Znaleźć swoje miejsce na Ziemi

Najtragiczniejsze w tym jest to, że w niszczenie cudzych małych ojczyzn zostali wplątani także ci, których ta sama wielka polityka wypędziła z rodzinnych stron, z własnych małych ojczyzn: Wilna, Lwowa, Lidy, Polesia, Wołynia. W wierszu "Barak Niemcy" Horst Bienek napisał: "Wypędzili nas z Gliwic/ Wypędzeni ze Lwowa". Zajmowali tam mieszkania, w których nierzadko natrafiali na standard, o którym na Wschodzie im nawet się nie śniło. Chodzili po niemieckim bruku wśród solidnych kamienic, czekając aż wrócą na swoje, do łyczakowskiej małej ojczyzny, która błyskawicznie przeradzała się we wspomnieniach w raj utracony. Z czasem przyzwyczaili się do swoich nowych domostw. - "Mieszkamy, bo mieszkać gdzieś trzeba - ale czy tutaj jest nasz dom?" - oczy starszych mieszkańców dolnośląskiego Henrykowa nie pozostawiały złudzeń.

PRL starał się pogłębiać przepaść między nowymi właścicielami a ich poprzednikami, głosząc wciąż o niemieckim rewizjonizmie i wpajając wszystkim, że tutaj na zachodzie i północy nie są gośćmi, lecz prawowitymi gospodarzami odwiecznych słowiańskich ziem. Lecz jaki to gospodarz zapomina o gościach, którzy opiekowali się jego domem przez ponad 800 lat? Znowu polityka i nacjonalizm zadecydowały, że mała ojczyzna miała tam pamięć człowieka chorego na amnezję. Architektura ulicy mówiła co innego niż omotany propagandą i nienawiścią umysł. W rezultacie wszyscy żyli bardzo długo teraźniejszością i bliskim jutrem, próbując nie widzieć wyzierającej zewsząd przeszłości.

Przepis na małą ojczyznę

Dopiero pokolenie, które się tam urodziło, podejmuje z różnym skutkiem wyzwanie, aby miejsce, w którym przyszło im żyć, traktować jako swoją małą ojczyznę. W tym celu muszą wykonać syzyfową pracę: odejść od myślenia o rodzinnej wsi lub mieście kategoriami nacjonalistycznymi, które symbolizuje hasło "Polska dla Polaków". Muszą poczuć więź z ludźmi różnych narodowości, którzy przez wieki mieszkali, tam gdzie teraz oni - na Pomorzu, Śląsku albo Mazurach. Odkryć historię wspólnego miejsca urodzenia, aby znowu liczyło się, że ktoś jest przede wszystkim wrocławianinem, a potem dopiero Polakiem czy Niemcem. Słowem, znaleźć miejsce na Ziemi, które nazwą małą ojczyzną.

Koniecznie trzeba zwrócić uwagę na jeszcze jedno oblicze pojęcia "małej ojczyzny". Ono nie musi wyłącznie oznaczać prób przezwyciężania konfliktu swój-obcy i szukania porozumienia ponad podziałami narodowościowymi w obrębie żyjących i dawnych pokoleń jednej społeczności lokalnej. Małe ojczyzny znajdziemy wszędzie - na Mazowszu, w Krakowskiem, w Lotaryngii - jeżeli uznamy, że tam jest nasz punkt zaczepienia w kosmosie. Może być to zarówno dom rodzinny, jak i miejsce, w którym od lat wypoczywamy. Region, do którego czujemy największy sentyment, ale także mały plac lub ulica.

Dzięki naszym poszukiwaniom małej ojczyzny przywracamy pierwotne znaczenie wspólnoty krwi, na którą składały się kolejno; najbliższa rodzina, potem dalsi krewni, następnie społeczność wioskowa, regionu i kraju. Kiedyś przez ojczyznę lokalną rozumiano miejsce urodzenia i fakt posiadania grobów przodków na miejscowym cmentarzu, a przede wszystkim odziedziczona po nich ziemia i dom. Teraz więź duchowa z ulubioną przez nas przestrzenią wystarcza, aby nadać jej rangę ojczyzny lokalnej.

Lecz jak obudzić w sobie taką więź? Co zrobić, aby ogarnąć wszechświat z głębi człowieczego losu? Nie ma na to jednego przepisu. Jest ich tyle, ile osób na Ziemi. Pod warunkiem że chcą odtworzyć się na innych, żyć w społeczności lokalnej, otwartej szeroko na universum i że chcą przestać być zaściankiem. Gdy skupią wokół jednego pomysłu, np. wiejskiego muzeum, jeszcze kilka innych osób, chętnych dać cząstkę siebie powstającej małej ojczyźnie. Jeśli takich małych ojczyzn obudzi się nieskończenie wiele, które pragną zaistnieć na Ziemi, to zasadne wyda się skojarzenie ze sobą dwóch pojęć: "małej ojczyzny" i "globalnej wioski".

Heimat w sieci

W skali świata, który za sprawą nowoczesnych technologii staje się globalną wioską, wyrównują się różnice między małą ojczyzną górala z Lipnicy Wielkiej a małą ojczyzną Alzatczyka. Obie mają taką samą szansę zaistnienia w ludzkiej świadomości - jako społeczności lokalne, które stoją ponad strukturami państwowymi i wspólnie przyczyniają się do tego, że niedługo będzie można mówić o "Europie małych ojczyzn".

Technologia nowych mediów - Internet, multimedia - być może poradzi sobie z konfliktem swój-obcy, który w tym wieku przybrał formę różnych nacjonalizmów. W sieci spotykają się wszyscy bez względu na kolor skóry czy przekonania polityczne. Dla użytkownika nowych mediów nie ma znaczenia, czy ktoś urodził się na Śląsku, a całe życie mieszkał w Bonn. Liczy się tylko, czy potrafi przekazać coś ciekawego innym mieszkańcom globalnej wioski.

Małe ojczyzny w nowych technologiach zdobywają potężne narzędzie, które - jeśli dobrze posłużą się nim - umocni ich społeczność w przekonaniu, że nie warto zasklepiać się we wzajemnych swarach i kłótniach. Świat chce ich indywidualności, ich ego, aby w taki sposób dołączyli do innych ludzi. W globalnej wiosce nie ma miejsca na głoszenie, że tylko Polak ma prawo do Wilna, Francuz do Strasburga, Niemiec do Wrocławia. Jeżeli ktoś potrafi postawić się ponad stereotypami narodowościowymi i ludzką zawiścią, ten już uczynił pierwszy krok ku temu, aby odkryć w najbliższej swojej okolicy małą ojczyznę. Musi tylko chcieć coś zrobić dla siebie, a w konsekwencji dla innych.

Termin "globalna wioska" robi ostatnio zawrotną karierę. Jest na ustach wszystkich. Być może niedługo będziemy używać pojęcia "globalna wioska małych ojczyzn", w której każdy ma coś ciekawego do powiedzenia.


TOP 200