Czy systemy DRM i otwarta sieć na pewno się wykluczają?

Dzięki rozszerzeniom EME systemy DRM działają dużo sprawniej i umożliwiają odtwarzanie chronionych treści na urządzeniach nieobsługujących Adobe Flash czy Microsoft Silverlight, m.in. smartfonach i tabletach. Silverlight nie jest już aktywnie rozwijany, a Flash nie jest dostępny na urządzeniach mobilnych, dlatego konieczne jest stworzenie bardziej uniwersalnego sposobu odtwarzania treści wideo, o czym zresztą wiedzą najwięksi ich dostawcy.

Systemy DRM już teraz są obsługiwane przez takie przeglądarki, jak Microsoft Internet Explorer 11 i Google Chrome za pośrednictwem rozszerzeń EME. Chrome obsługuje model deszyfrowania treści Widevine, a Microsoft posiada własny system DRM o nazwie PlayReady. Również Apple Safari ma zostać wyposażony w rozszerzenia EME w najbliższej przyszłości. Mozilla wyraziła, co prawda, swój sprzeciw wobec EME, ale ostatnio przyznała, że będzie wspierać ten standard w kolejnych wersjach Firefox z obawy o utratę użytkowników na rzecz innych przeglądarek.

…, ale mogą równie dobrze ograniczać swobodę korzystania z sieci

Przeciwnicy systemów DRM uważają rozszerzenia EME za bezprecedensowe pod tym względem, że ich rzekomym celem jest ograniczenie swobody korzystania z internetu. Ich zdaniem, tego typu rozwiązania otwierają drzwi do dalszych restrykcji, uniemożliwiając użytkownikom podgląd kodów źródłowych stron internetowych, zapisywanie i przeglądanie zdjęć, a także uruchamianie skryptu Java w trybie offline.

Jedną z konsekwencji stosowania takich „anty-funkcji” może być niemal całkowite zablokowanie możliwości wykrywania wirusów, znaczne utrudnienie pracy deweloperów i odebranie użytkownikom możliwości indywidualnego wyboru sposobu i czasu konsumowania treści internetowych.

Aby udowodnić, że tak nie jest, stworzono grupę W3C koncentrującą się na koncepcji ukrywania kodu źródłowego aplikacji internetowych. Ale wbrew oczekiwaniom, działająca od roku grupa zdołała jedynie udowodnić, że taka idea jest niepopularna. Jej członkowie nie prowadzą żadnych wewnętrznych debat, a większość, jeśli nie wszyscy, wręcz sprzeciwia się koncepcji uznawanej a fundament całego ruchu W3C.

Zwolennicy DRM próbują przekonać pozostałych, że bez instalowania rozszerzeń EME w przeglądarkach gwiazdy Hollywood spakują manatki i „zostawią” internet. Cóż, na zdrowy rozum, to chyba Hollywood bardziej potrzebuje internetu niż na odwrót. Fakt, że to właśnie branża muzyczna i branża IT w większym stopniu rezygnują z systemów DRM świadczy o konieczności, jeśli nie nieuchronności, wypracowania takie rozwiązania, które ochroni prywatność, ale jednocześnie nie opiera się o wtyczki i instalowanie rozwiązań DRM w przeglądarkach internetowych.

Wytwórnie muzyczne i filmowe początkowo opowiadały się za wdrożeniem systemów DRM w sklepie iTunes. Ale w momencie, w którym Amazon zaczął publikować treści na MP3 pozbawione tych rozwiązań, ostatecznie zrezygnowały z ich uruchamiania w iTunes, a było to już w 2009 roku. Główną przyczyną wysokiej opłacalności tworzenia rozwiązań muzycznych bez DRM jest ich stosunkowo niska cena zakupu.

Dowodem na to, że nadchodzi nowy trend, w którym użytkownicy chcą płacić za treści wideo bez rozwiązań DRM, jest historia amerykańskiego komika Louisa C.K. Odniósł on ogromny sukces, sprzedając wysokiej jakości materiały wideo (bez mechanizmów DRM) możliwe do pobrania ze strony internetowej. Jego film pt. „Live at the Beacon Theatre” przyniósł ponad 1 milion dolarów przychodów przy cenie 5 dolarów za jedno pobranie pliku. Mimo to, tak innowacyjny pomysł, jak oferowanie treści pozbawionych DRM mających nieco lepszą jakość niż dotąd, np. treści tradycyjnie dystrybuowanych na DVD, nadal budzi niepokój w środowisku filmowym.

Jedno jest jednak pewne: grupa W3C jedzie na wolnym wózku, a w przypadku rozszerzeń EME ta jazda wydaje się być wyjątkowo powolna. Być może długa procedura standaryzacji rozwiązań otworzy przed obiema stronami szansę na przedyskutowanie ewentualnych rozbieżności i wypracowanie jakiegoś porozumienia. Ale, szczerze powiedziawszy, dużo bardziej prawdopodobne jest to, że w międzyczasie pojawi się jeszcze inne, zupełnie odmienne rozwiązanie.


TOP 200