Wolne oprogramowanie szybkie zmiany

Poparcie nie wystarczy

O tym, że przedsiębiorstwa korzystają z open source nie dając nic w zamian, mówi się od lat. Jednocześnie niektórzy przedstawiciele środowisk komercyjnych podkreślają zaangażowanie (w tym finansowe) potentatów w rozwój wolnego oprogramowania, ale trudno nie zapytać o intencje. Te bowiem nie są jednoznaczne.

Wsparcie komercyjnych gigantów, np. IBM, HP, Oracle, Sun dla ruchu wolnego oprogramowania jest duże, ważne i godne odnotowania - nie ma co do tego wątpliwości. To m.in. dzięki ich inwestycjom udało się rozwinąć wiele rozwiązań, a fakt, że publikują wersje swoich aplikacji także dla platformy Linux (często konkurencyjnej wobec ich własnych produktów, jak choćby AIX, HP-UX czy Solaris) dowodzi dalekosiężnego myślenia. Niepokoją dwa zjawiska: ewentualne uzależnienie i próba konsolidacji środowiska. Wiadomo, że kto płaci, ten wymaga. Czy finansując prace nad systemami open source owe firmy nie będą chciały kierować rozwoju w wygodnym dla nich kierunku? Jeśli Larry Ellison mówi: "Wchodzimy w open source. Nie mamy zamiaru walczyć już z tym trendem. Myślimy, że jesteśmy dość inteligentni, by to zjawisko działało na naszą korzyść" (wypowiedź z 8 lutego 2006 r.), to co dokładnie ma na myśli: zmianę modelu biznesowego ze sprzedawania licencji na wynajmowanie ich (jak twierdzi), czy próbę wybrania "rodzynków z ciasta wolnego oprogramowania" i zintegrowania ich z własnymi produktami, odrzucając samą ideę open source? Ta ostatnia obawa nie jest nieuzasadniona - czego dowodzi choćby nagłe "ukomercyjnienie" pakietu StarOffice po przejęciu przez Suna.

Druga wątpliwość dotyczy środowisk publicznych, przede wszystkim administracji rządowej oraz samorządowej. Wydaje się, że już do przeszłości należą czasy, kiedy w Polsce organa władzy tępiły wolne oprogramowanie (np. donosząc do BSA o komputerach bez Windows lub wymierzając podatek od Linuxa). Dziś polski rząd finansuje tłumaczenie Open Office licząc, że stanie się darmową alternatywą dla Microsoft Office.

Inicjatywy wolnego oprogramowania na świecie rozwijane są w znacznej mierze za pieniądze podatnika, w środowiskach akademickich. Warto byłoby i ten model wdrożyć w Polsce, bo nikt dziś chyba nie ma wątpliwości, że z takiego oprogramowania najbardziej korzystają użytkownicy indywidualni i drobni przedsiębiorcy - czyli właśnie ci, których państwo powinno wspomagać.

Pomoc przedsiębiorstw dla tej społeczności jest w gruncie rzeczy pomocą samym sobie. Firmy muszą mieć pewność, że platformy, których używają dziś (np. szeroko stosowane systemy Linux, Apache, Perl, Python, CVS) będą rozwijane i w przyszłości. Jednocześnie budując w ruchu open source alternatywę dla komercyjnego oprogramowania zwiększają konkurencyjność rynku - zaś silna konkurencja zawsze sprzyja klientowi. Konkurencja ze strony darmowych systemów wymusza zmiany w podejściu do rynku nawet u największych komercyjnych gigantów. Gdyby nie wolne oprogramowanie, nie byłoby dziś darmowego Internet Explorera, Google Maps i motoru bazy danych Oracle dla użytkowników indywidualnych. To konkurencja ze strony open source wymusiła wprowadzenie formatu OpenDocument nawet w komercyjnych pakietach.

Open source bez informatyki

Ruch, który rozpoczął się od programów, zatacza coraz szersze kręgi. Narodzony jako niezgoda na zamknięty kod źródłowy systemów i aplikacji, powoli przekształca się w niezgodę na agresywną, zamkniętą politykę praw autorskich i próby narzucania kontroli i ograniczania prywatności podejmowane przez międzynarodowe koncerny medialne. W miejscu, gdzie wcześniej widniało all rights reserved, dziś możemy znaleźć stwierdzenie some rights reserved. To widomy znak, że autor tego należy do Creative Commons, społeczności, która poszerza idee open source poza świat oprogramowania. Ruch ten może mieć w przyszłości równie wielkie znaczenie dla przedsiębiorstw, co Linux dla systemów operacyjnych.

Creative Commons publikują kilka rodzajów licencji podobnych do licencji GNU GPL:

  • Attribution - wolno kopiować, rozprowadzać, przedstawiać i wykonywać objęty prawem autorskim utwór oraz opracowane na jego podstawie utwory zależne, pod warunkiem że zostanie przywołane nazwisko autora pierwowzoru.
  • Noncommercial - wolno kopiować, rozprowadzać, przedstawiać i wykonywać objęty prawem autorskim utwór oraz opracowane na jego podstawie utwory zależne jedynie dla celów niekomercyjnych.
  • No derivative work - wolno kopiować, rozprowadzać, przedstawiać i wykonywać utwór jedynie w jego oryginalnej postaci - tworzenie utworów zależnych nie jest dozwolone.
  • Share Alike - wolno rozprowadzać utwory zależne jedynie na licencji identycznej do tej, na jakiej udostępniono utwór oryginalny.
(cyt. zahttp://creativecommons.pl/ )

Creative Commons utrzymują i udostępniają bazę dzieł dostępnych w ten właśnie sposób, m.in. zdjęć, muzyki, filmów, książek, kursów online, publikacji naukowych itd. Jedną z najciekawszych inicjatyw jest serwis Groklaw prowadzony przez Pamelę Jones, zawierający bazę informacji i publikacji z fachowym komentarzem biznesowym i prawnym. Groklaw specjalizuje się w zagadnieniach związanych z prawami autorskimi i określa swoją misję jako walkę z dezinformacją i strachem (anti-FUD) używanymi przez niektóre przedsiębiorstwa jako element walki konkurencyjnej.

Żyć w ciekawych czasach

Chińskie przekleństwo mówi: "Obyś żył w ciekawych czasach". Na pewno w szeroko rozumianym wolnym oprogramowaniu mamy właśnie ciekawe czasy. Trudno o jednoznaczne prognozy, ale jedno jest pewne: alternatywa dla komercyjnego oprogramowania w postaci świata open source jest realna. Także przedsiębiorstwa powinny rozważyć jej zastosowanie, poprzedziwszy tę decyzję porządną analizą porównawczą i wyliczeniem TCO.


TOP 200