Pójść o krok dalej
- Antoni Bielewicz,
- 27.05.2008
Ambitny projekt reformy w systemie edukacji przygotowany przez minister szkolnictwa wyższego i nauki powinien pójść jeszcze dalej.
Ambitny projekt reformy w systemie edukacji przygotowany przez minister szkolnictwa wyższego i nauki powinien pójść jeszcze dalej.
Niedokończona rewolucja
Pomysły na zmiany mieli niemal wszyscy ministrowie odpowiedzialni za szkolnictwo wyższe od 1989 r. Najnowszy projekt, przygotowany przez prof. Barbarę Kudrycką zakłada m.in. zróżnicowania metod finansowania uczelni, w zależności od jakości kształcenia, a niezależnie od ich publicznego lub niepublicznego statusu, stworzenie mechanizmów promocji kierunków kształcenia atrakcyjnych z punktu widzenia gospodarki, wreszcie likwidację stopnia naukowego doktora habilitowanego i zastąpienie go uprawnieniami promotorskimi, przyznawanymi przez jednostkę centralną.
To najambitniejszy projekt zmian spośród wszystkich przygotowanych w ostatnich kilkunastu latach. Ostatnie dwudziestolecie to czas prawdziwej rewolucji. Liczba studentów wzrosła w tym czasie prawie pięciokrotnie (z 404 tys. w roku akademickim 1989/90 do 1859 tys. w latach 2003/04). Na polskich uczelniach studiuje ponad 55% osób z grupy wiekowej 19-24 lata. Prawie pięciokrotnie wzrosła w tym czasie liczba uczelni, z których dużą część stanowią szkoły niepubliczne.
Niestety te zjawiska miały też negatywne skutki. "Główna energia środowiska poszła w kierunku dydaktyki" - mówi prof. Wojciech Cellary, kierownik Katedry Technologii Informacyjnych Wydziału Informatyki i Gospodarki Elektronicznej Akademii Ekonomicznej w Poznaniu, patronującej edukacyjnej inicjatywie Ernst & Young. Nie pozostało to bez wpływu na liczbę i jakość prowadzonych badań naukowych, a w rezultacie na jakość kształcenia. "Tymczasem jeśli ktoś nie prowadzi badań naukowych, przestaje nadążać za postępem" - dodaje.
O właśnie projekty badawcze pozwalają na rozwój samodzielnej kadry naukowej i są źródłem innowacji wykorzystywanych potem w gospodarce. Stanowią fundament trwałej współpracy pomiędzy akademikami i biznesem, która skutkuje lepszym dopasowaniem procesu kształcenia do wyzwań dzisiejszej gospodarki. Niewielki zakres tej współpracy doprowadził do silnej rozbieżności pomiędzy wymaganiami nowoczesnej gospodarki a strukturą szkolnictwa wyższego. Co roku polskie uczelnie wypuszczają tysiące pedagogów, specjalistów ds. zarządzania i marketingu, tymczasem na rynku pracy coraz bardziej widoczny staje się niedostatek inżynierów i specjalistów z zakresu nauk ścisłych.
Dodatkowo brak dofinansowania szkolnictwa wyższego doprowadził do powstania kadrowej luki pokoleniowej na wyższych uczelniach, zwłaszcza wśród młodszej kadry naukowej, która odpowiada za codzienny rozwój studentów.
Nowe środki
Wprowadzenie w życie postulatów minister Barbary Kudryckiej może oznaczać nowy impuls rozwoju dla najlepszych uczelni. "Zniesienie habilitacji może nieco odświeżyć środowiska naukowe na uczelniach" - mówi prof. Antoni Wiliński z Wydziału Informatyki Politechniki Szczecińskiej, patron inicjatywy "Uniwersytet Ernst & Young". Reforma systemu szkolnictwa wyższego powinna jednak iść parę kroków dalej. Na poziomie ogólnym uczelnie powinny skupić się na rozwoju wśród studentów kompetencji wymaganych przez nowoczesną gospodarkę. "Polska nauka za bardzo skupia się na ścisłej specjalizacji" - uważa prof. Wojciech Cellary. Powinno się promować najbardziej innowacyjne kadry i ośrodki naukowe, a także szerszą współpracę pomiędzy szkołami wyższymi i biznesem.
Przeobrażenia muszą także pomóc w rozwiązaniu problemów młodszej kadry naukowej. W sytuacji gdy stypendium doktoranckie rzadko przekracza 1000 złotych, i nawet z dodatkowymi środkami zdobywanymi np. dzięki grantom naukowym uczelni, nie wystarcza na utrzymanie w dużym mieście, dla usprawnienia systemu edukacji potrzebny jest nowy system wynagrodzeń i gratyfikacji dla kontynuujących karierę naukową. Prawdziwa rewolucja w systemie oświaty musi więc oznaczać zmiany w systemie finansowania uczelni. Takie, które pomogą w promowaniu najlepszych ośrodków akademickich, nie zamykając równocześnie uczelni przed gorzej usytuowanymi.