Problem drugiej setki

Z prof. dr. hab. Andrzejem Tarleckim, dyrektorem Instytutu Informatyki Wydziału Matematyki, Informatyki i Mechaniki Uniwersytetu Warszawskiego oraz jego zastępcą dr. hab. Krzysztofem Diksem prof. UW rozmawia Antoni Bielewicz.

Z prof. dr. hab. Andrzejem Tarleckim, dyrektorem Instytutu Informatyki Wydziału Matematyki, Informatyki i Mechaniki Uniwersytetu Warszawskiego oraz jego zastępcą dr. hab. Krzysztofem Diksem prof. UW rozmawia Antoni Bielewicz.

Ile osób przystąpiło w tym roku do egzaminów na informatykę na Uniwersytecie Warszawskim?

Krzysztof Diks: W tym roku na informatykę zdawało u nas około 2000 osób, zaś na matematykę 1022, w tym 426 osoby deklarujące chęć studiowania matematyki w przypadku, gdy nie spełnią kryteriów przyjęcia na informatykę. Wśród tegorocznych kandydatów znalazło się 33 finalistów olimpiad matematycznej i informatycznej, przyjętych bez egzaminów. Na informatykę dostało się 117 osób, które uzyskały największą liczbę punktów z egzaminu testowego. Egzamin nie jest łatwy, a do przyjęcia potrzebne było około 80% możliwych do uzyskania punktów.

Andrzej Tarlecki: Rekrutacja zawsze staje się przyczyną wielu naszych rozterek. Zdaje do nas grupa naprawdę świetnych kandydatów, a my możemy przyjąć zaledwie część z nich. W takiej sytuacji o wynikach rekrutacji często decydują setne części punktu. Gdybyśmy w tym roku przesunęli kryterium przyjęcia o jedno ze 150 pytań testu, to na informatykę zakwalifikowałoby się kolejne 10 osób. Nazywamy to nawet między sobą problemem "drugiej setki". Spokojnie moglibyśmy przyjąć kolejne kilkudziesięciu równie wyśmienitych studentów. Niestety, nie możemy tego zrobić, nawet nie ze względu na brak sal czy sprzętu, co na niedobór kadry w instytucie.

Krzysztof Diks: Oczywiście możemy "mechanicznie" zwiększyć limit miejsc, próbować załatwić większe sale wykładowe czy dodatkowe stanowiska komputerowe. Co jednak zrobić z prowadzeniem ćwiczeń i laboratoriów, które opierają się na bliskim kontakcie prowadzącego ze studentem? Niestety, braków kadrowych nie da się szybko uzupełnić. Potrzebne jest wieloletnie budowanie kadry instytutu, a jak to robić, gdy pensja asystencka nie starcza na utrzymanie w Warszawie?

Czy to oznacza, że nie ma żadnych szans na zwiększenie limitu miejsc na informatyce na UW?

A.T.: Nasz wydział w ciągu kilku ostatnich lat zwiększył limit miejsc na studiach dziennych na informatyce z 80 do blisko 120 w tym roku. Zważywszy na nasze możliwości i ograniczenia kadrowe, uważam, że to dużo. Ponadto otworzyliśmy i rozwijamy zawodowe trzyletnie studia wieczorowe i magisterskie studia uzupełniające informatyki. Istotnych możliwości zwiększenia liczby studentów informatyki upatrywałbym właśnie w rozwoju studiów licencjackich i możliwości studiów na pograniczu informatyki i innych nauk.

Warto tu przedstawić działania naszych kolegów matematyków. Właśnie w tym roku otwarte zostały łączone studia ekonomii i matematyki. Powstał też Zakład Metod Matematycznych w Ekonomii, Finansach i Ubezpieczeniach, gdzie studenci poznają zagadnienia z zakresu matematyki finansowej i aktuarialnej oraz innych metod nauk matematycznych, znajdujących zastosowania w gospodarce rynkowej i naukach ekonomicznych. Dla nas podobne przedsięwzięcia są jednak dopiero w sferze planów i ustaleń.

Równolegle staramy się rozszerzyć możliwości przedstawiane najzdolniejszym studentom. Stworzyliśmy model łączonych studiów informatyczno-matematycznych. Niemal od zawsze najambitniejsza część studentów Wydziału deklarowała chęć studiowania matematyki i informatyki równocześnie. Było to dość trudne, chociażby ze względu na dużą ilość zajęć laboratoryjnych na informatyce. Zunifikowaliśmy trochę program, dzięki czemu studiowanie obu tych dziedzin stało się łatwiejsze do pogodzenia.

Czy jednak nie jest tak, że ze względu na wysokie koszty utrzymania w stolicy na MIMUW trafiają nie tylko ci najzdolniejsi, ale równocześnie i najbogatsi?

K.D.: Nie. Zarówno na studiach magisterskich jak i doktoranckich studiuje wiele osób z różnych ośrodków. W tym roku na informatykę zdawało 873 warszawiaków i 1127 osób spoza Warszawy, o różnym statusie materialnym. Podobnie jest w przypadku studiów doktoranckich. To wynika przede wszystkim z tego, że trafiają do nas po prostu najlepsi kandydaci.

Jak uniwersytet pomaga tym młodym ludziom, którzy po skończeniu studiów chcą pozostać na uczelni?

K.D.: Nasze możliwości są nader ograniczone. Oprócz stypendium doktoranckiego czy pensji asystenckiej staramy się im zapewnić możliwość dodatkowego zarobku przy prowadzeniu zajęć na studiach wieczorowych, czy w projektach realizowanych na uczelni. Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że to za mało.

A.T.: Bardzo cieszy nas to, iż mimo wszystko, co roku zdaje do nas na studia doktoranckie po kilkunastu kandydatów, głównie spośród naszych najlepszych absolwentów. Młodzi ludzie chcą się dalej kształcić, pociąga ich atmosfera akademicka, badania i problemy rozwiązywane na uczelni. Fakt, że jakaś ich część rezygnuje potem z pracy na uczelni, właśnie ze względów materialnych. Reszta jednak znajduje wielką satysfakcję w pracy dydaktycznej i naukowej, odnajduje się w świecie akademickim, rozjeżdża po największych światowych ośrodkach naukowych. Zresztą gorąco ich do tego zachęcamy, wiedząc, że nie przyniosą wstydu swojej macierzystej uczelni, a zdobyte doświadczenia, odniesione sukcesy i nawiązane kontakty po ich powrocie procentować będą u nas.

Czy naprawdę nie ma żadnego sposobu na podreperowanie budżetu wydziału? Od kilku lat firmy IT coraz aktywniej angażują się we wspieranie uczelni...

A.T.: Mamy wiele ofert dotyczących współpracy z firmami komputerowymi, czy ośrodkami edukacyjnymi. Niestety większość z nich po prostu jak najmniejszym kosztem chce się zaprezentować i pozyskać wyśmienitych pracowników wśród naszych studentów. Firmy często też oczekują, że w zamian za pewną pomoc finansową lub darmowe licencje wprowadzimy do programu przedmioty bezpośrednio związane z ich produktami. Taki punkt widzenia świadczy o niezrozumieniu istoty kształcenia akademickiego. Kształcimy i nadal chcemy kształcić wszechstronnie, od podstaw wyszkolonych informatyków, fachowców zdolnych do samodzielnego projektowania i realizacji systemów oprogramowania, a nie biegłych "klepaczy", wąskich specjalistów od kolejnych wersji poszczególnych pakietów oprogramowania.

Niestety niewiele firm gotowych jest do nawiązania długofalowych kontaktów. Tymczasem mamy na uczelni wykwalifikowaną kadrę i już wiele umiejących studentów, którzy mogą brać udział w realizacji różnorodnych projektów komercyjnych. Dowodem na to są projekty zrealizowane własnymi siłami, chociażby budowa systemu USOS (Uniwersyteckiego Systemu Obsługi Studiów,http://www.mimuw.edu.pl/USOS/).

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200