Informatyczny najemnik

Znaj swojego szefa

Jeśli zatrudniasz się za pośrednictwem agencji, upewnij się, że kontaktuje się ona w firmie klienta z właściwą osobą. W czasie mojej kariery zawodowej miałem tylko jedną negatywną opinię, a było to spowodowane tym, że agencja poprosiła o recenzję mojej pracy jednego z menedżerów przedsiębiorstwa, a nie kierownika działu informatycznego, który w rzeczywistości zlecił mi zadanie, i to jego należało uznać za mojego bezpośredniego przełożonego.

Kontrakt polegał na poprawieniu aplikacji pomagającej w zarządzaniu. Trzeba było wyważyć strategie działania kilku oddziałów firmy, które miały do dyspozycji dosyć ograniczone zasoby. Nie można było zadowolić wszystkich. Dwaj główni kierownicy, z którymi wtedy pracowałem, byli w zasadzie zadowoleni z moich działań, czego nie można było powiedzieć o niektórych kierownikach niższego szczebla.

Zgadnijcie, kto postarał się, aby wypełnić kwestionariusz oceniający moją pracę? Tak, zgadza się. Kierownik działu kontroli jakości miał zastrzeżenia twierdząc, iż za dużo czasu spędziłem nad jakąś częścią projektu kosztem innej, jego zdaniem, ważniejszej. Ale to kierownik działu informatycznego był moim bezpośrednim zleceniodawcą - nie miałem wyboru, co powinienem robić w sytuacji, gdy to on podpisywał codziennie moje karty pracy.

Nie wdawaj się w lokalne układy

Przyznaję, że nie jest to łatwe i czasem naprawdę nie ma wyjścia, ale należy się starać. Dowcip polega na tym, że każdy projekt ma - poza ściśle merytorycznym - zawsze pewien aspekt polityczny. Jako nowicjusz w firmie klienta masz prawo nie znać wszystkich układów. Pozostań więc neutralny - niech polityką zajmują się inni.

Znaj dobrze swoje zadanie

Jako fachowiec informatyk, będziesz często proszony, aby zająć się przy okazji ("No, jak pan już tu jest, to prosilibyśmy...") jeszcze innymi sprawami - niezliczonymi drobiazgami. Na pewno okaże się, że z jakiegoś komputera nie można nic wydrukować, a w pokoju obok sympatyczny programista nie może znaleźć błędu w linii 543, choć z pozoru wszystko się zgadza.

Z jednej strony, prośby takie dają nam dodatkową pracę (i zarobek); z drugiej, rozproszenie się w zamówieniach ekstra może sprawić, że staniemy się zbyt zajęci, aby dobrze wykonywać nasze główne zadanie. Doświadczenie wykazuje, że kontraktowcy, którzy nie poświęcają dostatecznej uwagi pierwotnemu zamówieniu, szybko stają się bezrobotni.

Lepiej więc przedyskutować te sprawy z odpowiednim kierownikiem na początku projektu. Czy życzy on sobie wykonywania dodatkowych prac? Czy zamówienia takie powinny być realizowane za jego wiedzą i pośrednictwem?

Prowadź dziennik

Nie zawsze prowadzenie dziennika postępów prac jest wymagane. Jeśli nie jest... załóż taki dziennik sam, z własnej inicjatywy. W przypadku jakichkolwiek wątpliwości na temat postępów projektu czy terminowości oddawania kolejnych etapów, dokumentacja pracy okaże się bezcenna. Przyznaję się, że - o ile klient o to nie prosił - nie zawsze chciało mi się tracić czas na pisaninę - zwłaszcza w przypadku projektów długoterminowych. Jednak nawet wtedy prowadziłem dziennik tak długo, aż uznałem, że całkowicie kontroluję sytuację na swoim odcinku pracy.

Każdego tygodnia czytaj swoje zapiski, by przemyśleć, czy twoja działalność jest zgodna z zawartym kontraktem. Czy na pewno robisz to, co zostało zamówione - pytanie jest istotne, zwłaszcza wtedy gdy opis zadania jest mglisty i nie jest oparty na konkretnych, mierzalnych wskaźnikach. Jeśli stwierdzisz, że realia rozchodzą się z teorią, zbadaj, co się zmieniło w trakcie realizacji projektu. Bądź też w tej sprawie w ścisłym kontakcie z klientem, który zlecił ci pracę.

Zaciskaj zęby, ale bądź profesjonalistą

Może się zdarzyć że uznasz, iż część zleconego ci zadania jest zaprojektowana nieprawidłowo - masz wtedy, oczywiście, prawo próbować to naprawić. Ale pamiętaj, że to NIE JEST twój projekt.

Często proszono mnie, abym wdrażał systemy przetwarzania transakcyjnego z użyciem Lotus Notes. Uważam, że do tego typu zadań nie jest to optymalny pakiet. Zwykle udawało mi się przekonać klienta, do użycia lepszego narzędzia; raz, kiedy mi się nie udało, skończyło się na tym, że firma zmuszona była porzucić projekt po 15 miesiącach wytężonej pracy mojej i swojego personelu. Choć wiedziałem, że będą problemy z wydajnością, upartemu klientowi pozwoliłem zastosować Notes w myśl zasady: "Masz co chciałeś".

Klient ma ZAWSZE rację, zwłaszcza gdy zatrudnia kontraktowców. Nieważne, jak świetnym jesteś fachowcem - jeśli nie przekonasz klienta, że zamawia złą rzecz, a wszelkie próby tłumaczenia wywołują u niego furię... lepiej zapomnij o sprawie - po prostu nie masz szans.

Tekst powstał na podstawie relacji Davida Rosenthala, współpracownika agencji Tech Specialists.


TOP 200