Kłopoty z przestrzenią biurową

Biura Google, Pixara i Facebooka wytyczają myślenie o współczesnej przestrzeni biurowej nasyconej technologią i promującej innowacyjność. Nikt jednak do końca nie wie, jak naprawdę ma wyglądać przestrzeń do pracy biurowej, by rzeczywiście wspierała współpracę i produktywność.

Kłopoty z przestrzenią biurową

Biuro firmy Google

Pod zamieszczonymi w Internecie galeriami zdjęć biur Google w Zurychu czy Sydney zawsze pojawiają się komentarze w rodzaju: "Błagam, zatrudnijcie mnie, te miejsca są naprawdę cool". Faktycznie, są cool: intensywne kolory, ściany zieleni, futurystyczne przeszklenia, pokoje, w których wszystko stoi do góry nogami, stoły zawieszone na sznurach pod sufitem, wielkie, kolorowe worki do siedzenia rozrzucone pod ścianami, tekturowe krowy, geometryczne sofy, oldskulowe tapety połączone z ultranowoczesnym oświetleniem, kominki, szezlongi, pnie drzew... Po kilku tego rodzaju wykrzyknikach nieodmiennie pojawia się ktoś, kto zwraca uwagę na to, że - po pierwsze - nie wyobraża sobie, żeby na tych hamakach, łodziach wypełnionych poduchami i kłodach drewna siedzieć można było wygodnie dłużej niż 2,5 minuty, a - po drugie - to tylko jeden z trików, dzięki którym ludzie mają zapomnieć o tym, że siedzą w robocie po 70 godzin tygodniowo.

Jak zauważa Phillip Greenspun, amerykański naukowiec i przedsiębiorca internetowy, "sukces twojego biznesu będzie zależał od tego, do jakiego stopnia programiści w istocie zamieszkają w twoim biurze. Aby tak się stało, twoje biuro musi być fajniejsze niż dom przeciętnego programisty. Istnieją dwa sposoby osiągnięcia tego celu. Możesz zatrudniać programistów, którzy mieszkają w wyjątkowo nędznych mieszkaniach. Możesz też stworzyć fajne biuro".

Biurowi nomadzi

Autorem jednego z najsłynniejszych eksperymentów w zakresie aranżacji przestrzeni biurowej jest nieżyjący już Jay Chiat, współzałożyciel amerykańskiej agencji reklamowej Chiat/Day (obecnie TBWA/Chiat/Day). W 1993 roku ogłosił on, że zamierza zabrać swoim pracownikom telefony stacjonarne, przepierzenia, komputery i biurka, wyposażyć ich w telefony komórkowe i laptopy, i przekształcić ich w nomadów wykonujących swoją pracę, gdzie tylko chcą. Jego zamiarem było przekształcenie siedzib agencji w Los Angeles i Nowym Jorku w coś w rodzaju uniwersyteckich kampusów, w których studenci chodzą na wykłady w miarę potrzeb, a potem spotykają się i studiują tam, gdzie jest im wygodnie. Początkiem rewolucji było odebranie biurka jednej z pań-menedżerów, która od tego momentu zmuszona była przechowywać wszystkie swoje dokumenty w szafce na kółkach, z którą krążyła każdego dnia po biurze, poszukując wolnego biurka kogoś, kto akurat był chory (ona sama wspominała to później jako ponury koszmar).

W 1994 roku firma przeniosła się do nowej siedziby, zaprojektowanej zgodnie z nowymi zasadami, gdzie pracownicy otrzymali zamiast biurek szkolne szafki, w których mieli trzymać swoje rzeczy. Każdego dnia ustawiali się w kolejce do recepcji, gdzie otrzymywali za każdym razem inny telefon i inny komputer, po czym zmuszeni byli poszukać sobie jakiegoś miejsca w firmie. Chiat ściśle egzekwował zasadę, by każdego dnia każdy pracownik siedział przy innym biurku niż poprzednio.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200