Kłopoty z przestrzenią biurową
- Dorota Konowrocka,
- 20.04.2010
Frank Duffy
W ostatnich latach zacząłem wątpić w ścisły związek łączący organizację i budynek. Nasz świat staje się coraz bardziej zwirtualizowany i ważniejsze zaczyna wydawać mi się projektowanie i uzasadnianie istnienia miasta niż biura. Społeczeństwo staje się coraz bardziej mobilne i "natychmiastowe", potencjał biura systematycznie się kurczy, a wzrasta potencjał miasta jako przestrzeni współpracy. Przestrzeń publiczna się rozszerza, a firmowa zawęża. To nie jest zupełna nowość. W XVII-wiecznym, niewielkim Londynie urzędnicy byli w nieustannym ruchu i nie pracowali wcale przyklejeni do swojego biurka. Intelektualiści i ludzie biznesu spotykali się w klubach i salonach, by uczestniczyć w obiegu idei i pomysłów. 200 lat temu ludzie poddali się rytmowi przemysłowemu, ale dziś obowiązek przybywania w tym samym miejscu i czasie co współpracownik już nas nie dotyczy.
Przyjrzyjmy się rozwojowi sposobu myślenia o biurze. Pierwszy etap, to biuro taylorystyczne, zaprojektowane zgodnie z zasadami naukowego zarządzania, traktujące pracowników jak robotników biorących udział w biurowej produkcji, poszukujące maksymalnej wydajności i produktywności, wytyczające ramy najbardziej ergonomicznego sposobu wykonywania każdej czynności. To architektura typu Larkin Administration Building, przerażającego budynku biurowego zaprojektowanego przez słynnego Franka Lloyda Wrighta włącznie z metalowymi stołami i krzesłami przymocowanymi na stałe do podłogi. Kraje protestanckie północnej Europy były takiej koncepcji zdecydowanie przeciwne - w tych krajach otwarta przestrzeń zmarła nagłą śmiercią w latach 70., po konsultacjach ze związkami zawodowymi. Symbolem biura w stylu społeczno-demokratycznym są przestrzenie zaprojektowane przez norweskiego architekta Nielsa Torpa: rzędy pokoików połączonych krytym, przestronnym pasażem, w którym znajdują się restauracje i rozmaite punkty spotkań, tworzące razem niemal niewielkie miasto. Dziś ekspansja IT stymuluje rozwój biura sieciowego, zupełnie niepodobnego ani do rzędów pokojów biurowych, ani do otwartej przestrzeni podzielonej lub niepodzielonej przepierzeniami. Co więcej, ponieważ o najlepszych pracowników trwa ustawiczna walka, biuro ma być jednym z elementów przetargowych, przyciągających nowych pracowników.
Nie jesteśmy jeszcze pewni, jak powinno wyglądać biuro sieciowe, ale wiemy, że czasem wystarczy zbudować przeszkloną klatkę schodową przez wszystkie piętra, by przeciętny budynek zamienił się w coś dobrego, promującego współpracę. Wiemy też, że stworzenie dobrej przestrzeni do pracy wymaga zaangażowania pracowników w proces projektowania: tak, by poczuli się właścicielami projektu i zdołali tchnąć w niego swoją witalność i swoje zainteresowania.
Fragmenty wykładu Franka Duffyego, brytyjskiego architekta specjalizującego się w przestrzeni biurowej, wygłoszonego na konferencji "Funkcjonalne biuro 2010", zorganizowanej w Warszawie przez magazyn "Office & Facility". Spisała Dorota Konowrocka.