Informatycy czytają coraz więcej

Z Witoldem Sikorskim, prezesem zarządu Wydawnictwa MIKOM, rozmawia Andrzej Gontarz

Z Witoldem Sikorskim, prezesem zarządu Wydawnictwa MIKOM, rozmawia Andrzej Gontarz

Co będzie Pan robił, gdy wszyscy zaczną czytać elektroniczne książki na przenośnych ekranikach i korzystać z informacji w Internecie?

Dwadzieścia lat temu zapowiadano, że upadną kina, bo wszyscy będą oglądać filmy na wideo. Po pierwszym okresie zachłyśnięcia się możliwościami nowej technologii, wszystko wróciło na swoje tory. Kina mają dzisiaj może mniej widzów, ale działają. Na targach Books Expo America pojawił się dział książek elektronicznych. W porównaniu z propozycjami tradycyjnych wydawnictw był to bardzo skromny regalik. Wszystkie wielkie wydawnictwa książek informatycznych oferowały książki na papierze, w zapowiedziach też dominowały książki drukowane. Nie widać było, żeby ktoś pakował walizki.

Trzeba jednak zrobić jedno zastrzeżenie. Nie wiadomo jak będzie wyglądała sytuacja, gdy dorosną obecne dzieci, obecni dziesięciolatkowie, którzy od początku siedzą przed ekranem. Ja muszę robić korektę tekstu na papierze, ale dzieci, które uczą się z ekranu, może lepiej będą czytać z e-booka. Czym innym jest zmiana technologii rejestracji i odtwarzania, a czym innym wpływ technologii na sposób odbioru. Zastąpienie czarnego, winylowego krążka płytą CD nie spowodowało zmian w odbiorze muzyki. W przypadku książek drukowanych i książek z ekranu mamy do czynienia z poważną zmianą jakościową w zakresie sposobu odbioru.

To, co się dzieje w sferze technik komunikacyjnych, z pewnością już teraz ma wpływ na dostęp do informacji. Jak rozwój Internetu zmienia dzisiaj rynek książek informatycznych? Wydawać by się mogło, że informatycy, którzy większość czasu spędzają przy komputerze, będą szukać potrzebnych im informacji przede wszystkim w sieci. Czy odczuwa Pan w szczególny sposób obecność Internetu w kontekście prowadzonej działalności wydawniczej?

Mamy przede wszystkim większy kontakt z czytelnikami. Prowadzimy własną księgarnię internetową. Rośnie liczba osób zamawiających książki właśnie tą drogą. Jest to związane m.in. ze słabą siecią księgarń w naszym kraju. Dużo książek zamawiają czytelnicy z małych miejscowości.

Kiedyś wydawcy mogli kontaktować się z czytelnikami głównie na targach. Targi chylą się jednak ku upadkowi. Jest coraz mniejsze zainteresowanie zarówno ze strony wystawiających, jak i publiczności może dlatego że całą ofertę można zamieścić i sprawdzić bezpośrednio na stronach WWW. Kontakty podczas targów zostały zastąpione kontaktami elektronicznymi. Ludzie pytają za pomocą poczty elektronicznej o różne rzeczy, przysyłają swoje uwagi, sugestie, np. żeby dać im możliwość ściągnięcia niektórych rzeczy przez sieć. Wychodząc naprzeciw zgłaszanym potrzebom udostępniamy np. w sieci fragmenty książek, których nakład już się wyczerpał.

Na początku lat dziewięćdziesiątych, gdy zaczynało działać Państwa Wydawnictwo, komputery mieli tylko nieliczni. Dzisiaj co prawda nie są one jeszcze przedmiotami powszechnego użytku we wszystkich polskich domach, ale jest już dosyć duża grupa osób posługujących się sprzętem komputerowym na co dzień. Jak rozwój techniki komputerowej wpływa na zainteresowania czytelnicze? Czego dzisiaj z zakresu informatyki czyta się najwięcej? Jakiego rodzaju książki cieszą się największym zainteresowaniem, na jakie jest największe zapotrzebowanie?

Na początku lat dziewięćdziesiątych ludzie czytali wszystko. Zarówno komputery były nowością, jak i wydawnictwa o komputerach dopiero zaczęły się pojawiać na rynku. Obecnie widać zdecydowany wzrost zainteresowania książkami specjalistycznymi, profesjonalnymi, dla fachowców z poszczególnych sektorów informatyki. Mam dużo zamówień tytułów dla średnio zaawansowanych. Znaczącą grupę naszych klientów stanowią administratorzy systemów. Każda większa firma już dzisiaj zatrudnia takich pracowników. Ci często sięgają po książki informatyczne. Wyraźnie wzrasta zainteresowanie wydawnictwami na temat baz danych. W miarę stabilny jest rynek dla początkujących, w ostatnim czasie zauważalne jest nawet lekkie obniżenie poziomu sprzedaży. Być może wynika to z braku rewolucyjnych zmian w zakresie systemów obsługi komputerów. Gdy pojawił się Windows 95, ludzie masowo kupowali podręczniki. Różnice między kolejnymi wersjami nie są już jednak tak znaczące, by trzeba było wszystko poznawać od początku.

Spada zainteresowanie obszernymi, przekrojowymi podręcznikami - kompendiami z jak największą zawartością informacji z poszczególnych dziedzin informatyki, tzw. cegłami. Ludzie szukają przede wszystkim informacji na konkretny temat, potrzebują wiedzy, która okaże im się przydatna w konkretnej sprawie - nie wszystko o bazach danych, ale np. tylko o bazach obiektowych. Lepiej się sprzedają książki trzystustronicowe niż te, które mają tysiąc stron.

Użytkownicy komputerów wiedzą dzisiaj na ich temat o wiele więcej niż przed laty. Korzystanie z komputerów przez coraz większą liczbę osób w najróżniejszych dziedzinach gospodarki i życia społecznego nie pozostaje zapewne bez wpływu na poziom wiedzy o komputerach. To chyba też wpływa na zmianę zainteresowań czytelniczych?

Widać rzeczywiście wyraźną poprawę kultury informatycznej w naszym społeczeństwie. Duża w tym zasługa szkół. Prowadzę zajęcia ze studentami pierwszego roku na Politechnice Warszawskiej. Widzę wyraźne zmiany na lepsze. Edukacja szkolna się poprawia, jest coraz mniejszy odsetek osób, którym trzeba tłumaczyć podstawowe sprawy. Wielu studentów ma już swoje strony w Internecie. A nie mówię tu o studentach z kierunku informatycznego.

Czy szkoły zamawiają dużo książek z zakresu informatyki?

Zamawiają przede wszystkim podręczniki i ćwiczenia. Coraz bardziej popularne staje się Europejskie Komputerowe Prawo Jazdy. Promowane jest w szkołach w ramach programu "Interklasa". Wydajemy książki do poszczególnych modułów, przygotowujące do zdania egzaminu. Obserwujemy pewną prawidłowość. Tam, gdzie są silne, prężne ośrodki PTI, więcej książek przygotowujących do egzaminu na komputerowe prawo jazdy kupują osoby prywatne. Jeżeli PTI działa słabo, zdecydowanie więcej tych wydawnictw zamawiają szkoły. Chcemy, żeby od jesieni były dodawane do nich CD-ROM-y.

Czy będzie Pan w coraz większym zakresie łączył słowo drukowane z materiałami elektronicznymi, multimediami?

Mam co do tego mieszane uczucia. Uczniowi w szkole nie jest potrzebny podręcznik z CD-ROM-em. To tylko podnosi cenę, a też nie każdy uczeń ma komputer w domu. Szkole wystarczy na dobrą sprawę tylko jeden taki CD-ROM. Jeżeli książka jest dobrze, profesjonalnie napisana, to dodanie CD-ROM-u i tak niczego nie zmienia. Dobrze napisana i zredagowana książka może obyć się bez płyty.

Kiedyś wysyłaliśmy uczniom dyskietki do podręcznika informatyki dla liceum - tym, którzy napisali do nas, że takie uzupełnienie byłoby im przydatne. Dzisiaj można załadować bezpośrednio z sieci wiele potrzebnych programów. Wydany przez nas podręcznik Linuxa ma dołączony CD-ROM z wybranym przez amerykańskiego autora oprogramowaniem, bo ściągnięcie z sieci 600 MB jest w polskich warunkach trudne i kosztowne. W przygotowywanej książce o Javie będą jednak już tylko adresy stron internetowych, z których będzie można pobrać odpowiednie aplikacje. W USA był taki okres, kiedy wszystkie książki były obowiązkowo wyposażone w CD-ROM. Teraz jest coraz więcej odsyłaczy do stron wydawnictwa czy wręcz autora.

Jak wygląda konkurencja na polskim rynku książek informatycznych? Czy wciąż jest to bardzo chłonny rynek? Jaka strategia - wg Pana - daje największe szanse na utrzymanie się w czołówce? Co się bardziej opłaca - wydać od czasu do czasu wielki hit, czy cały czas mieć w ofercie wiele różnorodnych propozycji?

Konkurencja jest bardzo duża. Klient dzisiaj ma do wyboru np. 60 tytułów o Windows 98. Jak to widzi, to traci orientację. To przynosi podwyżki cen.

Zawsze słyszałem, że konkurencja jest korzystna dla klienta - im większa konkurencja, tym klient mniej płaci.

W tym przypadku konkurencja zmusza do podwyżek cen, gdyż robi się niższe nakłady. Ceny można obniżać tylko do pewnego poziomu, jest pewna pula stałych wydatków, które nie zmniejszają się wraz ze zmniejszaniem nakładu. Ceny można obniżać przy wysokich nakładach.

Jaka jest granica opłacalności?

Trzeba wydać minimum 1-1,5 tys. egzemplarzy jednego tytułu. Chyba że ma się do czynienia z wyjątkowo specjalistyczną książką, dotyczącą specyficznego, używanego przez nieliczną grupę osób oprogramowania, np. niektóre bardzo drogie programy firmy AutoDesk. Wtedy można wydać, powiedzmy, 500 egzemplarzy, bo i tak nie będzie więcej zainteresowanych tematem. Siłą rzeczy jednak cena musi być wtedy wyższa.

Na polskim rynku działa ponad dziesięć wydawnictw zajmujących się książką informatyczną. Kilka z nich wydaje powyżej pięćdziesięciu książek rocznie. Kilka funkcjonuje na poziomie dziesięciu pozycji rocznie. Jedno, dwa próbują wydawać same starannie wybrane hity, np. o hakerach.

My postawiliśmy na wszechstronność. Chcemy szeroko odpowiadać na potrzeby czytelników. Musimy mieć więc szeroką ofertę. Chodzi nam o to, aby jak najrzadziej odsyłać klienta do konkurencji. Klient musi mieć u nas możliwość wyboru, znalezienia tego, co go interesuje, co jest mu potrzebne. Obecnie mamy w ofercie 250 tytułów. Uważamy, że jeśli klient kupi u nas jedną książkę, to weźmie też drugą i trzecią, a potem może jeszcze wróci po czwartą i piątą. Takie działanie kosztuje, bo trzeba np. zainwestować w magazyny. Ale też i procentuje lojalnością czytelników.

Mówił Pan o słabej sieci księgarskiej. Jak obecnie wygląda dystrybucja książek informatycznych w naszym kraju? Z czym się wiążą największe problemy?

Wydawców książek komputerowych dotykają te same problemy, które są utrapieniem całego rynku książki w Polsce. Nie sprzyjające są przepisy podatkowe. Koszty druku można sobie odliczyć dopiero po sprzedaniu książki, a hurtownicy czy księgarze niechętnie kupują książki, wolą brać je w komis.

W Polsce nie ma porządnego rynku hurtowego. Funkcjonuje bardzo dużo małych hurtowni, które konkurują ze sobą na ograniczonych obszarach i które z różnych przyczyn ustawicznie bankrutują (od początku tego roku padło sześć takich hurtowni). Wydawcom trudno jest wówczas odzyskać zainwestowane pieniądze. Potrzebne byłyby duże sieci dystrybucji książek. Niedobrze, gdyby był monopol, ale z pewnością 5, 6 dużych, sprawnych hurtowni poradziłoby sobie lepiej niż 50-60 niewielkich składów z książkami. Wydawcy nie musieliby wtedy rozdrabniać swoich nakładów. Ryzyko też z pewnością mogłoby się rozkładać równo - na wydawców, jak i hurtowników i księgarzy.

Kto pisze dla Pana książki o informatyce? Jakich autorów Pan preferuje? Czy woli Pan wydawać tłumaczenia czy zamawiać książki u polskich autorów?

Wydajemy tyle samo książek tłumaczonych i pisanych przez rodzimych autorów. (Chociaż, gdyby przeliczyć na liczbę stron, to więcej byłoby stron tłumaczonych - głównie z wydawnictw amerykańskich i niemieckich.) Polscy autorzy rekrutują się głównie spośród nauczycieli szkolnych i akademickich. Mamy stałych autorów, a niektórych z nich, choć wydali już u nas po 5, 6 książek, w ogóle nie znamy. Wszystko załatwiamy przez Internet, tak jak np. z autorem piszącym u nas o Linuxie, a mieszkającym w Białymstoku.

Ile może zarobić u Pana autor książki informatycznej?

Zazwyczaj jest to 12-15% ceny zbytu. Płacimy sukcesywnie, w miarę postępów w sprzedaży. Czasami umawiamy się z autorem na konkretną sumę za całość nakładu, ale wtedy znów całe ryzyko jest nasze!

W USA wykształciła się grupa autorów, którzy specjalizują się w pisaniu książek informatycznych i bardzo dobrze na tym zarabiają. U nas wciąż jeszcze stanowiska informatyków w firmach są bardziej atrakcyjne finansowo niż zajmowanie się pisarstwem. Jest już jednak grupa osób, które utrzymują się tylko z pisania, tłumaczenia i prowadzenia kursów komputerowych.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200