Czekając na euro

Na przykład Grecja

Doskonałym przykładem kraju, który po przyjęciu do Unii Europejskiej nie potrafił uporządkować finansów publicznych i przez to nie spełniał przez długi czas kryteriów z Maastricht, jest Grecja, która stała się członkiem EWG w roku 1981.

Wejście do EWG zbiegło się z wygraną w wyborach socjalistów z partii PASOK. Dekada socjalistów (lata 80.) to okres rozwoju w tempie ok. 2% rocznie. Grecja zaabsorbowała znaczne fundusze z EWG mające wspierać jej rozwój. W gruncie rzeczy wzrost PKB w tym czasie pokrywa się z napływem funduszy europejskich. Gospodarka grecka straciła jednak zdolność rozwoju. Korzystała z wehikułu zewnętrznego, ale nie był to pociąg pośpieszny, tylko - co najwyżej - osobowy. Socjalistyczny rząd w Grecji zaczął prowadzić politykę "prospołeczną". Wydatki na ubezpieczenia społeczne, które w latach 70. stanowiły 12-15% PKB, wzrosły w ciągu dziesięciu lat do 26% PKB. Wydatki państwa na cele socjalne w latach 1983-1988 wzrosły ponad czterokrotnie, a w relacji do PKB z 5,1 do 10,6%. Średnioroczna inflacja przez całą dekadę utrzymywała się na poziomie bliskim 20%, a deficyt budżetowy sięgał kilkunastu procent PKB (w 1990 r. było to aż 14,9%). Prywatne inwestycje bezpośrednie wynosiły zaledwie kilkaset milionów dolarów rocznie. W sumie była to strategia wzrostu konsumpcji zasilanej napływem funduszy unijnych, niestabilnych finansów publicznych i bardzo wolnego wzrostu PKB. Skutkiem "prospołecznej" polityki socjalistów było względne zubożenie społeczeństwa i zaprzepaszczenie szans na dogonienie bogatszych członków Unii.

W 1990 r. mieszkańcy Grecji, która zanim weszła do EWG, rozwijała się bardzo szybko, pokonując dystans do bogatszej Europy, byli już biedniejsi od Portugalczyków i Irlandczyków. Grecja relatywnie cofnęła się w poziomie bogactwa mierzonym średnią europejską. Czy zawiniła przynależność do EWG? W pewnym sensie tak. Gdyby nie fundusze europejskie, kraj nie mógłby prowadzić marnotrawnej polityki, która spowodowała, że cała dekada była dla gospodarki stracona. Z drugiej strony, gdyby Grecja realizowała konsekwentną politykę nastawioną na spełnienie kryteriów z Maastricht, osiągnęłaby szybszy wzrost.

Dopiero w latach 90. rząd podjął decyzję o tym, że przyjęcie kryteriów z Maastricht jest celem polityki makroekonomicznej. W roku 1994 został przyjęty czteroletni program naprawy finansów publicznych. 19 czerwca 2000 r. Rada Unii Europejskiej na spotkaniu w Santa Maria da Feira uznała, że Grecja wypełnia wymagania traktatu i zaaprobowała wprowadzenie kraju do strefy euro, jako 12. członka.

1 stycznia 2001 r. drachma została usztywniona w stosunku do euro, a w 2002 r. waluta europejska została w Grecji wprowadzona. Wprawdzie dług publiczny Grecji ciągle przekracza 100%, ale dzięki obniżeniu deficytu i wygospodarowaniu w budżecie "pierwotnej nadwyżki" (dochody minus wydatki, bez uwzględnienia kosztów obsługi zadłużenia) Grecja ma nadzieję w końcu bieżącej dekady obniżyć zadłużenie poniżej 60% PKB.

Informacja o zmianie polityki gospodarczej i podjęcie przez rząd zobowiązania do respektowania kryteriów z Maastricht zostały przyjęte przez rynki entuzjastycznie. Od 1998 r. do Grecji co roku napływa kapitał zagraniczny, głównie w postaci inwestycji portfelowych o wartości ok. 10 mld euro rocznie (ok. 8% PKB). Giełda w Atenach przeżyła boom, zaś wzrost gospodarczy od kilku lat utrzymuje się na poziomie 4% mimo recesji w większości krajów Unii.

Mamy szansę

Poważni ekonomiści są zdania, że problemy szczegółowe w gospodarce najskuteczniej można rozwiązać, naprawiając podstawy gospodarki. Skuteczniej np. pobudzić rozwój budownictwa mieszkaniowego przez stabilizację pieniądza niż przez dotowanie kredytów mieszkaniowych.

Na wprowadzenie euro też trzeba patrzeć przede wszystkim z punktu widzenia całej gospodarki, a nie interesów pojedynczych producentów, eksporterów czy importerów. Korzyści związane z wprowadzeniem waluty europejskiej należy rozpatrywać na trzech różnych płaszczyznach: korzyści mikroekonomiczne, osiągane przez przedsiębiorców ze względu na wyeliminowanie ryzyka kursowego; korzyści z napływu kapitału zagranicznego, "zwabionego" stabilną sytuacją gospodarczą i brakiem ryzyka walutowego; korzyści wynikające z naprawy finansów publicznych, która musi poprzedzać wejście Polski do ERM2 oraz ostateczne przyjęcie waluty europejskiej.

Osłabienie złotego zostało przyjęte przez wielu polskich przedsiębiorców jako dobrodziejstwo. Łatwiej jest sprzedawać wyroby na rynki europejskie, eksport przynosi wyższe zyski. Ale niestabilny kurs pociąga też ryzyko, a co za tym idzie - koszty. Eksporterzy są z reguły także importerami, słaby złoty w dłuższym okresie może się umocnić i kontrakty, skalkulowane przy obecnym kursie, okażą się wówczas nieopłacalne. Najkorzystniejszy jest kurs stabilny, który pozwala unikać przykrych niespodzianek. Wprowadzenie do Polski euro obniży koszty transakcyjne (związane z wymianą walut i stosowaniem zabezpieczeń przeciwko wahaniom kursu), pozwoli polskim firmom łatwiej konkurować na rynku UE, dzięki niższym cenom, które oferują swym odbiorcom.

Euro przyczyni się do znacznego napływu kapitału zagranicznego do Polski. Dziś kapitał obawia się ryzyka, związanego np. z możliwym kryzysem finansów państwa i gwałtownym załamaniem kursu złotego. Ryzyko kosztuje - za pozyskiwany z zagranicy kapitał nasze firmy płacą wyższy procent niż firmy europejskie. Wejście do strefy euro będzie oznaczać dla polskich firm dostęp do ogromnego europejskiego rynku kapitałowego, gdzie długoterminowe kredyty są oprocentowane na niewiele więcej niż 5%. Można się spodziewać hossy na warszawskiej giełdzie, zasilanej zagranicznymi funduszami, nieobawiającymi się ryzyka kursowego. Napływ kapitału, zarówno w postaci inwestycji bezpośrednich, jak i portfelowych, usunie najważniejszą barierę w rozwoju gospodarczym Polski - szczupłość zasobów kapitałowych. Możliwe będzie utrzymanie przez dłuższy czas 5-8-proc. stopy wzrostu PKB. Tempo wzrostu będzie znacznie wyższe niż w bogatych krajach Unii. Zacznie się zmniejszać dopiero wówczas, gdy dochody Polaków (a co za tym idzie - koszty pracy) zaczną się zbliżać do średniego poziomu europejskiego.

Najważniejszy wydaje się trzeci rodzaj korzyści. Wejście do strefy euro zmusi polskich polityków do przeprowadzenia programu naprawy finansów publicznych, więcej - naprawy państwa. Będzie też kotwicą, uniemożliwiającą kolejnym rządom prowadzenie nieodpowiedzialnej polityki gospodarczej.

Ogromny deficyt budżetowy powoduje, że w br. przeszło 60 mld zł (8% PKB), zamiast na inwestycje, zostanie przeznaczone na pokrycie wydatków publicznych, w większości konsumpcyjnych. Przez dziurę budżetową wyciekają oszczędności, które nie zamieniają się na kapitał, lecz są bieżąco konsumowane, przeznaczane na transfery socjalne. Aby zatkać tę dziurę, trzeba opracować konsekwentny plan naprawy finansów publicznych, a następnie wprowadzić go w życie. Kolejne rządy unikają takich działań w obawie przed negatywną reakcją wyborców. Plany porządkowania finansów są odkładane na później, zmieniane w trakcie prac legislacyjnych wreszcie - trafiają do kosza, gdy zmienia się rząd. Określenie wiarygodnego terminu wejścia do ERM2, a następnie przyjęcia euro byłoby pierwszym krokiem, wymuszającym działania w sferze finansów. Tak się stało w Grecji, która od połowy lat 90. konsekwentnie naprawiała stan swych finansów z widocznymi tego, pozytywnymi rezultatami.

Witold Gadomski jest dziennikarzem Gazety Wyborczej.


TOP 200