Fachowcy od brudnej roboty czyli praca w IT

Magik marketingowy

Poszukiwany: Karierowicz, który rozumie (lub udaje, że rozumie) język dziwaków komputerowych i potrafi przekształcić dobry pomysł w dochodowy produkt. Wrodzona umiejętność do ugłaskiwania ludzi niezbędna, przydatny będzie też wbudowany detektor kłamstw. Współpraca między "technicznymi" i marketingiem nigdy nie należała do najprostszych. Komputerowcy myślą, że rynek jest zbyt głupi, by zrozumieć nowe technologie, marketingowcom bardziej zależy, by ich współpracownicy codziennie nosili czystą odzież i nauczyli się mówić poprawnie. Mimo stereotypów, większość firm nie przetrwałoby jednak gdyby nie ktoś, kto czuwa nad ich wizerunkiem.

Nie ma jednak róży bez kolców, każda praca ma swoje minusy. "Nie macie pojęcia, ile razy ktoś zarzekał się, że produkt jest niemal gotowy do sprzedaży, a w rzeczywistości nie był jeszcze w fazie alfa. Słyszysz tyle niesamowitych rzeczy o jakimś gadżecie, ale kiedy chcesz zrobić zdjęcia reklamowe, okazuje się, że nie został on jeszcze zbudowany" - tłumaczy Robin Bectel, wiceprezes New Ventreu Communications.

Zobacz również:

  • Duże zwolnienia w Apple - ponad 600 osób opuszcza pokład

Profesjonalny kozioł ofiarny

Poszukiwany: Utalentowany człowiek, skłonny do objęcia dowodzenia nad wielkim projektem, który niemal niezaprzeczalnie skazany jest na porażkę. Chęć syzyfowej pracy mile widziana. Musi być na tyle silny, by udźwignąć brzemię winy na własnych barkach.

Jednym z takich ludzi był Michael S. Meyers-Jouan, któremu pod koniec lat dziewięćdziesiątych zlecono modernizacje systemów informacyjnych w niewielkiej firmie produkującej odzież. Wprowadzenie nowych technologii nie było problemem, ale przekonanie ludzi do korzystania z nowych rozwiązań stało się przeszkodą nie do pokonania. Pracownicy fabryczni odmówili współpracy pomimo zapewnień, że skróci to ich pracę o połowę, a szefostwo oczekiwało wyników i nawet nie chciało słyszeć o przemianach kulturowych. "Po raz pierwszy w życiu zostałem zwolniony" - mówi Meyer-Jouan. Nowy system nigdy nie został w pełni wdrożony, a krótko potem firma przestała odbierać telefony.

Sieciowy guru

Poszukiwany: Człowiek o żelaznej cierpliwości, któremu niestraszne spędzanie długich godzin w trasie i tłumaczenie klientom, że ich rewolucyjne pomysły mogą graniczyć z przestępstwem. W dzisiejszych czasach równanie jest proste: nie ma sieci, nie ma firmy. Zawsze potrzebny jest ktoś, kto przeczołga się przez brudne, wąskie przestrzenie, owinięty kablem i zmusi dwie, niekompatybilne sieci bezprzewodowe, by zaczęły współpracować.

Wbrew pozorom, jednak, nie jest to najgorszy aspekt tej roboty. "Nie ma na świecie bardziej wściekłego stworzenia, niż klient, który dowiaduje się, że jego sieć jest przestarzała i wymaga modernizacji" - tłumaczy Bill Horne. "Nawet jeśli całość trzyma się na taśmę klejącą, część kabli zwisa z dachu, a większość z nich pogryziona jest przez szczury, klient i tak będzie twierdził, że wszystko jest w porządku".

Praca lekka i przyjemna?

O innych brudnych robotach w IT czytaj w 7 najgorszych zawodów informatycznych.

Czasami niektóre zlecenia wymagają żelaznej wręcz cierpliwości. "Kiedy klient dzwoni do ciebie i zgłasza, że nie ma połączenia z Internetem, zakładasz, że wcześniej wszystko działało poprawnie" - wspomina Horne. "Ale to wcale nie musi tak być. Kiedyś przyjechałem na miejsce i odkryłem, że wadliwa sieć, to punkt dostępowy owinięty w worek na śmieci, przyklejony taśmą do anteny parabolicznej wycelowanej w miejsce, gdzie kiedyś znajdował się niezabezpieczony hotspot".


TOP 200