Samoregulacja Internetu prawo, technika i użytkownicy

Regulowanie obecności w Internecie materiałów sprzecznych z porządkiem prawnym nie należy do zadań prostych. Stanowione przepisy wyznaczają jedynie pewne ramy, a ich praktyczne egzekwowanie rodzi wiele komplikacji. Nic więc dziwnego, iż dużą wagę przykłada się do samoregulacji uzupełniającej regulacje prawne.

Regulowanie obecności w Internecie materiałów sprzecznych z porządkiem prawnym nie należy do zadań prostych. Stanowione przepisy wyznaczają jedynie pewne ramy, a ich praktyczne egzekwowanie rodzi wiele komplikacji. Nic więc dziwnego, iż dużą wagę przykłada się do samoregulacji uzupełniającej regulacje prawne.

Sprowadza się ona głównie do podejmowania określonych czynności przez podmioty świadczące usługi w ramach sieci komputerowych. Wagę samoregulacji w kontekście Internetu dostrzega Unia Europejska. Warto więc zwrócić uwagę na jej pewne elementy.

Rola usługodawcy w regulowaniu Internetu

Konstrukcja Internetu sprawia, że jeden podmiot nie jest w stanie sprawować nad nim całościowej kontroli. W związku z tym rola podmiotów świadczących usługi w sieci - ISP, zwłaszcza w ramach hostingu, przez pryzmat regulacji Internetu znacznie wzrasta. Jest ona związana głównie z eliminacją kontrowersyjnych materiałów udostępnianych za ich pośrednictwem przez internautów. O aktywności ISP świadczą chociażby strony z komunikatami "witryna usunięta z przyczyn regulaminowych".

Sprawna działalność rzeszy administratorów systemów sprawia, iż materiały sprzeczne z obowiązującym porządkiem prawnym szybko znikają z Internetu. Blokowanie i usuwanie danych jako przejaw swoistego "władztwa" nad internautami nie jest jednoznacznie oceniane. Najbardziej krytyczne sądy porównują aktualną rolę ISP z tą, która do niedawna przypadała cenzorom. Nie zmienia to jednak faktu, iż działania podejmowane przez usługodawców stanowią istotną część regulacji Internetu. Do tego typu samoregulacji ISP zachęcają czasem regulacje prawne.

Dyrektywa z 8 czerwca 2000 r. o handlu elektronicznym zakłada wspieranie dobrowolnego tworzenia przez ISP kodeksów postępowania, udostępniania ich w formie elektronicznej. Bywa, że przepisy wymuszają na europejskich usługodawcach wypracowania określonych zasad postępowania. Obowiązek taki wypływa z konstrukcji zasad wyłączających odpowiedzialność ISP z tytułu publikowania przez internautów materiałów sprzecznych z porządkiem prawnym. W przypadku usług hostingowych założono, iż konieczny pozostaje brak wiedzy o nielegalnym charakterze wspomnianych danych oraz odpowiednia reakcja na sygnał o ich sprzeczności z prawem. Przytoczone przesłanki znalazły swoje odzwierciedlenie w regulacjach wewnętrznych państw członkowskich, w tym w rodzimej Ustawie z dnia 18 lipca 2002 r. o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Nawet pobieżna analiza owych zasad skłania do wniosku, iż na ISP ciąży obowiązek samodzielnego wypracowania zasad odnoszących się do przyjmowania, weryfikowania zgłoszeń o nielegalnych treściach umieszczanych na ich serwerach oraz procedur składających się na usunięcie bądź zablokowanie dostępu do tego rodzaju kontrowersyjnych danych. Takie zasady określane bywają procedurą notice and take down.

ISP świadczący usługi hostingowe, zgodnie z rodzimymi przepisami, jest zobowiązany do usunięcia materiałów po uzyskaniu urzędowego zawiadomienia lub wiarygodnej informacji. Ostatnia z sytuacji dotyczy głównie zgłoszeń kierowanych przez samych internautów do administratorów systemów. Na podmiocie zajmującym się hostingiem ciąży obowiązek zweryfikowania, które z nich są na tyle wiarygodne, by podjąć jakieś kroki. I w tym miejscu pojawia się nieodłączna potrzeba kreowania własnych, wewnętrznych procedur. Gra jest warta świeczki, bowiem zaniechanie zablokowania kontrowersyjnych materiałów może skutkować odpowiedzialnością prawną ISP.

Europejscy dostawcy usług internetowych muszą więc zmierzyć się z odpowiedziami na pytania: w jaki sposób przyjmować zgłoszenia? Czy muszą one zawierać jakieś minimum informacji koniecznych do sprawdzenia ich wiarygodności? W jaki sposób traktować anonimy internautów?

To tylko niektóre z zagadnień, które powinny być rozstrzygnięte w drodze samoregulacji przez ISP. Dochodzi do tego kwestia dopuszczenia głosu "drugiej strony", czyli internauty, który opublikował kontrowersyjne dane. Dla przykładu, przepisy Ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną wyłączają odpowiedzialność odszkodowawczą ISP wobec użytkownika, którego dane zostały zablokowane. Warunkiem pozostaje jednak zawiadomienie internauty o zamierzeniu uniemożliwienia dostępu do nich.

Każdy z dostawców usług mógłby jednak rozważyć możliwość uzyskania drogą elektroniczną odpowiedzi internauty na zarzuty kierowane pod jego adresem. Niemniej istotnym zadaniem pozostaje wypracowanie przez usługodawców procedur związanych z powtórnym umieszczeniem bezpodstawnie usuniętych z sieci materiałów. Notice and take down stanowi istotny element samoregulacji.

Powierzenie dostawcom usług internetowych roli decydenta o przyszłości wielu internetowych publikacji może być zabiegiem ryzykownym. Zbyt pochopne usuwanie danych z sieci przybliża zagrożenia związane z wprowadzeniem swoistej cenzury w Internecie. Pracownicy ISP, nie zawsze posiadający specjalistyczną wiedzę z zakresu prawa, będą woleli zablokować dostęp do wskazanych w zgłoszeniach materiałów, niż narazić pracodawcę na skierowanie przeciwko niemu ewentualnych środków prawnych.

Świadczy o tym eksperyment przeprowadzony w ubiegłym roku przez organizację Bits of Freedom. Polegał on na umieszczeniu w Internecie pracy, do której wygasły majątkowe prawa autorskie, a następnie zgłoszeniu usługodawcom, iż materiały te naruszają prawa autorskie i zażądaniu usunięcia ich z sieci. Jako przynętę wybrano tekst znanego holenderskiego autora stworzony w 1871 r. Publikacji umieszczonej w sieci towarzyszyło zastrzeżenie, iż materiał znajduje się obecnie w "domenie publicznej" - czyli wygasły związane z nim majątkowe prawa autorskie. Następnie drogą e-mailową 10 holenderskim dostawcom różnorodnych usług internetowych przesłano zawiadomienia o naruszeniu prawa, sygnowane przez nieistniejącą organizację zajmującą się ochroną praw autorskich. Wiadomości przesłano przy tym z darmowego konta pocztowego Hotmail. Rezultatem eksperymentu było usunięcie materiału przez 7 z 10 dostawców. Oznaczało to, iż administratorzy systemów nawet nie przeglądnęli materiału, którego legalność została zakwestionowana. Bits of Freedom opublikowało następnie opracowanie na ten temat -http://www.bof.nl/docs/researchpaperSANE.pdf

Filtry w Internecie

Odmienną metodą samoregulacji pozostaje wykorzystywanie mechanizmów filtrujących w sieci. Filtrowanie sprowadza się do analizy zasobów internetowych i blokowania materiałów sklasyfikowanych jako nielegalne bądź szkodliwe z różnych względów. Filtrowanie nie jest domeną wyłącznie podmiotów świadczących usługi internetowe. Oprogramowanie udostępniane przez szereg firm pozwala na samodzielne blokowanie określonej kategorii zasobów. Z podobnych metod korzystają m.in. rządy Iranu, Singapuru czy Chin.

Wielokrotnie podnoszono, iż filtry nie są skuteczną metodą weryfikowania zawartości sieci. Obawy wiązano przede wszystkim z możliwością blokowania dostępu do "niewinnych" treści, a więc naruszania wolności ekspresji poglądów i przekonań w cyberprzestrzeni. Ilustrowało to wiele mniej lub bardziej spektakularnych przykładów.

W 2001 r. amerykańskie National Coalition Against Censorship opublikowało obszerny raport na temat filtrowania treści udostępnianych w Internecie (http://www.ncac.org/issues/internetfilters.html ). Autorzy opracowania wykazywali, iż poprzez bazowanie na konkretnych słowach kluczowych filtry blokują dostęp nie tylko do treści naruszających prawo, ale także materiałów cennych z punktu widzenia użytkowników. Dla potwierdzenia tej tezy wskazano m.in., iż "ofiarą" programu SmartFilter padły Deklaracja Niepodległości czy też sztuki Szekspira. Z kolei CyberPatrol skutecznie zablokował część witryny miasta Hiroszima oraz strony poświęcone Vincentowi van Gogh.

Filtrowanie zasobów internetowych jest możliwe na poziomie wyszukiwarek. Rodzi to również pewne zastrzeżenia. Skupiają się one głównie na fakcie, iż regulacje prawne obowiązujące w poszczególnych krajach odmiennie podchodzą do legalności znacznej części kontrowersyjnych materiałów umieszczanych w sieci. Obrazuje to problem propagowania nazizmu, który traktowany jest odmiennie na kontynencie europejskim i w USA. Kategoryczny zakaz rozpowszechniania wspomnianych materiałów obowiązujący w Niemczech przeciwstawiany zostaje gwarancjom I Poprawki do konstytucji amerykańskiej, gwarantującej niezmiernie szeroki zakres wolności słowa. Znajduje to odbicie w wynikach przeszukiwania zasobów internetowych. Strony niewidoczne w wynikach przeszukania sieci za pomocąhttp://google.de lubhttp://google.fr mogą być dostępne dla użytkownikówhttp://google.com

Na inny aspekt stosowania filtrowania w Internecie zwrócił uwagę w lutym 2005 r. Yaman Akdeniz podczas międzynarodowej konferencji poświęconej wolności słowa w cyberprzestrzeni, organizowanej przez UNESCO. Odnosi się on do konfrontacji praw małoletnich oraz dorosłych użytkowników Internetu. Jest to trafna uwaga. Zasadniczym powodem implementacji mechanizmów filtrujących jest chęć ochrony małoletnich internautów przed treściami dla nich szkodliwymi. Z drugiej strony część z owych materiałów powinna być ogólnodostępna dla pozostałych użytkowników. Filtry są więc jedynie częściowym rozwiązaniem problemu kontrolowania treści udostępnianych w Internecie, a jak widać przeciwnicy tego rodzaju rozwiązań przedstawiają szeroką gamę argumentów podważających ich efektywność.

Gorące linie

Udział ISP i internautów w efektywnym regulowania sieci to także funkcjonowanie "gorących linii" - hotline. Stanowią one wyraz sprzeciwu użytkowników przeciwko dystrybucji w Internecie materiałów naruszających prawo, a w szczególności pornografii dziecięcej. "Gorące linie" przybierają postać stron WWW, za pośrednictwem których możliwe jest zgłaszanie przypadków naruszenia praw w sieci. Funkcjonowanie hotlines zakładają postanowienia planu Komisji Europejskiej Safer Internet Action Plan. Jest to bowiem specyficzna kooperacja podmiotów prywatnych z organami ścigania.

Jedną z najbardziej znanych "gorących linii" pozostaje witryna utrzymywana przez Internet Watch Foundation. Z jej raportu za rok 2004 wynika, iż w większości przypadków to strony WWW pozostają źródłem materiałów nielegalnych w sieci. Brytyjska organizacja wskazuje przy tym na zmniejszenie ogólnej ilości zgłoszeń. Jednocześnie zwiększyła się procentowa ilość materiałów sprzecznych z porządkiem prawnym, a utrzymywanych na rosyjskich witrynach - z 23 do 31%. IWF w ramach swej działalności informuje usługodawców o przypadkach łamania prawa przez internautów. Rekomenduje też, które z grup dyskusyjnych nie powinny być utrzymywane przez ISP. Działalność gorącej linii sprowadza się do ścisłych związków z organami ścigania, w celu wykrycia sprawców przestępstw. Pracownicy IWF wraz z członkami Microsoft Research z Cambridge przygotowali nawet specjalne oprogramowanie skanujące określone zasoby sieci pod kątem udostępniania pornografii dziecięcej.

Problemem związanym z faktycznym funkcjonowaniem "gorących linii" jest ich status prawny, który nie został do końca sprecyzowany. A to z kolei rodzić może pewne wątpliwości. Nie sposób pomijać faktu, iż ten rodzaj samoregulacji nie może całkowicie wyręczać uprawnionych organów państwowych w walce z naruszeniami prawa w Internecie. Funkcjonowanie "gorących linii" powinno sprowadzać się jedynie do roli efektywnej elektronicznej "skrzynki kontaktowej". Wykluczone pozostaje samodzielne gromadzenie dowodów przez pracowników hotlines, przykładowo poprzez zapisywanie treści pornograficznych na własnych serwerach. Zachowanie takie pozostaje bowiem w sprzeczności z przepisami karnymi i może skończyć się dla internetowego aktywisty nieprzyjemnymi konsekwencjami. Zresztą same hotlines zawierają często zastrzeżenia, by informacje o kontrowersyjnych witrynach nie były "dokumentowane" w ten sposób przez użytkowników.

Warto dodać, że i Polska doczekała się własnej hotline - funkcjonuje ona od początku bieżącego roku pod auspicjami NASK (http://www.hotline.org.pl ).

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200