Strony zamiast informacji

Z punktu widzenia użytkownika Internetu trudno zauważyć jakąkolwiek nową jakość informacyjną, którą w porównaniu z serwisami internetowymi miast czy gmin miałyby wnosić BIP-y. Poza pojawiającymi się w niektórych miejscach prostymi wyszukiwarkami nie ma innych, potrzebnych przy tego typu urzędowych publikacjach narzędzi i możliwości dostępu do informacji (np. mechanizmów bazodanowych).

Inaczej wyglądałyby sieciowe zasoby prawa lokalnego, gdyby było możliwe przeszukiwanie ich pod kątem różnorodnych kryteriów, zestawianych w zależności od potrzeb. Zwykła lista uchwał rady miasta czy gminy, ułożonych chronologicznie lub podzielonych tematycznie, nie oferuje zbyt wielu możliwości trafienia na potrzebną informację lub wykonania zestawienia potrzebnego do podjęcia stosownej decyzji. Jeżeli i tak trzeba się odwołać do żmudnego przeglądania uchwały po uchwale, to nie ma sensu wydawać pieniędzy na rozwiązania informatyczne. To samo znacznie taniej można osiągnąć przez wgląd do papierowego archiwum.

Oczywiście tam, gdzie gminy czy miasta nie mają swoich stron internetowych, BIP-y są dla użytkowników Internetu bardzo przydatne. Pozwalają dotrzeć przynajmniej do podstawowych informacji na temat działalności władz samorządowych. Nie oznacza to jednak, że należało narzucać wszystkim jednakową formę publikowania informacji publicznych w sieci. Wystarczyło nałożyć obowiązek upublicznienia w Internecie określonych treści czy danych, zostawiając wybór formy publikacji decyzji konkretnych organów administracji lub instytucji. Ci, którzy mają już serwisy internetowe, mogliby włączyć wymagane ustawowo informacje do istniejących zasobów, a pozostali i tak musieliby je stworzyć. Ten sam efekt zostałby osiągnięty o wiele prościej i taniej. A przy tym nie odrywałby twórców istniejących witryn miejskich od zadań związanych z ich rozbudową.

Elektroniczny rząd na papierze

O ile Ustawa o dostępie do informacji publicznej była bardzo potrzebna - chociażby ze względu na uporządkowanie spraw związanych z udostępnianiem informacji przez administrację państwową - o tyle nie najlepszym rozwiązaniem było ścisłe sformalizowanie zasad publikacji określonej grupy informacji w Internecie (bo przecież nie wszystkich informacji publicznych, tylko wybranych jej rodzajów). Chyba że wcześniej rzeczywiście zostałby określony jednolity, ścisły i obowiązujący bezwzględnie wszystkich standard prezentacji danych. Tymczasem teraz jest tak, że urzędnicy uzyskali dzięki ustawie o Biuletynie Informacji Publicznej nieraz dodatkowe usprawiedliwienie utrudniania dostępu do danych - "wszystko jest przecież w Internecie".

Można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że w takiej sytuacji znacznie więcej korzyści mogłoby przynieść obywatelom udostępnienie usług interaktywnych (nawet tylko przez pojedyncze ośrodki) i możliwości załatwiania spraw na odległość. Idea elektronicznego rządu już z definicji zakłada przejrzystość działania władz i możliwość ich kontroli przez obywateli za pośrednictwem technik informacyjnych. Czy nie wystarczyłaby więc konsekwentna, systematyczna realizacja tych założeń, zamiast podpierania się protezami w rodzaju "elektronicznych publikatorów"?

Wdrażanie systemów informatycznych wspomagających zarządzanie gminą ma logikę. Nie da się "przeskoczyć" pewnych etapów, jeżeli całość ma sprawnie funkcjonować, obejmując realizację wszystkich zakładanych funkcji. Tym bardziej że wdrożenie rozwiązań informatycznych nie jest tylko zadaniem czysto technicznym. Wiąże się również z istotnymi zmianami organizacyjnymi, które mają przygotować podmiot do efektywnego korzystania z dobrodziejstw wprowadzonej technologii. W tym musi się mieścić kwestia zarządzania informacją i zasad jej udostępniania.

Zgodnie z Ustawą o dostępie do informacji publicznej, od 1 stycznia br. istnieje obowiązek publikowania w Biuletynie Informacji Publicznej informacji o stanie każdej załatwianej przez urząd sprawy. Jak gminy mają to robić, jeżeli większość z nich nie dysponuje jeszcze systemami elektronicznego obiegu dokumentów, systemami baz danych czy systemami wspomagania tzw. przepływów pracy (work flow)? Jak mają autoryzować przychodzące przez Internet zapytanie w konkretnych, indywidualnych sprawach, jeżeli zgodnie z inną ustawą mają czas na wdrożenie podpisu elektronicznego do 2006 r.? Oczywiście, można korzystać z półśrodków w postaci kierowania na podstawie numeru sprawy zapytania do odpowiedniego urzędnika, najlepiej zorientowanego w załatwianiu danego rodzaju spraw. Obywatel będzie później otrzymywał odpowiedź e-mailem lub - czego nie można wykluczyć - zwykłym listem. Czy to już jednak nie zakrawa na karykaturę elektronicznego rządu?

BIP, ale jaki

Nikt przy zdrowych zmysłach nie poważyłby się zakwestionować ani zasadności, ani potrzeby respektowania i oficjalnego usankcjonowania prawa obywateli do dostępu do informacji publicznej, w tym również za pośrednictwem Internetu. Trudno jednak się zgodzić, że po raz kolejny w naszym kraju przy wprowadzaniu nowych regulacji prawnych nie wzięto w należyty sposób pod uwagę istniejącego stanu. Nie uwzględniono zarówno już istniejących aktów prawnych (czy na początek nie wystarczyłoby sumienne i kategoryczne egzekwowanie zapisów ustawy o samorządzie terytorialnym, w której jest wprost mowa o jawności informacji?), jak i doświadczeń ludzi, którzy z własnej woli zaangażowali się w tworzenie rozwiązań z założenia prowadzących do osiągnięcia podobnych celów - co więcej, mogących już się pochwalić wieloma osiągnięciami i sukcesami na tym polu. Nie postarano się też o zapewnienie skutecznych mechanizmów kontroli i egzekwowania zapisów prawa. Nie dziwmy się więc, że BIP-y mają dzisiaj taki kształt, a administracja traktuje je po macoszemu.

Jak wynika z badania przeprowadzonego jesienią ub.r. przez Stowarzyszenie "Miasta w Internecie", cztery miesiące po obowiązkowym terminie publikacji tzw. stron podmiotowych ponad 10% gmin i powiatów nie miało swoich BIP-ów. Ze strony głównej BIP brakowało odniesień do biuletynów jednej czwartej gmin i powiatów. Kancelaria Prezydenta RP uruchomiła swój BIP dopiero w grudniu ub.r., a więc w sześć miesięcy po ustawowym terminie.

Sąd nakazał

Biuletyn Informacji Publicznej zdążył już trafić na wokandę sądową. Są pierwsze orzeczenia w sprawie dostępu do informacji publicznej. Wojewódzki Sąd Administracyjny zobowiązał Prezydenta RP oraz Prezesa Sądu Okręgowego w Warszawie do rozpatrzenia wniosków o udzielenie informacji publicznej. "Prezydent RP i sąd są organami władzy publicznej zobowiązanymi ustawowo do udzielania takich informacji" - orzekli sędziowie WSA.

Do Prezydenta RP wystąpiła spółka Szulc-Efekt z Radomia, jedna z firm tworzących komercyjne strony do Biuletynu Informacji Publicznej. Chciała uzyskać internetowy adres strony prezydenckiego BIP-u, a ten jeszcze nie istniał. Do Sądu Okręgowego w Warszawie zwróciła się natomiast z zapytaniem osoba prywatna. Po opublikowaniu w Rzeczpospolitej artykułu o podwyższeniu taksy notarialnej, Piotr Szkudlarek poprosił o udostępnienie orzeczenia Sądu Antymonopolowego w tej sprawie. Wiceprezes Sądu Okręgowego stwierdził, że udzielanie informacji o postępowaniu sądowym reguluje procedura cywilna i nie są to informacje publiczne. Wojewódzki Sąd Administracyjny nie podzielił jednak tej argumentacji. Oba wyroki są nieprawomocne i stronom przysługuje od nich skarga kasacyjna do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Nierozstrzygnięta pozostaje wciąż sprawa z powództwa Sergiusza Pawłowicza domagającego się od Zakładu Ubezpieczeń Społecznych udostępnienia kodu źródłowego programu Płatnik.

Propozycji co niemiara

Na rynku działa wiele firm oferujących różnorodne narzędzia służące do tworzenia Biuletynu Informacji Publicznej. Same jednostki samorządu terytorialnego korzystają z aplikacji ponad 150 producentów. Najwięcej gmin i powiatów korzysta z rozwiązań oferowanych przez: ZETO Koszalin, Plocman, Baza Gmin, A&BC, WOI Lublin, WOKiSS, Logonet, Stowarzyszenie "Miasta w Internecie" wraz z Rodan Systems. Żaden z tych dostawców nie zdobył jednak chociażby 100 klientów wśród organów samorządowych, co świadczy o dużym rozproszeniu rynku.

Źródło: Dariusz Woźniak: Elektroniczna administracja samorządowa. Krok po kroku, Wspólnota, nr 25/2003


TOP 200