W zaciszu gabinetów

Praca w Sejmowej Komisji Transportu i Łączności nad projektem tej ustawy trwa już ponad 250 dni. Projekt rządowy trafił do Laski Marszałkowskiej pod koniec lutego br., zaś w maju Sejm skierował projekt do wspomnianej komisji. Nie zanosi się, żeby prawo telekomunikacyjne uchwalono jeszcze w tym roku. Według opinii obserwatorów rynku, brak tej ustawy to jeden z powodów wycofania się Amerykanów ze starań o udział w prywatyzacji TP SA. Zarazem wokół tej ustawy toczy się ostra gra lobbingowa, gdyż w przeciwieństwie do wielu innych aktów prawnych, przerzucających opis szczegółowych rozwiązań do rozporządzeń, ten projekt dość szczegółowo przedstawia życzenia prawodawcy wobec rynku telekomunikacyjnego, toteż od postaci odpowiednich zapisów ustawowych zależy kondycja ekonomiczna przedsiębiorstw z tej branży.

Firmy telekomunikacyjne mają zresztą spore doświadczenia w lobbingu. Kilka lat Alcatel, Siemens i Lucent Technologies były jedynymi dostawcami urządzeń transmisyjnych i komutacyjnych dla Telekomunikacji Polskiej SA. Ministerstwo Łączności pozwalało TP SA kupować jedynie sprzęt od producentów, którzy uczestniczyli w prywatyzacji przedsiębiorstw telekomunikacyjnych. Ich lobbing skutecznie opóźnił wejście na ten rynek Ericssona, który ostatecznie sam zaczął lobbing na rzecz swobody konkurencji. Jej brak podnosił np. ceny sprzętu. Gdyby zadziałał mechanizm konkurencji - argumentowali lobbyści Ericssona - spadłyby ceny i wzrósłby poziom usług. Ostatecznie argument ten przeważył.

Lobbing na szczeblu parlamentarnym, połączony z zamawianiem ustaw, obserwatorzy przypisują nielicznym firmom informatycznym. Większość szuka dróg ku zamówieniom publicznym poprzez kontakty na szczeblu ministerialnym.

6,5%

Wieść gminna niesie, że tyle wynosiła prowizja (czytaj łapówka) od wartości kontraktu za wygranie przetargu informatycznego w pewnym resorcie (jego wartość nie była mała). Łapówkę brała cała komisja przetargowa - to już naprawdę ewenement. Częściej - chyba niesłusznie - podejrzewa się firmy, że te, gdy znajdą dojście do wpływowego polityka, obiecują wspomóc fundusz wyborczy jego partii w zamian za forsowanie ich oferty. To już korupcja wielkoformatowa. Codziennie przedsiębiorcy raczej stają przed dylematem: zapłacić łapówkę temu urzędniczynie i mieć kontrakt, który zapewni dalszy rozwój firmy, czy też unieść się honorem i nie mieć pieniędzy na pensje dla pracowników (por. z serią artykułów Korupcja - zło konieczne, które ukazały się w miesięczniku Więź we wrześniu ub.r.). Sytuacja pogorszyła się w ostatnim roku. Transparency International - międzynarodowa organizacja zajmująca się monitorowaniem poziomu korupcji - sklasyfikowała Polskę w 1999 r. dopiero na 44. miejscu spośród 99. krajów objętych badaniem. W porównaniu z rokiem 1998 oznacza to spadek o kilkanaście miejsc. Przyznajmy, że jest to coraz mocniej pulsujący sygnał ostrzegawczy. Kto go dostrzeże?

Lobbujmy za nową ustawą o zamówieniach publicznych

Być może korupcję zmniejszyłaby nowa ustawa o zamówieniach publicznych, której projekt aktualnie utknął w konsultacjach międzyresortowych.

Projekt zakłada - co jest dość istotne dla firm teleinformatycznych - że "przedmiotu zamówienia nie można określać poprzez wskazanie znaków towarowych, patentów lub pochodzenia, chyba że jest to uzasadnione specyfiką przedmiotu zamówienia lub zamawiający nie może opisać przedmiotu zamówienia za pomocą dostatecznie dokładnych i powszechnie zrozumiałych określeń".

Antykorupcyjny charakter ma też punkt, w którym uznaje się, że jeśli wykonawca udzielił lub obiecał udzielić korzyści majątkowej lub osobistej osobie występującej w imieniu zamawiającego lub wykonującej czynności związane z postępowaniem o zamówienie publiczne w celu wpłynięcia na jego przebieg to zostaje wykluczony z przetargu.

Jawność postępowania ma zapewnić konieczność ogłaszania informacji o planowanych w danym roku budżetowych zamówieniach publicznych, których łączna wartość szacunkowa każdej z grup usług, dostaw lub robót budowlanych przekracza równowartość kwoty 750 tys. euro.

Projekt ustawy zapowiada również szybki koniec preferencji krajowych, które tak dają się we znaki międzynarodowym korporacjom, vide przetargi na pracownie internetowe w szkołach podstawowych i gimnazjach zwyciężały wyłącznie firmy, oferujące sprzęt produkcji krajowej. Preferencje krajowe można stosować tylko do czasu wejścia Polski do Unii Europejskiej. Utrzymano jedynie preferencje krajowe, polegające na przeliczeniu ceny przedstawionej w ofercie złożonej przez wykonawcę krajowego, który do wykonania zamówienia zużyje co najmniej 50% wartości surowców lub produktów krajowych.

Konieczność zniesienia preferencji krajowych wynika z art. 67 Układu Europejskiego, ustanawiającego stowarzyszenie Rzeczpospolitej Polskiej ze Wspólnotami Europejskimi. Zgodnie z tym przepisem, Polska zobowiązuje się zapewnić nie później niż do końca okresu przejściowego, upływającego 31 stycznia 2004 r., niedyskryminacyjny dostęp przedsiębiorcom z Unii do naszego rynku zamówień publicznych. Oczywiście w sytuacji, kiedy Polska stanie się członkiem Unii Europejskiej przed wymienioną datą, zniesienie tych preferencji będzie musiało nastąpić z chwilą akcesji.

Twórcy projektu liczą, że dzięki zwiększeniu konkurencyjności, jawności, dostępności i możliwości kontroli zostaną wzmocnione gwarancje skuteczności antykorupcyjnej systemu zamówień publicznych.


TOP 200