Uwaga, sprawdzam

Dla biura informatyki Ministerstwa Gospodarki wyniki listopadowej kontroli stanowią też niemal gotową odpowiedź na wiele pytań. Ile pieniędzy resort będzie musiał przeznaczyć na unowocześnienie komputerów? Jakie środki powinny pójść na nowe aplikacje? "Gdybyśmy sami podjęli się tego zadania, audyt trwałby dwa razy dłużej i byłby dwa razy droższy. Całość kosztowała resort kilkadziesiąt tysięcy złotych".

Zbigniew Jabłoński miał świadomość, ile będzie kosztowała go konserwacja sprzętu w nadchodzącym 1998 r. Wiedział też jeszcze przed audytem, jak docelowo ma wyglądać system informatyczny w Sejmie i jaką Kancelaria Sejmu ma pełnić rolę w systemie informacyjnym administracji publicznej. "Jednak czasami człowiek dowiaduje się podczas audytu rzeczy, wydawałoby się, prozaicznych. Dzisiaj wiem, że każda karta sieciowa w komputerze opatrzona jest unikalnym numerem seryjnym, który będzie najprawdopodobniej identyfikatorem w przyszłej sieci wirtualnej Sejmu. Wiem też, że w 1997 r. w kilku przypadkach wymieniliśmy sprzęt w działach, które tego wcale nie potrzebowały" - uważa Zbigniew Jabłoński. Audyt był też dla sejmowych informatyków pretekstem do rozważań, czy pozostać przy klienckim oprogramowaniu Windows 95, czy przejść na Windows NT Workstation, czy może odchudzić stacje robocze i zastosować polską wersję NetPC. "Na razie pozostaniemy przy Windows 95, ale docelowym rozwiązaniem będzie prawdopodobnie NT Workstation" - mówi Zbigniew Jabłoński, który zamierza w tym roku przeprowadzać audyt co kwartał, a już wkrótce sprawdzać wpięte w sieć urządzenia na bieżąco.

Chcę, ale płacę

Za audyt jednak trzeba płacić. I to nie tylko pieniędzmi wręczanymi kontrolerom, ale własnym czasem i ryzykiem. "Nie sprawdziliśmy wszystkich komputerów. Kilka stanowisk, na których przetwarza się poufne dane, nie były kontrolowane przez firmy z zewnątrz" - mówi Zbigniew Mularzuk.

Jednak niebezpieczeństwo wycieku informacji zawsze istnieje, mimo iż kontrolerzy podpisują zobowiązania o zachowaniu tajemnicy. Istnieje też możliwość uszkodzenia lub zawirusowania danych. Każdy komputer jest przecież testowany "z dyskietki". Poza tym w proces audytu zaangażowane są nie tylko służby informatyczne, ale także wszyscy użytkownicy, którzy muszą w tym czasie zająć się czymś innym niż praca na komputerze.

Nie chcę, ale muszę

Audyt w pierwszych dwóch instytucjach administracji publicznej nie był wynikiem tylko zapotrzebowania użytkownika, ale przede wszystkim konsekwentnej polityki producenta oprogramowania. W 1996 r. podpisano ze spółką Microsoft umowę ramową typu Select, umożliwiającą administracji zakup oprogramowania po obniżonych cenach. Jednym ze standardowych warunków umowy jest przyjęcie przez klienta zobowiązania przeprowadzenia audytu na wniosek producenta. Zarówno Kancelaria Sejmu, jak i Ministerstwo Gospodarki korzystają z umowy Select, gdyż jest ona bardzo atrakcyjna cenowo. Ponadto Ministerstwo Gospodarki podpisało w ub.r. odrębną umowę Select z ComputerLand SA na zakup oprogramowania Microsoftu.

Można zatem wyobrazić sobie hipotetyczną sytuację, w której producent mówi użytkownikowi, że zjawi się u niego z nakazem prokuratorskim w ręku, o ile ten nie zapłaci kilkudziesięciu tysięcy złotych za sprawdzenie legalności oprogramowania przez określoną firmę. "Nas nikt nie szantażował. Nikt nie naciskał. Nam było to po prostu potrzebne" - mówi Zbigniew Jabłoński.


TOP 200