Za a nawet przeciw

Cała sprawa przypomina naszą piłkarską ligę. Mamy kluby o wielkich tradycjach, znakomitych trenerów, prężnych menedżerów, dobrze zapowiadających się zawodników, lokalnych sponsorów i wielkie ambicje. Rozgrywki krajowe dostarczają sporo emocji, zaś potyczki czołowych klubów pierwszej ligi trafiają na łamy gazet. Działacze dużo obiecują, jednak kiedy dochodzi do konfrontacji z resztą świata, to wprawdzie piłka jest okrągła, bramki są dwie, ale... (żyła sobie Wisełka w wirtualnym świecie, aż raz zetknęła się z Realem). Zdumiewające podobieństwo do naszego "przemysłu" oprogramowania, nieprawdaż?

Przyjmując zatem, że w kraju Polan przemysłu produkcji oprogramowania nie ma (i nie będzie, ale to już temat na zupełnie inne opowiadanie), należy zastanowić się: co zatem wnosi regulacja dotycząca patentów? Waląc prosto z mostu - ona nie ma dla nas żadnego znaczenia! Podobnie jak regulacje dotyczące uprawy drzew oliwnych dla Irlandii czy terminowego usuwania śniegu na Malcie. Tymczasem w obu sprawach kraje te mają w Unii prawo głosu!

Dyskutujemy gorąco, w jaki sposób ograniczyć możliwość wykupywania polskich piłkarzy mając przekonanie, że jeśli tego nie zrobimy, to "bayerny" i "manchestery" rzucą się na naszą ligę i podkupią wszystkich zawodników! Bo oni mają prawników, i kasę, i Ligę Mistrzów! I wszystkich nam podkupią! Zniszczą wszystkie polskie kluby! Już nie będę mógł pójść na Cracovię, tylko będę zmuszony do oglądania tych wszystkich Zidanów czy Beckhamów...

Gdybym usłyszał coś takiego od piłkarskiego działacza, to bym pomyślał, że gość zwariował. "Z czego się śmiejecie?" - pytał Horodniczy... Co zatem powinien zrobić nasz rząd i nasi europosłowie z regulacją, której materia nie jest jasna, nie wiadomo jakie przyniesie skutki, a w dodatku praktycznie Polski nie dotyczy? Wejdźmy zatem w skórę takich decydentów.

... wpływa na plon przyszłych dni

Zastanówmy się, komu może zależeć na patentach. Widać cztery grupy zainteresowanych.

Po pierwsze, zielono-socjalistyczni zwolennicy Wolnego Oprogramowania. Obiecują dalszy, dynamiczny rozwój oprogramowania, a wolnego oprogramowania zwłaszcza. W wyniku tego rozwoju rozkwitnie nam przemysł, ludzie będą żyli dostatniej, a oszczędności, choć trudne do zmierzenia, będą olbrzymie. Również uniezależnimy się od wielkich korporacji informatycznych, co chcą monopol swój kultywować. Polska winna stanąć na czele pochodu "za naszą i waszą". Tyle może obiecać ta grupa i więcej z tej strony oczekiwać się nie da.

Po drugie, to wielkie korporacje spod fenickiego znaku. Tu, będąc w roli decydenta, należałoby zapytać "Co ty, HP/IBM/Intel/Microsoft/Nokia (kolejność alfabetyczna, niepotrzebne skreślić)robisz dla Polski? Może masz jakieś inwestycje? Może inwestujesz w przemysł? Może w naukę? W edukację? Może otwierasz fabrykę? A może dajesz stypendia doktorantom?" I posłuchać odpowiedzi. Poprosić o więcej. Zobaczmy, co mogą obiecać i co dać.

Po trzecie i czwarte, to kraje patentom przeciwne i kraje patentom sprzyjające. A wtedy warto dyplomatycznie zapytać (przykład, hm, przypadkowy) - "Droga Galio! Wiemy, że bardzo ci zależy, byśmy zagłosowali tak, jak i ty. Uczynimy to z prawdziwą radością, wszak uprzejmie zarazem pytamy, czy nie znasz jakiegoś cudownego sposobu na uczynienie tańszym szerokopasmowego dostępu do Internetu w naszej ubogiej krainie?" I jeśli okaże się, że Galowie pomogą i Internet potanieje (to się będzie nazywało "Asterix: misja Wanda"), to my też im pomożemy! Gdy Galia zawiedzie, to zobaczymy, co zaproponuje Germania, Italia czy Iberia. Zwracam uwagę, że jest bez znaczenia, czy Galia jest z trzeciej czy z czwartej grupy zainteresowanych.

Podsumowując rzecz całą. Po pierwsze, sprawa patentów nie jest jasna, a argumenty zwolenników i przeciwników odnoszą się przede wszystkim do emocji. Ekonomiczne uzasadnienia to fusy po kawie! A jeśli to sprawa czysto polityczna - nie wymaga uzasadniania ekonomicznego! Po wtóre, w jakąkolwiek by stronę dyrektywa i ustawodawstwo nie poszło, to nie ma to na nas wielkiego wpływu, bo nie mamy przemysłu oprogramowania. Jakkolwiek nie zagłosuje nasz reprezentant, nie wpłynie to na dalsze losy tegoż reprezentanta oraz na losy jego ojczyzny.

Uzupełnieniem hipotezy będzie zatem stwierdzenie - zdolność patentowa wynalazków realizowanych przy pomocy komputera w Polsce nie ma zupełnie żadnego znaczenia, ponieważ nawet gdyby taką zdolność zadekretowano, to i tak nikt nie ma nic do pokazania.

A protest przeciwko patentom kryje umiejętności i poziom działaczy ligi polskiej piłki nożnej... Pardon, polskiego przemysłu informatycznego. A zatem skoro nie widać strategicznej przewagi, to może skoncentrować się na doraźnej korzyści? I nasz polski głos w tej sprawie możliwie najkorzystniej wykorzystać? Czemu nie próbować zyskać czegoś dla wielu, zamiast zrobić gest dla dobrego samopoczucia kilku? "Brytania nie ma przyjaciół. Brytania ma wyłącznie interesy" - to stare powiedzenie Disraelego, premiera Wielkiej Brytanii z czasów największego rozkwitu imperium, nic nie straciło na aktualności.

Autor jest pracownikiem koncernu informatycznego. Śródtytuły pochodzą z utworów Jacka Kleyffa.


TOP 200