Rozkładanie i scalanie czyli integracja á la Polonaise

Naturalne niejako w przedstawionej sytuacji i uzasadnione jest pytanie - czy nie lepiej wobec tego w ogóle zrezygnować z wielości heterogenicznych systemów i związanych z nimi kosztownych zabiegów integracyjnych, zastępując wszystko jednym, już zintegrowanym wewnętrznie megasystemem, który zapewni tak upragnioną jedność na wszystkich poziomach występujących w tabeli. Wbrew pozorom odpowiedź na to pytanie jest prosta: nie istnieje taki megasystem, który potrafiłby obsłużyć wszystkie potrzeby informacyjne całej, dużej organizacji, bez potrzeby wsparcia go różnymi systemami uzupełniającymi, które - mimo pomocniczego charakteru - szybko nabywają krytycznego znaczenia. Nad tworzeniem takich uzupełnień i rozszerzeń systemów, które - jak to wydawało się początkowo - zapewnią pełną obsługę informacyjną całej organizacji, pracują w Polsce całe armie programistów i nic nie wskazuje na to, aby w przyszłości miało im zabraknąć zajęcia. Dzieje się tak wszędzie - w przemyśle, handlu, usługach (telekomunikacja!), bankach i administracji publicznej.

Powyższe nie oznacza jednak, że wspomniane organizacje nie dostrzegają sprawy i nie podejmują żadnych działań mających tę sytuację zmienić. Problem w tym, że działania takie, dając tylko nadzieję na przyszłą obniżkę kosztów, same wymagają sporych nakładów początkowych. A ich wysokość, w porównaniu z nie zawsze oczywistymi, a za to zawsze dość odległymi w czasie, korzyściami, odstrasza często potencjalnych sponsorów wewnątrz organizacji.

Sprzęt?

Wracając do schematu z tabeli i pomijając zaznaczoną tam, przymusową w jakimś sensie integrację na poziomie danych - miejscem najczęstszych i uchodzących za najprostsze zabiegów integracyjnych jest sama warstwa sprzętowa. Całość przedsięwzięcia polega tu na zastąpieniu wielu małych komputerów pełniących rolę różnego rodzaju serwerów jednym dużym komputerem, wyróżniającym się możliwością uruchamiania na nim niezależnych od siebie komputerów logicznych. Każdy z nich ma własny, niezależny od pozostałych system operacyjny i korzysta z tylko jemu przydzielonych zasobów pamięci operacyjnej, dyskowej i mocy obliczeniowej, pozwalając na spełnienie wymogów i uwarunkowań modelu "jeden komputer - jeden system". Początki rozwiązań tego rodzaju sięgają przełomu lat 60. i 70., kiedy to stosowano je na komputerach typu mainframe na potrzeby przetwarzania wsadowego.

Sprzęt i oprogramowanie potrzebne do tego rodzaju integracji oferuje kilku zaledwie producentów, ale i tak żaden z nich nie daje możliwości jednoczesnego posadowienia wszystkich popularnych rodzajów systemów operacyjnych na jednym komputerze. Stosunkowo nieliczne wdrożone takie rozwiązania można również znaleźć w kilku dużych organizacjach w Polsce.

Przedmiotem największych kontrowersji bywa tu jednak opłacalność. Spory na ten temat i skrajnie różne opinie przypominają czasem starcia zwolenników oprogramowania open source z ich przeciwnikami. Do prób rozstrzygnięć w tej materii włączają się także sami dostawcy sprzętu - w opinii jednego z nich za zgrubną granicę opłacalności integracji sprzętowej można przyjąć liczbę jednostek serwerów poddawanych integracji, a samo przedsięwzięcie integracyjne zaczyna mieć według niego sens ekonomiczny dopiero, gdy tych jednostek jest więcej niż 50-60.

Jak widzi to człowiek?

Zupełnie inaczej wygląda jednak integracja widziana od strony użytkownika. W tym przypadku najbardziej zaawansowaną i stosowaną w wielu dużych organizacjach jest technika portalowa. Technika ta odwraca niejako do góry nogami cały model funkcjonowania informatyki, która jest w tym przypadku postrzegana nie jako konglomerat systemów, lecz jako całość, zdolna do wykonywania wielu powiązanych ze sobą funkcji. Powiązania te pozostają całkowicie niedostrzegalne dla użytkownika, który może w ten sposób koncentrować się na treści wykonywanych zadań, a nie na opanowywaniu, często całkowicie różnych, zasad konwersacji z kolejnymi systemami.

Tak rozumiane jednak portale, aby sprawnie działać, wymagają bardzo zaawansowanej integracji na wszystkich poziomach (z wyjątkiem warstwy sprzętowej), co rzadko jest osiągane w pełni. Częściej za to bywa tak, że portal to tylko miejsce bardzo powierzchownej integracji, upraszczające uruchamianie różnych systemów poprzez korzystanie ze wspólnego mechanizmu uwierzytelniania użytkowników i udzielania im praw dostępu do danych. Dalej jednak każdy z wywołanych tą drogą systemów działa i zachowuje się po swojemu, korzystając z niezbędnego zakresu integracji na poziomie danych, zapewnianej przez oprogramowanie pośredniczące, co i tak sprowadza się w końcu do modelu z tabeli.

Never ending story?

Wszystko to razem oznacza, że integracja systemów jest działaniem ciągłym, które praktycznie nigdy się nie kończy, gdyż jednocześnie z postępami w tej dziedzinie ma miejsce rodzaj erozji, będący skutkiem wprowadzania nowych systemów, nieprzystających do architektury informatycznej istniejącej w danej organizacji i przyjętych tam norm z tego zakresu. W niektórych przypadkach próba rozstrzygnięcia, które z tych dwu zjawisk: integracja i dezintegracja, przebiega szybciej, może nie być zadaniem łatwym.

Sama dziedzina integracji, jak wszystko w informatyce, również podlega zmianom. Pewne możliwości zostają z czasem zarzucone, inne wychodzą ze sfery prób, a także pojawiają się nowe, które dopiero trzeba próbom poddać.

Wiele obiecują pod tym względem języki z grupy XML, które, jeżeli tylko ustrzegą się rozpadu na tysiące wersji, mogą istotnie zmienić procesy integracji danych, pozwalając na ich oderwanie od mało elastycznych, opisujących je struktur. Stopniowo zwolenników zyskują tzw. blade computers, które pozwalają idealnie wpisać się w kanon "jeden system - jeden komputer" i które są naturalnym sprzymierzeńcem rozwoju innej jeszcze techniki integracyjnej - zintegrowanych systemów pamięci zewnętrznej. Na wszystko to zaś trzeba nałożyć także i to, co w zakresie samych aplikacji mogą w przyszłości dać usługi sieciowe.

Główne i nieodparte wrażenie, jakie zostawia ten, z konieczności skrótowy, przegląd dziedziny integracji niezbyt chętnie współpracujących ze sobą systemów dużych organizacji jest takie, że procesy integracyjne z trudem nadążają za również postępującą dezintegracją, a ich realizacja według obecnie uznawanego kanonu nie zdoła dotrzeć nawet do półmetka, gdy generalnej zmianie ulegnie sam kanon. I wtedy wszystko zacznie się od nowa.


TOP 200