Życie jak w filmie

Witamy w parku

Na Południu mówi się wolniej i żyje się wolniej. Mieszkańcy Kalifornii po kilka godzin dziennie spędzają w samochodzie. Na drodze wiodącej przez Research Triangle Park korki zdarzają się tylko w godzinach szczytu, mimo że transport publiczny praktycznie nie istnieje.

Z głównej autostrady międzystanowej nr 40 wjeżdża się niemal bezpośrednio do SAS. Skromna tablica informacyjna nie zapowiada przeżycia, jakim jest pierwsza wizyta w kampusie rozpostartym na 2 mln metrów kwadratowych. Kampus to Karolina w pigułce. Stawy, zielone pagórki, liściaste drzewa jesienią mieniące się nieopisaną paletą kolorów. Gdyby nie budynki i parkingi, kampus w Cary wyglądałby jak ekskluzywne pole golfowe. Tysiące metrów wypieszczonych trawników, klombów, kwiatowych kompozycji. Stale dba o nie 30 ogrodników, etatowych pracowników SAS. Na trawiastych dywanach porozrzucano kilkumetrowe posągi i rzeźby, których przekaz jest czytelny tylko dla znawców sztuki współczesnej. Specjalna komórka dba o doznania estetyczne - sztukę i architekturę krajobrazu. Jak tłumaczy Kim Darnofall z działu komunikacji korporacyjnej, pracownicy spacerujący po kampusie - do dyspozycji są ścieżki o łącznej długości kilku kilometrów - mają odnaleźć spokój i inspirację.

Szerokie arterie przecinające kampus mają nazwy - SAS Campus Drive, Research Drive itp. Na głównej alei pełną parą idą roboty drogowe. Codziennie w jedną stronę przejeżdża tędy co najmniej pięć tysięcy samochodów. Miejsc parkingowych jest więcej niż w warszawskim megacentrum handlowym Arkadia. "Ilekroć ceny paliw rosną, ludzie organizują się i jeżdżą do pracy w kilka osób jednym samochodem. Entuzjazmu starcza co najwyżej na parę dni. Potem znowu wszyscy na nowo jeżdżą swoimi autami" - mówi Kim Darnofall. Jednym z zadań Kim jest oprowadzanie wycieczek po kampusie. W ciągu roku ok. 100 grup, głównie klienci, prasa, inne firmy aspirujące do tytułu najlepszego pracodawcy.

Centrala SAS składa się z ponad 20 budynków. Dźwigi i caterpillary budują następne kilkupiętrowce. Ciągle potrzeba nowej przestrzeni biurowej, bo SAS jest wierny zasadzie, że każdy pracownik musi mieć swój pokój o regulaminowych wymiarach co najmniej 12 m kwadratowych i wysokości 3 m. Żadnego open space, żadnych boksów z cienkimi ściankami. Własny pokój z nazwiskiem na drzwiach mają nawet wolontariusze pracujący w poradni psychologicznej. Wyjątek to telefoniczne biuro obsługi klienta.

W przerwie praca

O 8.00 rano parkingi są pustawe. Dzień w SAS Institute zaczyna się godzinę później. O tej porze najwięcej samochodów stoi pod centrum odnowy. "Robimy wszystko, żeby pracownicy nie mieli wymówki od aktywności fizycznej" - mówi Jeff Chambers. Boisko do piłki nożnej, dwa pełnowymiarowe boiska do koszykówki, baseny, korty tenisowe, sale do squash, aerobiku stoją do dyspozycji pracowników i ich rodzin.

Centrum medyczne - wykonuje się tu nawet drobne zabiegi chirurgiczne - właśnie przeniesiono do nowo wybudowanej siedziby. W starej nie było już miejsca dla 60-osobowej obsługi medycznej.

Bezpłatną opieką zdrowotną objęci są pracownicy i ich rodziny. Na terenie kampusu są gabinety kosmetyczne, fryzjer, odnowa biologiczna, a nawet warsztat samochodowy, w którym pracownicy mogą zlecić rutynowe naprawy.

Do dwóch przedszkoli prowadzonych przez SAS codziennie chodzi ok. tysiąca dzieci. Przedszkola uczą modną metodą Montessori. Specjalne sale i wyposażenie, brak podziału na grupy wiekowe, jeden wychowawca na troje dzieci - więcej niż wymaga amerykańskie prawo. Za przedszkole Montessori w Warszawie rodzice muszą zapłacić równowartość ok. tysiąca dolarów. W Cary pracownicy SAS płacą 300 dolarów. Wolnorynkowa cena porównywalnej usługi jest trzykrotnie wyższa. Regułą jest, że pracownicy zabierają dzieci na obiad do stołówki (przyzwoity obiad kosztuje 3 USD). Zresztą mogą je odwiedzać w każdej chwili.

"Średnia wieku w naszej firmie wynosi 43 lata. Zastanawialiśmy się, w rozwiązaniu jakich problemów życiowych możemy pomóc naszym pracownikom" - mówi Dianne Fuqua, która odpowiada za część zaplecza socjalnego w SAS. Badania dowiodły, że podstawowe kłopoty to dorastający nastolatkowie i starzejący się rodzice. W obu dziedzinach pracownicy SAS mogą liczyć na bezpłatne rady psychologów i osób biegłych w rozwiązywaniu tego typu problemów. "Kiedy twoje dziecko zaczyna sprawiać kłopoty wychowawcze, spędzasz czas telefonując do znajomych czy szukając porad w Internecie. Naprawdę bardziej nam się opłaca zapewnić pracownikom profesjonalną pomoc" - mówi Jeff Chambers.

Praca w SAS kończy się jak w urzędach - o 17.00. Dłużej zostają tylko ci, którzy chcą. O 18.00 na parkingach jest już tak samo pustawo, jak było o 8.00 rano. Nikt nie patrzy na zegarki, nie sprawdza godzin wejścia i wyjścia. SAS oferuje nieograniczoną liczbę wolnych dni na zwolnienia lekarskie i opiekę nad chorymi członkami rodziny. Tradycją jest dodatkowy ponadplanowy urlop między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem. Takie praktyki to rzadkość w korporacyjnej Ameryce.

Na te i inne przywileje SAS wydaje fortunę. Jim Goodnight stara się jednak udowodnić, że w rzeczywistości te inwestycje w zaplecze socjalne to źródło oszczędności. Według korporacyjnego przewodnika, SAS oszczędza dzięki nim 75 mln USD rocznie. Rachunek nie obejmuje oszczędności czasowych przekładających się na produktywność.

Biura regionalne w USA mogą liczyć na zbliżone przywileje do tych, którymi cieszą się zatrudnieni w Cary. SAS refunduje wydatki na ochronę zdrowia, edukację itp. Niestety, polityka nie dotarła za ocean. Podobno europejska centrala w Heidelbergu stara się o zorganizowanie przedszkola na wzór Cary, ale wielkich szans na wsparcie raczej nie ma Grzegorz Rawicz-Mańkowski, dyrektor marketingu SAS w Polsce, który po cichu marzy o przedszkolu dla 160-osobowego polskiego oddziału. "Na świecie radzimy naszym menedżerom: dobierajcie metody adekwatne do możliwości i skali biznesu" - konkluduje Jeff Chambers.

Marzenia o lepszej pracy

Legenda SAS żyje własnym życiem. Prezes był już bohaterem kultowego programu reporterskiego TV "60 minut", ma na koncie niezliczoną ilość tytułów "najlepszego pracodawcy", przyznanych m.in. przez Computerworld, Fortune, Forbes i wspomniany już magazyn pracujących matek. Skutek jest taki, że mało kto wie, z jakiej działalności SAS finansuje pracowniczce przedszkola. "Najczęściej ludzie myślą, że jesteśmy linią lotniczą" - mówi Jeff Chambers. Na temat fenomenu z Cary wydano książki i wiele paranaukowych opracowań. Autorem jednego z najświeższych jest sam Goodnight, który do spółki ze znanym ekonomistą Richardem Florida w sierpniowym Harvard Business Review zamieścił artykuł o SAS w ujęciu zarządzania ludzką kreatywnością.

Jim Goodnight przywiązany jest do teorii zarządzania, która każe stawiać pracownikom coraz to nowe, ambitne wyzwania intelektualne i jednocześnie stwarzać im godne warunki, umożliwiające pełną koncentrację na pracy. Jego motto brzmi: jeśli traktujesz ludzi tak, że mają poczucie, iż podnoszą wartość firmy, w rzeczywistości będą tak czynić.

Wiceprezes ds. HR podkreśla szczególną rolę menedżerów - połowę z nich stanowią kobiety - najważniejszego ogniwa korporacyjnej hierarchii. To dzięki ich umiejętnościom kierowania zespołami żadnemu z pracowników nie przychodzi do głowy, żeby zamiast przed komputerem cały dzień spędzić w hali sportowej. Tego jak w praktyce, w szczegółach wygląda egzekwowanie obowiązków w SAS nie można zobaczyć na wycieczce z Kim Darnofall, ani dowiedzieć się w trakcie wywiadu z Jimem Goodnightem. To zapewne jeden z najlepiej strzeżonych sekretów największej prywatnej firmy software'owej.

Kiedy opowiadałem znajomemu o SAS, ten słusznie zauważył, że w Polsce każda prywatyzacja zaczyna się od wyprzedaży ośrodków wczasowych kojarzonych z poprzednim ustrojem, będących zbędnym balastem dla nowego właściciela. Czy gdyby SAS był spółką publiczną i musiał liczyć się ze zdaniem inwestorów, to nadal utrzymywałby taki arsenał socjalny? Czy przedszkola, centrum fitness, basen i przychodnia poszłyby pod młotek, a ogrodnicy musieliby szukać nowego pracodawcy? Trudno odgadnąć, ale znamienne jest, że w niedawnym głosowaniu prawie 90% załogi opowiedziało się, że życzyłoby sobie, aby SAS pozostał firmą prywatną.

Podobnie jak telewizyjne opery mydlane odwołują się do pragnień życia w świecie pięknych i bogatych, tak medialny obraz SAS Institute rozbudza nadzieje, że można mieć ciekawą pracę, przyzwoicie zarabiać, znajdować czas dla rodziny i na własne zainteresowania. O ile jednak serial jest wymysłem scenarzystów, to kampus w Cary istnieje naprawdę i przez osiem godzin dziennie żyje pełnym życiem. Gdzieś pomiędzy wizytą u fryzjera, aerobikiem i kursem degustacji win, powstają tu jedne z najbardziej skomplikowanych programów komputerowych. O przepustkę otwierającą szlaban na SAS Campus Drive ubiegało się w zeszłym roku grubo ponad 20 tys. osób. Dostało ją zaledwie 200.


TOP 200