Ludzie na wysypiskach

Bardzo wymowny jest pod tym względem przykład Enronu. Kandydaci do pracy w tej firmie przechodzili ostrą selekcję. Pomyślny wynik sprawdzianu o niczym jednak nie przesądzał. "Życie w Enronie było codziennym sprawdzianem, nieustającą nigdy presją. Żadnego kredytu zaufania; nikt nie pamiętałby jutro o twoim dzisiejszym sukcesie, gdyby w ślad za nim nie poszedł następny, jeszcze bardziej olśniewający i zabójczy" - czytamy w książce. Dwa razy w roku zwalniano rytualnie 15% zatrudnionych, by na ich miejsce przyjąć nowych. Kolejne 30% otrzymywało ostrzeżenia mające skłonić ich do większej wydajności. Od wszystkich wymagano absolutnego zaangażowania i oddania. "Życie w firmie było nieustannym balansowaniem na krawędzi zbędności i ponawianym dzień w dzień przypomnieniem o nieuchronnej wywózce na śmietnik" - pisze autor.

Zdaniem Zygmunta Baumana, sytuacja w Enronie nie była wcale tak wyjątkowa, jak by mógł na to wskazywać znany wszystkim koniec tej firmy. Podobne metody stosowane są również w wielu innych. Sytuacja ta, jak twierdzi Zygmunt Bauman, nie pozostaje jednak bez wpływu na dalsze zachowania ludzi i ich funkcjonowanie w firmach. Wszystko, co robimy, niesie później swoje konsekwencje. Tak jest również w tym przypadku. "Nie angażuj się dłużej niż to absolutnie konieczne; zawsze jedynie płytko i powierzchownie, abyś mógł zerwać zobowiązania bez trudu i przykrych konsekwencji" - to jedna z nauk, którą mogli wynieść pracownicy Enronu. Być może zresztą nie tylko oni. Jak obliczył cytowany w książce Richard Sennet, w Dolinie Krzemowej średnia długość zatrudnienia (bez względu na rodzaj wykonywanej pracy) wynosi zaledwie ok. 8 miesięcy.

"W takich warunkach myślenie perspektywiczne nie wchodzi oczywiście w rachubę" - konstatuje autor. Tam, gdzie brakuje takiego myślenia, gdzie ludzie nie mogą być pewni trwałości łączących ich więzów, trudno o poczucie wspólnoty interesów czy poczucie solidarności. Stosunki międzyludzkie są kruche i powierzchowne. Świadomość jedynie przejściowej sytuacji w firmie powoduje, że ludzie unikają trwałych zobowiązań i angażowania się w długotrwałe procesy. Zaś takie działanie obliczone jedynie na krótką metę oczywiście nie służy długofalowemu wzrostowi - zarówno w skali pojedynczych firm, jak i całych społeczności czy krajów.

Patron strażników

Zygmunt Bauman zauważa, że do panowania nad społeczeństwem nie jest już dzisiaj potrzebny Wielki Brat w stylu Orwella. Zastąpił go ktoś inny. "Dawny Wielki Brat zajmował się przyłączaniem - integrowaniem, ustawianiem ludzi w szeregu i trzymaniem ich w szyku. Zajęciem nowego Wielkiego Brata jest usuwanie - wyławianie ludzi «niepasujących» do miejsca, w którym się znajdują, wypędzanie ich stamtąd i odstawianie na «właściwe miejsce», a jeszcze lepiej niedopuszczanie do tego, aby w ogóle zjawiali się tam, gdzie być nie powinni" - pisze autor. "Nowy Wielki Brat zaopatruje służby imigracyjne w listy osób, których nie należy wpuszczać do kraju, a bankierów w listy osób, którym nie należy udzielać kredytów. Podpowiada strażnikom, kogo powinni zatrzymać przy bramie i kogo nie powinni wpuszczać na teren strzeżonego osiedla. (...) Jest patronem wszystkich ochroniarzy, i tych z nocnych klubów, i tych z ministerstwa spraw wewnętrznych."

Czy naszym nieuchronnym przeznaczeniem, jedynym możliwym losem ludzkości jest jedynie wybór między jednym a drugim Wielkim Bratem? - pyta Zygmunt Bauman na koniec swoich wywodów. Znalezienie odpowiedzi pozostawia jednak nam samym.

To już było

W Rosji funkcjonuje określenie Bicz, czyli Bywszij intelligentnyj cziełowiek, odnoszące się do pewnej specyficznej grupy społecznej. To włóczęga, outsider - człowiek żyjący na poziomie lumpa i zewnętrznie się od niego nieróżniący. Zarazem jednak to były inteligent - człowiek wykształcony, o sporym potencjale intelektualnym, lecz pozbawiony majątku, pracy i dobrego imienia, wyrzucony poza nawias społeczeństwa, praktycznie bez możliwości powrotu.

Wyjąwszy nierzadkie przypadki efektu nałogu alkoholowego, przeistoczenie się w Bicza za czasów radzieckich mogło być efektem zatargu z "naczalstwem" czy wymiarem sprawiedliwości, a obecnie także ze zorganizowaną przestępczością. Zjawiska opisywane przez Baumana, choć mają zupełnie inną etiologię, efekt dają ten sam, oznaczający w obu przypadkach ogromne marnotrawstwo w skali społecznej. Widać również inne istotne podobieństwo - w obu sytuacjach chodzi bowiem o instrumentalne traktowanie jednostki przez system, ahumanistyczne podejście do człowieka.

Niektórzy twierdzą, że wystarczy, byśmy byli wystarczająco kreatywni w tworzeniu nowych miejsc pracy i nowych zawodów, tak by nie pozostawać w tyle za postępem technologicznym i organizacyjnym, którego efektem jest redukcja dotychczasowych miejsc pracy. Czy rzeczywiście? Co możemy zrobić, by zamiast społeczeństwa informacyjnego nie doczekać się rosnącej rzeszy Biczy w nowym, wspaniałym e-świecie?


TOP 200