Linux w Polsce: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość

Z Piotrem Bolkiem, Adamem Dawidziukiem i Arturem Skurą, pracownikami 7bulls.com SA z Warszawy, rozmawia Tomasz Marcinek.

Z Piotrem Bolkiem, Adamem Dawidziukiem i Arturem Skurą, pracownikami 7bulls.com SA z Warszawy, rozmawia Tomasz Marcinek.

Kiedy Linux dotarł do Polski i jakie były tego okoliczności? Do czego system był wykorzystywany?

Piotr Bolek: Mój pierwszy kontakt z Linuxem miał miejsce na V roku studiów na Wydziale Elektroniki Politechniki Warszawskiej - to była wiosna 1993 r. Podejrzewam jednak, że są w Polsce osoby, które dowiedziały się o nim wcześniej - jeszcze pod koniec 1992 r. Linuxa oczywiście pobierało się z Internetu - była to dystrybucja SLS Petera McDonalda, a Linuxem "zaraził nas" Lech Szychowski.

Początkowo była to czysta zabawa. Na co dzień korzystaliśmy z systemów Unix, dla których tworzyliśmy aplikacje, głównie obliczeniowe. Problem polegał na tym, że od dostawców dużych systemów praktycznie nie można było uzyskać żadnego wsparcia - biedny, akademicki klient nie był na ich liście priorytetów. Tymczasem Linux, nie dość, że był darmowy, to można było wpływać na jego kształt - poprawiać, eksperymentować.

Eksperymentowaliśmy zresztą sporo, próbując obejść mizerię posiadanego sprzętu. Do dziś zachowałem korespondencję z Linusem Torvaldsem. W jednym z listów pytałem go na przykład, kiedy jądro będzie udostępniało możliwość umieszczenia plików wymiany na zdalnym dysku NFS. Nasze komputery PC nie miały wtedy twardych dysków, a na potrzeby laboratorium studenckiego potrzebowaliśmy więcej pamięci wirtualnej. Był bardzo zdziwiony, że komuś taka funkcja w ogóle może być potrzebna - jej wprowadzenie wiązało się z potencjalnie znacznym spadkiem wydajności systemu. Wkrótce jednak stała się faktem - robiło to niebywałe wrażenie.

Zaraz po skończeniu studiów zatrudniłem się na Politechnice jako wykładowca. Między innymi z mojej inicjatywy został uruchomiony przedmiot ''administracja systemami operacyjnymi''. Linux był tu wyborem idealnym - każdy student mógł wziąć do domu dyskietkę (wtedy jeszcze 5,25'') i ćwiczyć. System był też wygodnym narzędziem dydaktycznym. Dzięki możliwości wyboru jądra przy uruchamianiu systemu można było prowadzić ćwiczenia z różnych zagadnień bez potrzeby każdorazowej kompilacji.

Adam Dawidziuk: Na początku lat 90. Linux okazał się świetnym narzędziem do składu tekstów technicznych. Prowadzona przeze mnie firma zajmowała się komputerowym składem tekstów. Wystarczył pojedynczy komputer PC 386, Linux, otwarty i dostępny nieodpłatnie system do składu TEX oraz tydzień własnej pracy programistycznej i... osiągnęliśmy wydajność składu, porównywalną z ówczesnymi molochami wydawniczymi. Ponieważ Linux bez problemów pracował w sieci, jakość, tempo i skala pracy, a także bardzo niskie koszty były wręcz nieprawdopodobne jak na ówczesne warunki. Całe oprogramowanie i wiedzę na jego temat czerpaliśmy z Internetu.

Czy Polacy brali aktywny udział w rozwoju Linuxa na wczesnym etapie? Jak to wygląda dzisiaj?

Artur Skura: Można powiedzieć, że od początku Polacy licznie kibicowali Linuxowi. Jednak grono osób, które tworzyły łaty do jądra, było i nadal jest nieliczne. Więcej osób zajmowało się tworzeniem konkretnych aplikacji.

Nie sposób wymienić tu wszystkich. Na przykład Piotr Roszatycki i Paweł Więcek mieli spory udział w rozwoju dystrybucji Debian. Duża część pracy Tomasza Kłoczko i jego kolegów z grupy pracującej nad PLD (Polish Linux Distribution) została wykorzystana przez Red Hat. Polacy mają też zasługi w rozwoju tzw. minidystrybucji Linuxa. Wypada tu wymienić zwłaszcza Pawła Więcka - twórcę Pocket Linux oraz Łukasza Komstę z jego projektem Linux in a pill.

Michał Trojnara, Adam Hernik i Paweł Krawczyk są autorami popularnego pakietu stunnel, umożliwiającego przezroczyste szyfrowanie protokołów internetowych. Przemysław Borys stworzył program pinfo - bardzo wygodną, powszechnie używaną przeglądarkę plików typu inf. Daniel Podlejski uczestniczy obecnie w projekcie Caudium, mającym na celu stworzenie szybszego niż Apache serwera WWW, obsługującego m.in. technologię RXML. Z kolei Michał Moskal tworzy tzw. Y Window - znakowy odpowiednik linuxowego systemu okienkowego X Window. Ma na koncie także konsolową przeglądarkę grafiki o nazwie Gallery. Wielu Polaków jest autorami rozlicznych poprawek, łat i ulepszeń różnych programów linuxowych, także tych wchodzących w skład popularnych dystrybucji, o czym można się przekonać, zapoznając się z dokumentacją.

Polacy są jednak najbardziej aktywni w 2 obszarach. Pierwszy, to lokalizacja. Oprócz tłumaczenia na jęz. polski oprogramowania i dokumentacji Polacy wyposażają w funkcje lokalizacyjne programy, które nie pozwalają na obsługę wielu języków. Inną funkcjonalnością, często dodawaną przez Polaków, jest obsługa IPv6 - dotyczy to zwłaszcza aplikacji wykorzystywanych w projekcie PLD.

Jak wygląda dziś polski rynek rozwiązań biznesowych, opartych na Linuxie? Gdzie system znajduje najwięcej zastosowań?

Adam Dawidziuk: Linux zdobywa użytkowników na dwóch biegunach rynku. Pierwszy z nich to duże firmy, zwłaszcza te, których działy informatyki mają większą samodzielność. Oprócz serwerów WWW, serwerów plików Linux jest nierzadko używany jako platforma dla baz danych. Wydaje się, że Polska jest dobrym rynkiem na specjalizowane urządzenia działające pod kontrolą Linuxa, np. set-top-box specjalizowane serwery i terminale sieciowe.

Drugi segment to małe firmy, wybierające Linuxa głównie ze względów kosztowych. Obsługa takich instalacji odbywa się najczęściej w ramach przysługi znajomych studentów, dlatego trudno tu mówić o istnieniu rynku.

Jaka jest przyszłość Linuxa w Polsce? Czy są jakieś przeszkody w jego ekspansji do przedsiębiorstw?

Adam Dawidziuk: Przedsiębiorstwa interesuje nie tyle system operacyjny, ile dobre rozwiązanie. Zarówno wydajność, jak i cena przemawiają zazwyczaj na korzyść Linuxa. Jest on na dobrej drodze - dojrzewa bardzo szybko i jest mało prawdopodobne, aby Microsoft zagroził jego pozycji - zwłaszcza jeżeli chodzi o serwery.

Prawdziwe problemy z adaptacją Linuxa w polskich przedsiębiorstwach nie leżą w technologii, a raczej w nastawieniu ludzi i organizacji do zmian. Wielu szefów informatyki obawia się zakupu systemów działających na platformie open source, nawet mimo ich wyraźnej przewagi. Powód? W razie problemów z projektem wybór rozwiązania linuxowego może okazać się źródłem oskarżeń organizacyjnych oponentów i potencjalną przyczyną utraty stanowiska. Co ciekawe, ci sami menedżerowie nie obawiają się wyboru systemów Windows, ponieważ "wszyscy ich używają", co zamyka usta malkontentom.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200