Społeczeństwo Informacyjne SA

Po czterech miesiącach pracy Komisji Nadzwyczajnej rozpatrującej rządowy projekt ustawy o informatyzacji wciąż nie wiadomo, czemu ma ona służyć. Rząd wycofał się z pomysłu wydawania opinii "o projektach informatycznych o publicznym zastosowaniu, nie będącym głównym albo sektorowym projektem informatycznym". Ta decyzja jest niezwykle istotna dla kształtu całej ustawy.

Ani komunalny zakład pogrzebowy, ani też gminne przedszkole nie będą bowiem musiały pytać ministra właściwego ds. informatyzacji, czy mogą kupić np. nową myszkę.

Ile władzy w rękach ministra?

Żarty na bok. Pytanie, jaką władzą ma być obdarzony minister od informatyzacji, wciąż pozostaje zasadne. Siły przepisów tej ustawy są świadomi wszyscy posłowie Komisji Nadzwyczajnej. Jej przewodniczący Antoni Kobielusz (SLD) mówi wprost, że jest przeciwny przyznawaniu zbyt dużych kompetencji ministrowi właściwemu ds. informatyzacji. I na tej podstawie zaproponował wykreślenie art. 10 z projektu ustawy o informatyzacji. O dziwo, bez dyskusji propozycję tę przyjął Wojciech Szewko, podsekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i Informatyzacji. Do tego punktu zażarcie walczył o utrzymanie rządowych zapisów. Wdawał się w polemiki słowne z ekspertami komisji oraz sejmowymi legislatorami, którzy co i rusz wskazywali, że przepisy ustawy naruszają źródła prawa i mogą zostać potraktowane jako niekonstytucyjne. "Jak to możliwe, skoro projekt został pozytywnie zaakceptowany przez Rządowe Centrum Legislacyjne" - odparowywał Wojciech Szewko. Raz zdecydował się nawet na odwołanie się do pochodzenia politycznego posłów, gdy członkowie komisji ze strony SLD zaczęli podważać jedną z rządowych propozycji. Ci - zreflektowawszy się - poparli wniosek rządowy.

Zobacz również:

  • Wartość holdingu Alphabet przekroczyła 2 bln USD

Tym razem Wojciech Szewko łatwo zgodził się na zaproponowane zmiany. Wbrew pozorom nie na tym zapisie ustawy zależy przedstawicielom Ministerstwa Nauki i Informatyzacji. To klasyczny wybieg legislacyjny, często praktykowany przez projektodawców. Do przygotowanego aktu prawnego wstawia się kontrowersyjny przepis, aby na nim skupił się atak przeciwników projektu. W rzeczywistości ważniejsze są inne zapisy. Gdy polemiści "wystrzelają się" z argumentów, wnioskodawca przychyla się do ich stanowiska i rezygnuje ze swojej kontrowersyjnej propozycji. Przypomina to stary, żydowski dowcip o kozie, którą wprowadza się na chwilę do mieszkania, aby rodzina - pozbywszy się jej - odczuła ulgę.

Już w tej chwili Ministerstwo Nauki i Informatyzacji będzie przestrzegało wykonywania Planu Powszechnej Informatyzacji przyjmowanego w drodze rozporządzenia na okres do 5 lat. Jak słusznie zauważył Wacław Iszkowski, prezes Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji, taki akt prawny stanie się jednym z najważniejszych dla firm IT. Na jego podstawie firmy będą przygotowywały się do przetargów publicznych. Jeśli więc minister właściwy ds. informatyzacji będzie miał wpływ na PPI - jak również będzie opiniował główne i sektorowe plany informatyzacji - taki zakres władzy wystarczy, aby znacząco wzrósł status resortu informatyzacji.

Więcej w tygodniku Computerworld nr 2/2004

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200