Tymczasem Terry Childs zapewnia, że wspomniane urządzenia to modemy, które były wykorzystywane wyłącznie w celach zawodowych. Jeden z nich miał służyć do przekazywania informacji o awariach bezpośrednio na telefon i pager oskarżonego. Drugi, działający jeszcze zanim uruchomiono miejską sieć WAN, miał być wykorzystywany do testowania dostępności sieci z Internetu. Natomiast trzeci modem stanowił m.in. awaryjne przyłącze do sieci Internet.

Oskarżonemu grozi kara 7 lat pozbawienia wolności. Niezależnie od tego Childs domaga się zadośćuczynienia za "bezprawne zawieszenie w obowiązkach, pozbawienie należnego wynagrodzenia oraz bezzasadne aresztowanie i naruszenie praw obywatelskich". W zgłoszonym na początku stycznia br. pozwie przeciwko władzom stanowym czytamy, że były administrator domaga się w po 1 mln USD odszkodowania za poniesione szkody finansowe (m.in. niewypłacone pensje i dodatki) oraz za krzywdy emocjonalne. Dodatkowy 1 mln USD ma być zadośćuczynieniem za "inne szkody" oraz poniesione koszty procesowe. Łącznie daje to 3 mln USD, czyli tyle ile kosztowało uruchomienie miejskiej sieci. We wrześniu ubiegłego roku koszty analizy funkcjonowania sieci, zmiany wszystkich haseł i przywrócenia bezpiecznych ustawień sprzętu szacowano na 1 mln USD.

Warto również zauważyć, że działania "zbuntowanego administratora" zwróciły uwagę władz miasta na sposób, w jaki funkcjonuje sieć teleinformatyczna, od której w znacznym stopniu zależy sprawność całej infrastruktury miejskiej. W Stanach Zjednoczonych powróciła również dyskusja na temat kontroli uprawnień osób administrujących systemami o istotnym znaczeniu dla bezpieczeństwa obywateli oraz gospodarki kraju.

Oskarżenia przeciwko Childsowi opierają się w głównej mierze na zeznaczniach przełożonych i analizie informacji zapisanych w logach urządzeń wchodzących w skład miejskiej sieci. Pojawiają się jednak opinie, mówiące, że działania Childs wynikały ze zbytniej troski o sieć, którą administrował.