W zgodzie z historią

Często mówi się, że różnice w rozwoju gospodarczym czy cywilizacyjnym na terenie Polski pokrywają się z granicami rozbiorów. Czy to prawda również w odniesieniu do infrastruktury teleinformatycznej?

Rozbiory i granice porozbiorowe w naszej świadomości historycznej i narodowej odgrywają szczególną rolę. Stąd korzenie bardzo wielu współczesnych zjawisk upatrujemy w nich samych lub próbach ich przezwyciężenia. Faktycznie, rozbiory i granice rozbiorowe utrwaliły lub przeorientowały wcześniejsze tendencje rozwojowe. Układ przestrzenny ziem polskich w wymiarze cywilizacyjnym i kulturowym tworzony jest nieustannie, od Piastów po dzień dzisiejszy. Granice rozbiorowe ustalono w większości tam, gdzie wcześniej były już one granicami w Polsce przedrozbiorowej. Zatem wiele różnic w rozwoju cywilizacyjnym na terenie Polski pokrywa się z granicami rozbiorów, lecz wiele ich odcinków wcześniej już pełniło rolę granic cywilizacyjno-kulturowych na ziemiach polskich. Wielkopolski, Mazowsza, Małopolski, Śląska, Pomorza, Warmii oraz granic i różnic między nimi do życia nie powołały rozbiory. One odcisnęły jedynie na nich swoje piętno, podobnie jak i pozostałe okresy ich historii.

Dzisiejsza mapa rozmieszczenia na terytorium Polski infrastruktury teleinformatycznej i z tym skorelowanego rozmieszczenia grup internautów w poszczególnych miejscowościach odwzorowuje bardziej historyczno-kulturowe zróżnicowanie regionalne Polski niż granice rozbiorów. Zróżnicowanie to ma układ równoleżnikowy. W części zachodniej jest bardziej dynamiczny rozwój ekonomiczny i cywilizacyjny, na wschodzie wygląda to gorzej. W zachodnich województwach kraju więcej jest zarejestrowanych podmiotów gospodarczych, przeciętnie jest wyższy poziom wykształcenia itd. Na tę warstwę nakłada się mapa węzłów metropolitarnych, pasm i nisz cywilizacyjnych o zasięgu krajowym i regionalnym. Ten typ zróżnicowań w rozmieszczeniu infrastruktury teleinformatycznej bardziej wpływa na szanse dostępu do Internetu niż zróżnicowania makroregionalne.

Jakie szanse na dostęp do Internetu mają mieszkańcy terenów słabo zurbanizowanych? Czy są oni skazani na ciągłe życie na marginesie, na obrzeżach nowoczesnej cywilizacji?

Dużo się mówi o tym, że sieć telefonii komórkowej tak się rozwinie, że będzie w stanie zaspokajać potrzeby tej grupy mieszkańców. Być może z technicznego punktu widzenia rzeczywiście będzie to możliwe, nie wiadomo jednak wciąż czy i kiedy stanie się to opłacalne. Poza tym przy pewnych treściach nic nie zastąpi dużego ekranu, przekaz internetowy będzie musiał podlegać selekcji, a to już jest niebagatelne ograniczenie. Co ciekawsze, widać, że zasięg głównych węzłów sieci komórkowych i tak w gruncie rzeczy nakłada się na sieć tradycyjnej infrastruktury telekomunikacyjnej oraz sieci ich tradycyjnych użytkowników.

Problem infrastruktury teleinformatycznej poza zurbanizowanymi ośrodkami będzie jednak coraz bardziej palący. Czas wielkich metropolii, czas megakoncentracji mija. Coraz więcej ludzi chce żyć w bardziej naturalnym środowisku niż wielkomiejskie. Wielu wyprowadza się na peryferia. Jeszcze pracują w centrach, ale już mieszkają na przedmieściach, w miasteczkach lub wręcz na wsi. Coraz rzadziej mieszkańcy niedużych miast i wsi będą związani tylko z rolnictwem. Międzynarodowe korporacje wyprowadzają z wielkich miast swoje centra serwisowe w okolice, gdzie ich efektywność jest nie gorsza, ale utrzymanie jest tańsze. Tendencja ta będzie narastać. Rozmieszczenie infrastruktury technicznej będzie musiało zostać dostosowane do nowego, przestrzennego rozmieszczenia ludności, jej nowych zachowań i zajęć, w których dostęp do sieci będzie niezbędny. Korekta będzie zatem potrzebna, a technologicznie jest możliwa.

Czy zlikwidowanie tzw. cyfrowej przepaści jest w ogóle możliwe?

Warunkiem wstępnym jest zapewnienie społecznościom lokalnym na obszarach nisz cywilizacyjnych oraz obszarach zaniedbanych pasm łączących metropolie pewnego minimalnego standardu technicznych możliwości dostępu do sieci, przynajmniej dla instytucji publicznych: urzędów, szkół, ośrodków kultury i bibliotek, a także dla biznesu.

Działania ograniczające wykluczenie cyfrowe muszą być różnicowane. Inaczej trzeba podchodzić do sytuacji w centrach i w pasmach, inaczej na peryferiach czy w niszach. W centrach bardziej aktywny w rozwiązywaniu problemów dostępu będzie rynek, w niszach musi być bardziej aktywne państwo i samorządy. W dużych ośrodkach można liczyć na bardziej żywiołowy rozwój, tu są bowiem pieniądze, tu są decyzje, tu jest władza, tu są media. To wszystko sprzyja upowszechnianiu nowych technologii.

Mieliśmy już dużo projektów informatyzacji, programów budowy społeczeństwa informacyjnego, planów tworzenia e-Polski itp. Jednak, póki co, nie widać zbyt wielkich efektów...

Nic się z dnia na dzień nie zmieni. Trzeba się liczyć z geografią "zakotwiczenia" Internetu w polskiej przestrzeni społecznej, gdyż jest ona wynikiem obiektywnych, długotrwałych procesów. Mechanizmy historyczno-przestrzenne są bardzo silne i trwałe - nie można działać wbrew nim. Trzeba je najpierw dobrze poznać, by móc skutecznie wpisać w nie swoje działania, tak aby - stosownie do potrzeb - były one ich wsparciem lub hamulcem. Często się tego nie rozumie i tworzy się programy, które mają powołać do istnienia zupełnie nową rzeczywistość przestrzenną, zgodną z zapisanymi w nich celami i zadaniami, a nie faktycznymi potrzebami i uwarunkowaniami. To absolutnie nierealne. Instytucje rządowe, wojewódzkie lub powiatowe istnieją po to, aby pewne procesy stymulować, a nie podporządkowywać je sobie czy kreować nowe.

Państwo i społeczeństwo muszą wiedzieć, co chce się zmieniać, ale też co może być zmienione, co chce się utrwalać, ale i w jaki sposób można to osiągnąć, gdzie trzeba wprowadzać standardy, które miejsca mają być wzmacniane, które procesy nie mają racji bytu, co trzeba poddać modyfikacji, a co zostawić własnemu losowi itd., itp.

Tylko wtedy można mówić o racjonalnym wykorzystaniu środków publicznych. Władze muszą mieć przede wszystkim rozsądną, wynegocjowaną ze społeczeństwem politykę wspierania pozytywnych i hamowania negatywnych czynników rozwoju konkretnych obszarów, w tym politykę inwestycyjną adresowaną do konkretnych ośrodków.

Dobrze byłoby zrewaloryzować pojęcie prowincji, zwłaszcza częściej pokazywać korzystne strony sposobu i stylu życia w niszach cywilizacyjnych. Nie można ciągle mówić, że to są tereny zapóźnione w rozwoju, tereny peryferyjne. Trzeba patrzeć na nie jak na miejsce realizacji nie gorszego a innego, bardziej naturalnego stylu życia - nie każdy przecież chce czy nawet potrafi żyć w Warszawie czy Krakowie.

Trzeba upowszechniać rozumienie, że dzisiaj równie ważny i godny jest każdy styl życia, zarówno typowy dla centrum, jak i na prowincji: w niszach, na peryferiach. Dzięki Internetowi, gdy już będzie wszędzie dostępny, rozległe przestrzenie pokonamy z szybkością impulsów elektromagnetycznych. To może niewiele, ale powoli pomoże skruszyć mury prowincjonalnej izolacji.


TOP 200