Unijna idea i praktyka

W innej unijnej dyrektywie dotyczącej kompatybilności elektromagnetycznej mówi się, że muszą być określone odpowiednie normy i trzeba się do nich stosować. Normy te mają wskazywać, w jaki sposób powinno być skonstruowane urządzenie, by nie było podatne na zakłócenia falami elektromagnetycznymi i samo nie zakłócało pracy innych urządzeń.

Czy problem neutralności prawa wobec technologii zauważono w Europie już wcześniej, czy pojawił się dopiero z chwilą upowszechnienia się technik informacyjnych?

W takiej skali, z jaką mamy dzisiaj do czynienia, pojawił się dopiero przy okazji prac związanych z konwergencją mediów elektronicznych. W dużej mierze, dlatego że technologie te szybko się zmieniają. Ale również z przyczyn ekonomicznych. Ponieważ gospodarka europejska była zapóźniona wobec amerykańskiej, nie chciano krępować rynku europejskiego zbytnimi regulacjami prawnymi - swoboda działalności rynkowej miała się przyczynić do wzrostu gospodarczego, który by pozwolił konkurować ze Stanami Zjednoczonymi. Takie podejście ma jednak charakter ambiwalentny: co innego się deklaruje, a co innego wychodzi potem w praktyce.

Być może więc właściwym rozwiązaniem w takiej sytuacji byłoby, znane na przykład z rynku motoryzacyjnego, homologowanie produktów - do użycia byłyby dopuszczane tylko te urządzenie, które spełniają określone w danym kraju wymagania.

Procedury homologacyjne są znane także na rynku telekomunikacyjnym. Przecież jeszcze nie tak dawno temu można było zgodnie z prawem używać w naszym kraju tylko aparatów telefonicznych z homologacją. W innym przypadku nie można było dochodzić roszczeń od operatora telekomunikacyjnego, gdy np. występowały częste problemy z nawiązaniem łączności. W obecnej ustawie telekomunikacyjnej obowiązek homologacji został już jednak zniesiony. Uczyniono to pod presją wymogu dostosowania prawa polskiego do prawa europejskiego. Pytanie, czy jednak nie posunięto się w tym za daleko. Homologacja nie musi koniecznie oznaczać preferowania konkretnej technologii. Chociaż odsyła do norm, to nie przesądza z góry, które rozwiązania techniczne będą je spełniać. Wymagania te mogą być sformułowane na tyle ogólnie, aby każdy producent miał możliwość im sprostać. I to jest w zgodzie z tym, czego oczekuje Unia Europejska.

Czy w działaniach Unii Europejskiej nie ma sprzeczności? Z jednej strony obserwujemy dążenie do ścisłej, dokładnej standaryzacji, czego przykładem mogą być normy określające, co może być ogórkiem lub bananem. Z drugiej strony mamy do czynienia ze staraniami o zachowanie absolutnej neutralności technologicznej i zapewnienie swobody przepływów rynkowych w obszarze nowych technologii.

Nie, nie ma sprzeczności. Kiedyś regulacje unijne rzeczywiście dążyły do ustalania konkretnych, precyzyjnych, czasami ocierających się wręcz o absurd norm. Obecnie mamy do czynienia z tzw. dyrektywami nowego podejścia. Nie zawierają one norm, tylko ogólne wymagania. Opracowanie norm jest pozostawiane do decyzji różnego rodzaju instytucji, niekoniecznie państwowych, często mogą to być organizacje prywatne czy społeczne. Zaproponowane przez nie normy są - po uzyskaniu pozytywnej opinii unijnych ekspertów - włączane do zbioru norm zharmonizowanych i stają się obowiązkowe we wszystkich państwach członkowskich. W skład norm zharmonizowanych mogą wejść nawet normy stworzone przez podmioty pozaunijne, ale cieszące się np. autorytetem danego środowiska zawodowego.

Takie rozwiązanie daje możliwość zmiany norm wraz z rozwojem techniki przy zachowaniu niezmiennych podstaw funkcjonujących regulacji prawnych. Technologie się zmieniają, ale ustawy czy dyrektywy pozostają takie same, bo istnieje możliwość dostosowania ich do aktualnych realiów rynkowych czy technicznych. Przykładowo, wraz z pojawianiem się coraz doskonalszych technologii produkcji komputerów można zmniejszać dopuszczalny poziom emitowanych przez nie zakłóceń elektromagnetycznych. Zaś normy, które nie uzyskały akceptacji Komisji Europejskiej, w myśl prawa europejskiego nie rodzą skutków prawnych.


TOP 200