Nasze życie z maszynami

Ilekroć jakaś technika i jej kluczowy wynalazek stają się skuteczne i zyskują społeczne zainteresowanie, to zwykle wywołują przesadzone odczucia, fałszujące ich istotę. Człowiek lokuje w nich swe wizje, a one wyrażają jego wypaczony wizerunek. Bogobojny i mityczny charakter tego zjawiska jest dość oczywisty, dlatego jego geneza upodabnia go właśnie do religii.

Wszystko jest maszyną?

Maszyny to urządzenia, które coś dla nas robią. Mają za podstawę konkretne tworzywo, z którego są zbudowane, energię, która je zasila, a nade wszystko plan swojej budowy i działania, czyli mechanizm. To wszystko czyni z agregatu rzeczy i procesów w nich zachodzących konkretną maszynę. Te składowe ma każda maszyna, zarówno najprostsza, jak i najbardziej złożona.

Maszyną można już nazwać proste narzędzie w rękach człowieka pierwotnego, działające na podstawie jakiegoś mechanizmu, jeśli tylko było użyte rozmyślnie i z zamiarem powtórnego wykorzystania. Stanisław Lem za taką pierwszą "homeostatyczną maszynę" uznał ogień, a dokładnie ten, który został rozmyślnie wzniecony za pomocą jakiegoś narzędzia (krzesiwa czy patyków). Doszło do zamiany energii mechanicznej w cieplną, cieplnej w inną mechaniczną, a tej z kolei w energię społecznego współdziałania.

Istotą maszyny jest wprowadzanie w życie człowieka równowagi w oddziaływaniu z otoczeniem przyrodniczym i społecznym. Celem jej konstrukcji jest bowiem zaspokojenie potrzeb ludzkich, a więc uzyskanie homeostatycznej równowagi w jego życiu. To zasadniczy cel funkcjonowania wszelkich maszyn. Odstępstwa od niego prowadzą do znaczących zmian materialnych i społecznych, których skutki widać dopiero w dłuższej perspektywie czasowej.

Ludzkość doświadczyła kilku okresów upadku wysoko rozwiniętych cywilizacji (czy też znacznego osłabienia ich rozwoju), w których to cywilizacjach niedostatki technologicznych wynalazków stawały na przeszkodzie dalszemu trwaniu (z tych m.in. przyczyn, choć nie wyłącznie, do kresu swojego rozwoju doszły cywilizacje inkaska czy starogrecka). O ile zatem technika i maszyny warunkują i potęgują rozwój cywilizacji, o tyle nie można powiedzieć, że mogą go w całości zatrzymać czy też zniweczyć.

Żadna z maszyn, najdoskonalsza nawet generacja robotów, nie jest w stanie zawrócić biegu dziejów, gdyż na straży stoi właśnie uniwersalna zasada homeostazy, czyli współdziałania maszyn z ludźmi. W tym sensie część nigdy nie zastąpi całości.

Ale homeostatyczną równowagę zapewniają nam nie tylko maszyny. Jest ona celem i strategią samego życia. Dąży do niej nasz organizm, także mniejsze czy większe grupy społeczne. Życie to nieustanny proces zrównoważonego rozwoju, który oscyluje między zaburzeniami a przypadkami, zaś technika pozwala na uzyskanie i utrwalenie tej równowagi. Tylko w takich ramach technika ma sens.

Maszyny ułatwiają realizację tej naturalnej tendencji rozwojowej, ukierunkowują ją i wciąż podnoszą na wyższy poziom. Mogą czasami również osłabić homeostazę. Historia cywilizacji technicznej jest pełna wynalazków i urządzeń tego rodzaju: jakakolwiek machina wojenna (od maczugi po broń masowego rażenia) jest tego przykładem. Maszyny nie mogą jednak wyłamać się z generalnej zasady. W niej tkwi nie tylko ich geneza i istota działania, ale również - to istotne - granica ich funkcjonowania, której nie mogą przekroczyć. Maszyny sprzęgnięte z człowiekiem - ich konstruktorem, mocodawcą i jedynym podmiotem, który może je oceniać - nie mogą ze swej istoty wykroczyć poza tę przyrodniczo-technologiczną barierę.

W świetle powyższych rozważań można sformułować ogólną definicję maszyny. Maszyna to urządzenie, które ma więcej możliwości różnorodnego (pozytywnego i negatywnego) realizowania homeostazy niż najbardziej nawet złożony naturalny organizm. W tym sensie szczególnie złożone maszyny uzyskują przewagę nad naturalnymi organizmami w swobodzie realizacji różnych strategii rozwojowych opartych na równowadze. Większość z nich jest zaledwie potencjalna, lecz właśnie ta wielość w szczególny sposób uprzywilejowuje maszyny wobec organizmów żywych, które zwykle przyjmują tylko jedną linię rozwoju.

Maszyny tylko zdają się zdobywać nad nami przewagę. Tak przynajmniej zaczęliśmy postrzegać to zjawisko u kresu XX wieku. "Człowiek jest dzisiaj najbardziej zawodnym elementem u stworzonych przez siebie maszyn, jak również najsłabszym - mechanicznie - ogniwem uruchomionych procesów" - pisał przed laty Stanisław Lem w swojej wspaniałej Summa Technologiae. Ta specyficzna słabość nie oznacza jednak jakiejś niezwykłej przewagi maszyn nad nami. Mamy bowiem do czynienia z wielostronnym i dogłębnym powiązaniem człowieka z techniką i należy spojrzeć na to zjawisko z różnych perspektyw, na co przyjdzie czas w kolejnych artykułach.

<div align="right">cdn.</div>

Dr hab. Marek Hetmański jest wykładowcą na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.


TOP 200