Przykręcanie śruby

Rząd wykonał z naddatkiem plan cięć wydatków budżetowych. Głównie jednak tylko na papierze. Jedni taką politykę chwalą, inni są sceptyczni.

Rząd odtrąbił sukces, bo planował zaoszczędzić 17 mld zł, a udało się prawie 20 mld (19,7 mld zł). Wszyscy spodziewali się targów i kłótni, a poszło łatwo, bez większych napięć. Jednak zdaniem ekonomistów, prawdziwe oszczędności wynoszą 10 mld zł, bo pozostałe 9,7 mld zł są tylko przesunięciem środków poza budżet. Właśnie o taką kwotę zmniejszono wydatki budżetowe na drogi. Inwestycje w drogownictwie mają być finansowane z kredytów Europejskiego Banku Inwestycyjnego oraz z emisji obligacji. Dług miałby być spłacany po zakończeniu inwestycji ze środków unijnych. To tylko zabieg księgowy, przesuwający płatności w przyszłość. Można też zastanawiać się, czy nie opóźni on inwestycji, które przecież miały być kołem zamachowym słabnącej gospodarki.

Ekonomiści mają również wątpliwości, czy odchudzenie wydatków o 19,7 mld zł wystarczy, by osiągnąć cel, jaki przyświeca rządowi, a więc utrzymać deficyt budżetowy ma zaplanowanym poziomie 18,2 mld zł. Na razie założenie jest takie, że wzrost gospodarczy zwolni do 1,7 %, i pod tę prognozę zrobiono cięcia. Ale prognozy dla polskiej gospodarki są różne. Niektórzy przewidują jeszcze głębsze spowolnienie, a niektórzy nawet recesję. Minister finansów wreszcie zauważył, że sytuacja jest poważna i mało przewidywalna, bo nie wyklucza ewentualnej nowelizacji budżetu w połowie roku. Można tylko ubolewać, że nie dostrzegł zagrożeń, gdy budżet był uchwalany. Symptomy nadciągającego kryzysu były już wtedy widoczne. Prognozy wzrostu, zawartej w ustawie budżetowej (3,7%) nikt nie traktował serio.

Niektórzy mają także zastrzeżenia do samej filozofii walki z kryzysem poprzez cięcia wydatków budżetowych. Przecież głównym źródłem tych oszczędności są wydatki rzeczowe i inwestycyjne. Takie przykręcanie śruby uderza w popyt wewnętrzny, więc nie przysłuży się zwalniającej gospodarce. Minister finansów argumentuje, że najważniejsze jest dzisiaj utrzymanie niskiego deficytu, bo pokazuje inwestorom, że polska gospodarka mimo kryzysu wzmacnia swoje fundamenty, podczas gdy cały świat zapożycza się i tłoczy na rynki masy pieniądza. Pytanie jednak, czy inwestorzy docenią te ambicje. Na razie biorą nogi za pas i uciekają. Słabnący złoty pokazuje skalę tej rejterady, nawet jeśli przyjąć, że do osłabienia rodzimej waluty przyczynił się również kryzys na rynku opcji walutowych.

Przedstawiciele rządu mówią, że gdybyśmy przyjęli euro razem ze Słowacją, uniknęlibyśmy wielu problemów. To prawda, ale nasza sytuacja w ostatnich latach różniła się od słowackiej. Po bitwie każdy jest generałem. Dziś rząd rozpaczliwie szuka oszczędności, tnie wydatki na remonty, wyrzuca z budżetu drogi, ale przecież nie zrobił nic, by na przykład uzdrowić system emerytur rolniczych, który niemal w całości działa dzięki budżetowym pieniądzom. Kryzys wydobywa na światło różne grzechy zaniechania.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200