W Internecie wiedzą, że jesteś psem... i co z tego?
- Dorota Konowrocka,
- 13.10.2010, godz. 22:24
Co jakiś czas rozmaite instytucje badawcze zaczynają ubolewać nad tym, że np. tylko 50% amerykańskich użytkowników serwisów społecznościowych uważa prywatność za ważną kwestię, a 21% w ogóle się nią nie przejmuje. Albo, że prawie 40% ankietowanych ze Stanów Zjednoczonych i Wlk. Brytanii przyznało, że korzystało już z usług lokalizacji, a połowa spośród nich obawia się, że geolokalizacja nadszarpuje ich prywatność, ale nie zmienia to ich chęci korzystania z tego rodzaju serwisów.
Dane osobowe, osobiste poglądy, wizerunki czy dane o naszej lokalizacji są rodzajem waluty, którą handlujemy w wirtualnym świecie, kupując za nią społeczną wiarygodność, uznanie, wpływ, serdeczność, przynależność i atrakcyjność społeczną.
Kiedy pojawiły się telefony komórkowe, ich użytkownicy czuli się początkowo niezręcznie, prowadząc prywatne rozmowy w autobusach, na ulicach, czy w sklepach. Dziś nikogo już nie dziwią prowadzone publicznie rozmowy, a zaangażowane w nie osoby nie wydają się zażenowane. W stosunku do prowadzonych publicznie rozmów obowiązuje rodzaj etykiety windy - wymuszoną bliskość rekompensujemy brakiem kontaktu wzrokowego.
40% ankietowanych ze Stanów Zjednoczonych i Wlk. Brytanii przyznało, że korzystało już z usług lokalizacji, a połowa spośród nich obawia się, że geolokalizacja nadszarpuje ich prywatność, ale nie zmienia to ich chęci korzystania z tego rodzaju serwisów.
Aktywne uczestnictwo w świecie opartym na sieci współdziałających urządzeń wymaga dzielenia się informacją po to, aby być częścią tego świata! Wyjście do sklepu naraża nas na wypadek samochodowy lub kradzież portfela. Wyjście do sklepu internetowego naraża nas na kradzież tożsamości. Nie istnieją realne, ani wirtualne całkowicie bezpieczne światy. Ryzyko wpisane jest w interakcje społeczne, które mogą zakończyć się dla nas wymianą dla nas pożyteczną i sprawiedliwą lub nie. Problem zaczyna się dopiero wówczas, gdy uczestnictwo w usieciowionym świecie nie było zamierzone i wymyka się spod kontroli użytkownika.
Istnieje możliwość, że globalna, multikulturowa społeczność Internetu wypracowała pojęcie prywatności - różne na różnych serwisach i w różnych kontekstach - które nie ma bezpośredniego odniesienia do rzeczywistości niewirtualnej, a dyskusje toczone przez prawników i specjalistów od technologii są w dużej mierze nieadekwatne do sytuacji przeciętnego internauty w jego własnym rozumieniu. Istnieje też możliwość, że technologia rozwinęła się szybciej, niż użytkownicy zdążyli się do niej przystosować. Perspektywa istnienia nieznanej nam grupy odbiorców naszych przekazów, która może je odbierać nie tylko dziś, ale - utrwalone - również w przyszłości, może być na tyle trudno do zrozumienia, że podświadomie staramy się wyłączyć ją z pola percepcji, koncentrując się na tym, co tu i teraz. Uznajemy, że w Panopticonie jest tylu więźniów, że strażnik już się w tym nie połapie.
Tytuł tekstu jest nawiązaniem do słynnego rysunku Petera Steinera opublikowanego w magazynie "The New Yorker" 5 lipca 1993 r.