Dziękujemy za cenne uwagi! czyli "Śmierć Polskiego Internetu"

Przez długi czas współpraca z NASK-iem opierała się na zasadzie: płacimy za łącze, za dostęp do Internetu, a dodatkowo oddajemy NASK-owi 30% swoich przychodów od każdego klienta. Dopiero po wymuszeniu normalnych zasad współpracy (płacimy za łącze, a co dalej z nim robimy to nasza sprawa) możliwe było obniżenie cen dla naszych abonentów.

Na wiosnę 1995 r. NASK wprowadził nowy cennik. Pojawiły się w nim dwie nowe pozycje - po pierwsze ograniczenie średniego obciążenia łącza do 40% jego maksymalnej przepustowości - czyli nie zauważona przez nikogo i nie oprotestowana (biję się w piersi) podwyżka o 60% oraz cennik usług sieci WARMAN. NASK zaczął oferować łącza do WARMAN-a po cenach dziesięciokrotnie niższych niż ceny ogólnopolskie. Wydawałoby się, że oto trafiła się wspaniała okazja - wreszcie mamy tanie łącza. Nic z tego - żaden prywatny operator nie został dopuszczony do tego dobra. Jedyną firmą sprzedającą prywatnym odbiorcom dostęp do WARMAN-a, a przez niego do Internetu był... NASK (zabierając w ten sposób klientów innym operatorom). Czyli - monopolista usiłuje pozbyć się rosnącej mu konkurencji poprzez dumping cen (a pamiętajmy, że sam płacił wtedy 1/32 ceny za niektóre łącza dzierżawione od TP S.A.). Operacja się nie powiodła, komercyjny Internet zyskał nowych operatorów, ceny usług spadły (czasem poniżej rozsądnego poziomu).

Jak wygląda sytuacja po wprowadzeniu grudniowego cennika? Znów wydawałoby się, że zrównanie cen ogólnopolskich i WARMAN-a sugeruje normalizację sytuacji. Ale jest jedno "ale" - NASK podnosząc ceny dla operatorów (zdaniem wszystkich 5-10 krotnie, zdaniem NASK-u 2-3 krotnie) nie podniósł cen na telefoniczny dostęp do sieci - a to właśnie jest podstawowym źródłem utrzymania dla wszystkich "internetodawców". Znów widać politykę (trudno oprzeć się wrażeniu że celową) zmierzającą do usunięcia potencjalnej konkurencji z rynku.

Co będzie dalej - trudno przewidzieć. Należy mieć nadzieję, że inni operatorzy znajdą w sobie dość rozsądku, by stworzyć niezależną strukturę obok NASK-u, dość pieniędzy, by znaleźć niezależne wyjście w świat i dość wytrwałości, by przetrwać obecny kryzys.

Światła rada "internetodawcy", czyli panaceum na problemy

Sytuacja NASK-u jest dość niezręczna - z jednej strony powstał jako koordynator Internetu akademickiego (innego wtedy nie było), z drugiej - na własną prośbę przyjął na swoje barki obsługę ruchu komercyjnego. Taki układ, w połączeniu z pozycją faktycznego monopolisty, prowadzi do nieuniknionych konfliktów interesów. Sieć powstała z pieniędzy budżetowych, przeznaczonych na naukę. Korzystają z niej zarówno użytkownicy akademiccy (bezpłatnie), jak i komercyjni (za pieniądze). Chęć rozwoju domeny akademickiej walczy z chęcią zarabiania pieniędzy, a potrzeba coraz szybszych łączy - z koniecznością oszczędzania pieniędzy. Wydaje się, że można temu łatwo zaradzić - wzorem wielu innych państw należy ROZDZIELIĆ Internet akademicki od Internetu komercyjnego. Niech pieniądze przeznaczane na naukę będą wydawane na naukę, a ruch komercyjny będzie finansowany ze środków abonentów. Tylko wtedy Internet będzie mógł się spokojnie rozwijać.

<hr size=1 noshade>Dariusz Wichniewicz jest pracownikiem firmy ATM i zajmuje się Internetem Komercyjnym w Polsce.

e-mail: [email protected]


TOP 200