Nadrabianie zaległości

Rozwiązania do analiz stają się coraz bardziej wyrafinowane. Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania od kilku miesięcy wdraża system do analiz OLAP, oparty na rozwiązaniach Microsoftu. Hurtownia danych pozwala na uzyskanie szczegółowych informacji na temat kosztów prowadzenia poszczególnych kierunków. Jest również bardzo przydatnym narzędziem do kontroli operacji dokonywanych w szkole, co jest tym bardziej istotne, że na uczelni od lat działa system dostępu do infrastruktury oparty na kartach mikroprocesorowych. Dzięki jego raportom łatwo można zlokalizować wszelkie próby nadużyć, np. wyłudzeń kredytów do korzystania z sal komputerowych.

Drogie uczelnie

Informatyzacja polskich uczelni pochłania coraz większe środki. Według nieoficjalnych danych projekt informatyzacji Politechniki Wrocławskiej pochłonął już 10 mln zł. Ogłoszony w kwietniu br. przetarg na dostawę systemu zintegrowanego dla konsorcjum Uniwersytetu Jagiellońskiego, Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, Politechniki Warszawskiej i Uniwersytetu Śląskiego opiewa na sumę 4 mln zł. Są to już sumy porównywalne z budżetami dużych komercyjnych projektów integracyjnych i wdrożeniowych. "Coraz częściej mamy wrażenie, że przy tak dużych przetargach nie mamy czego szukać" - mówi jeden z dostawców rozwiązań m.in. dla uczelni, firma średniej wielkości.

Mniejsze uczelnie niepaństwowe priorytetową rolę informatyki zauważyły już dawno. W dziale informatyki warszawskiej SWPS pracuje na stałe 18 informatyków. Podobnej wielkości zespół ma do dyspozycji rzeszowska WSIZ. Budżety tak rozbudowanych komórek pozwalają na zapewnienie odpowiedniego poziomu wsparcia i rozwój nowych funkcji systemów teleinformatycznych.

Lepiej, pewniej, wygodniej

Skąd ten pęd do informatyzacji ze strony uczelni wyższych? "Całkowitej zmianie uległo otoczenie uczelni. Kilkakrotnie wzrosła liczba studentów, którzy uczą się w różnych trybach. To wszystko generuje dużą ilość zdarzeń, nad którymi trzeba zapanować" - mówi Jacek Kaciłowicz.

"W przypadku uczelni niepaństwowych pojawił się jeszcze jeden czynnik: nadzór właścicielski, który wymaga sprawnego dostarczania wskaźników ekonomicznych na temat uczelni" - dodaje.

Wobec trudności w pomiarze innych czynników, takich jak poziom nauczania czy prestiż dyplomu, coraz większą rolę w konkurencji pomiędzy szkołami zaczęła odgrywać dobrze rozumiana "wygoda studiowania".

Sami studenci - zwłaszcza na studiach płatnych - zaczęli zwracać uwagę na czas załatwiania podstawowych spraw w dziekanacie. Uczelnie same dostrzegły, że swobodny dostęp do informacji i usprawnienie trybu załatwianiu spraw dydaktycznych to czynnik, którym można szczycić się w reklamach szkoły.

Ministerstwo naciska

Forsowną informatyzację wymuszają także zmiany prawne forsowane przez Ministerstwo Edukacji i Sportu, takie jak wprowadzenie "suplementu do dyplomu". Jest to dokument opracowany przez grupę roboczą powołaną przy Radzie Europy, Komisję Europejską oraz UNESCO/CEPES, dołączany do dyplomów ukończenia studiów wyższych i informujący o ocenach oraz kwalifikacjach absolwenta.

Od 1 stycznia 2004 r. wszystkie uczelnie wyższe są zobowiązane do wręczenia absolwentom takiego dokumentu wraz z dyplomem. Jak przyznają nieoficjalnie przedstawiciele szkół wyższych ręczne wystawienie dokumentu ze szczegółowymi informacjami o przebiegu studiów dla jednej osoby to prawie godzina pracy. Trudno więc się dziwić, że szkoły robią dziś wszystko, by jak najszybciej ten proces zinformatyzować.

Drugim przedsięwzięciem MENiS, który spędza sen z powiek szefom działów informatyki, jest projekt rozporządzenia o wprowadzeniu nowego wzoru legitymacji studenckiej, tzw. Elektronicznej Karty Studenta. Ma ona zastąpić papierowe dokumenty i pozwalać na wiele zastosowań, np. w bibliotekach publicznych czy komunikacji miejskiej. Jakkolwiek wokół projektu samego rozporządzenia i przyjętych w nim rozwiązań trwa wiele sporów na uczelniach, wszyscy przedstawiciele uczelni zgodnie powtarzają, że jego wejście w życie zmusza szkoły do poważnego przemyślenia inwestycji w informatykę.

Krajobraz z niżem w tle

Jednak najważniejszą przyczyną gremialnej zmiany nastawienia uczelni, które zamiast w kolejne budynki inwestują czas i energię w informatyzację, są sami studenci. Coraz bardziej świadomi możliwości oferowanych im przez rynek edukacyjny i zdający sobie sprawę z tego, że dziś to "uczelnie są dla studentów", a nie odwrotnie. Ta świadomość będzie się pogłębiała wraz z dorastaniem pokolenia "niżu demograficznego". "Powinno to uderzyć przede wszystkim w mniejsze szkoły. My póki co nie odczuwamy żadnych negatywnych skutków tego procesu. Liczymy, że uda nam się to zrównoważyć, np. pracując nad ofertą studiów uzupełniających czy zaocznych dla osób, które zakończyły edukację kilka lat temu" - przewiduje Lucjan Hajder z Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. Konieczność uwzględnienia potrzeb tej szczególnie wymagającej grup "klientów" szkół plus coraz silniejsza potrzeba kontroli kosztów stanowi zapewne najpełniejszą odpowiedź na pytanie, dlaczego szkoły wyższe po latach intensywnego rozwoju postanowiły wreszcie zająć się porządkami organizacyjnymi.


TOP 200