Królowa patrzy na Polskę

- Jest Pan na wiele sposobów zaangażowany w kształcenie nowego pokolenia menedżerów. Czy oni odczuwają na plecach spadek przeszłości? Czy rozumieją, co Pan czuł 10 lat temu jadąc z fantazją polewaczką do domu i jak to uczucie miało się do atmosfery negocjacji z ociężałymi prymitywnymi socjalistycznymi przedsiębiorstwami? Ze tę przepaść można było pokonać jedynie przechodząc na osobisty ton z ich szefami? Czy, z drugiej strony, wtedy gdy mówi im Pan o zespołowości w firmie i o zarządzaniu partycypacyjnym, niecierpliwią się i odpowiadają, że te pomysły - samorządność, współzarządzanie - już w Polsce próbowano realizować i nie udało się?

- Sądzę, że uczucia związane z jazdą polewaczką zupełnie się dzisiaj nie przekładają na sposób robienia interesów. Obowiązkiem i metodą pracy w młodym pokoleniu jest profesjonalizm. Natomiast stare hasła - które wydawało się, że się nie sprawdziły - odzyskują aktualność. Dzisiaj świat jest już zupełnie inny: stał się globalną wioską, upadło znaczenie granic politycznych i geograficznych, rozwój społeczeństw, rynków i technologii nabrał rozmachu, normą stała się zmienność otoczenia. Skutecznie reagować na zmiany można tylko w samodzielnej odpowiedzialnej grupie, zgranym zespole uzupełniających się osób. Druga sprawa to zdolność zatrudnionych do odgrywania samodzielnych twórczych ról. Dawniej mieliśmy do czynienia z "wyuczoną bezradnością", "świadomą niekompetencją", dzisiaj coraz częściej, osobiste umiejętności pracowników są bardzo wysokie, umożliwiające zrealizowanie starych haseł - dla zachodniego nowych - zarządzania partycypacyjnego.

Bardzo dobrze oceniam młodą generację Polaków, stawiających pierwsze kroki w biznesie. Jeśli tylko nauczą się marketingu, to mają ogromne szanse wygrać rywalizację z zachodem. Nasze trudne warunki hartują: przetrwają tylko przedsiębiorczy menedżerowie bardzo odporni na stres i niepowodzenie. Ich doświadczenia sprawiają, że są bardziej twórczy i pragmatyczni niż ich koledzy z Europy czy USA.

Polacy są również bardzo otwarci na zmiany. Nigdy nie prowadzili biznesu w sposób zgodny z formalnymi regułami uznawanymi w świecie kapitalistycznym, toteż nie mają czego bronić, wtedy gdy sytuacja prosi się o zmiany. Nie mają bagażu tego, co "święte " w biznesie. A dzisiaj nic nie jest "święte", wszystko musi ulegać zmianom. Ich zachodni koledzy uważają, że zmiany powinny dotyczyć wszystkich, tylko nie ich. Mogą więc nie sprostać wymogom nowych czasów. Ta otwartość młodych, to wielka szansa dla Polski.

- Młoda generacja menedżerska zapewne jest zdolna i wykształcona. Czy jednak nie jest zbyt jednostronnie nastawiona na sukces, na karierę? Jej cele życiowe ograniczają się do osiągania coraz wyższych szczebli w hierarchii zawodowej i do coraz większej zamożności. Inne wartości i cele prawie nie istnieją, a co gorsza nie są wartościowane również metody realizowania swoich celów?

- Rzeczywiście, w naszej kulturze utrwala się coraz bardziej amerykański stereotyp kariery. Sukces osobisty staje się najsilniejszą motywacją do pracy. Ambitny człowiek może zrobić zawrotną karierę, ale jak jej nie zrobi, może czuć się nikim. Nie kimś mniejszym czy średnim, tylko po prostu nikim. Obowiązuje bowiem postawa: wszystko albo nic. Taka postawa jest twórcza tylko do pewnego czasu, potem niszczy człowieka i niszczy jednocześnie stosunki między ludźmi. Sama sprawność w biznesie, zaradność, pomysłowość, kompetencja i profesjonalizm umożliwiają realizację celów życiowych czy interesów, ale nie tworzą więzi międzyludzkich. Więzi między ludźmi buduje się tylko na fundamencie etycznym, opierając się zarówno na podstawowej ludzkiej solidarności i woli bycia członkiem jakiejś wspólnoty. Realizacja interesów bez więzi z innymi ludźmi nie daje radości, jak i poczucia sensu.

- Czyżby młode pokolenie zaprzeczało wieloletniej tradycji, o której Pan mówił wcześniej, tradycji opierania biznesu na prywatnych osobistych związkach?

- I tak, i nie. Częściowo jest to świadome rozsądne zamierzenie, a częściowo konsekwencja kultywowania zasady: błyszczeć choćby po trupach. Główną przyczyną jest jednak zapewne chaos w głowach, który powstał na skutek ogromnych przeobrażeń, które zachodzą w naszym kraju. Trzeba czasu, żeby na nowo ustalić hierarchie i wartości. Nie ma miar kariery, więc za karierę uważa się zdobywanie wszystkiego, co możliwe, co oferuje świat, zarówno w konsumpcji, jak i w stanowiskach czy zaszczytach. Towarzyszy temu charakterystyczne przeświadczenie, że jak już coś jest do wzięcia, to znaczy że się należy i że trzeba wziąć. Sukces nie powinien być mierzony tym, co człowiek wziął z tego, co świat ma do zaoferowania. Sukces to jest realizacja wymiernych celów sformułowanych po realistycznej ocenie swoich zdolności i potrzeb. Ludzie w Polsce jakby stracili orientację, że to nie świat zewnętrzny powinien kreować osobowość. To człowiek powinien kształtować swoje otoczenie, swój świat.

- A czy Pan zrobił karierę?

- Nie lubię słowa "kariera". Ja nie robię kariery, a jedynie realizuję swoje wcześniej założone cele. W tym sensie mogę powiedzieć, że odniosłem sukces. Dzisiaj inaczej niż kiedyś wyznaczam moje cele. Już nie zależy mi na większych pieniądzach czy wyższym stanowisku. Zależy mi na tym, żeby moi wychowankowie, studenci, młodzi menedżerowie, którzy startowali w ICL, osiągali sukcesy, dobrze prowadzili swoje firmy, wybijali się, będąc przy tym wartościowymi ludźmi.

- Urodził się Pan w rodzinie uchodźców przemierzających Uzbekistan w drodze do Polskiej Armii. Czy jest jakaś klamra, która spina Pana życie: tamto w wojskowych obozowiskach i to obecne, dla którego podziw wyraziła królowa brytyjska?

- Postawa życiowa. Ja wiem, że można nie mieć nic - jak ja nie miałem - i być szczęśliwym. Wiem też, że nic mi się od świata nie należy, ale wszystko mogę osiągnąć. Nie robię więc kariery, żeby coś komuś udowodnić, ale dlatego, że lubię podejmować wyzwania. Góry zdobywa się dlatego, że one są. Wyzwania w biznesie stanowią taką samą podnietę. Wołają o pozytywną reakcję, więc reaguję, jak potrafię najlepiej. Cieszę się, jak wejdę na szczyt, jak powiodą się moje przedsięwzięcia.

- Czy Pana pierwszy zawód - artysta malarz - pomaga Panu w biznesie?

- Bezsprzecznie, tak. Umiejętności inżynierskich nie brakuje w przedsiębiorstwach, natomiast mało kto potrafi tworzyć wizje rozwoju swoich firm. Moje artystyczne umiejętności bardzo mi w tym pomagają.

Inżynier przeważnie patrzy na komputer jako na swoistą konstrukcję kabli, kostek, płytek i innych elementów. Ja nigdy nie koncentruję się na technicznej stronie sprzętu, fascynuje mnie to, co on potrafii, na ile może być mi pomocny w moich przedsięwzięciach. Tylko humanista może odkryć najlepsze, najbardziej twórcze dla człowieka zastosowanie komputerów.


TOP 200