • GenAI jednym z priorytetów inwestycyjnych w firmach
  • Szef Intela określa zagrożenie ze strony Arm jako "nieistotne"

Czy w Pańskiej pracy ma jakieś znaczenie fakt, że użytkownicy programów w Microsofcie są generalnie bardziej obeznani z informatyką niż przeciętni użytkownicy poza firmą? Czy ten fakt utrudnia, czy też raczej ułatwia Panu pracę?

I jedno i drugie. Microsoft zatrudnia dziś ponad 50 tys. osób, a do tego dochodzi jeszcze 10 czy 15 tys. stażystów i konsultantów. Mamy tu zarówno ludzi otrzaskanych z informatyką, ale mamy też księgowych, handlowców 3 całą gamę pracowników, których widzi się w każdej firmie. Owszem, mamy silną "reprezentację" pracowników z umiejętnościami technicznymi, ale nasze technologie muszą zaspokajać potrzeby wszystkich osób zatrudnionych w naszej firmie.

Są u nas ludzie, którzy ściągają na swoje komputery każdy skrawek oprogramowania, jaki tylko znajdą na naszych serwerach. Spoglądamy na takie twórcze podejście przychylnym okiem i sprzyjamy takiej postawie. Przyznam jednak, że komplikuje nam ona nieco działania wspierające desktopy. Trzeba pamiętać, że ściągane są w ten sposób nie tylko wersje beta oprogramowania, ale także wersje alfa oraz różne rzeczy, które ktoś napisał wczoraj, uznał za fajne i postanowił wrzucić na serwer i sprawdzić jak to działa. Tak więc dbając o utrzymanie naszych systemów w ruchu zdarzają nam się czasem bardzo ciekawe przygody.

Czy uważa Pan, że od pańskiego działu IT wymaga się więcej niż od większości innych dlatego, że firma ma tak eksponowana pozycję?

Zdałem sobie sprawę z tego, jak wiele zależy od jakości naszej pracy w październiku 2000 r., kiedy to pewien haker przedostał się do naszych sieci, pokonując istniejące wtedy zabezpieczenia. Jako organizacja staramy się więc utrzymywać wysokie standardy działania. Bardzo niewiele z tego, co robimy nie przedostaje się do wiadomości publicznej. Jeśli Steve Ballmer wyśle komuś e-mail, to zwykle nie mija więcej niż cztery godziny i treść jego listu już gdzieś się pojawia. Tak więc jeśli w wyniku naszych działań dochodzi do jakiejś awarii systemów, to możemy wszystkim tłumaczyć, że awaria została spowodowana przez jakiś produkt będący jeszcze w fazie opracowania, ale i tak awaria będzie powszechnie uznana za bardzo poważną. I zawsze znajdzie się ktoś, kto napisze w prasie, że Exchange 2003 nie jest jeszcze gotowy, co oznacza, że produkt wejdzie na rynek z opóźnieniem. Zdajemy sobie sprawę, że taki jest już urok naszej pracy. A podciąganie się w pracy do naszych standardów to świetna zabawa.

Tłumaczenie Andrzej Lewandowski


TOP 200